Dziesięć zmarnowanych wielkich talentów polskiej piłki

Dawid Janczyk wrócił do zawodowej piłki. Nie grał o punkty od kwietnia 2012 r. Czy niespełna 27-letni dziś zawodnik zapracuje, by nie uważać go za jeden ze straconych talentów polskiej piłki? Na razie ma pewne miejsce w pierwszej dziesiątce listy największych straconych talentów polskiej piłki.

Dawid Janczyk

Zrobiło się o nim głośno, gdy na mistrzostwach świata do lat 20 w Kanadzie, strzelił trzy gole. Polska odpadła wtedy w 1/8 finału po porażce 1:3 z Argentyna - późniejszym triumfatorem. Janczyk został uznany za jednego z najlepszych zawodników turnieju. Miejscowi dziennikarze wybrali go do drużyny mistrzostw obok takich zawodników jak Sergio Aguero, Gerard Pique czy Alexandre Pato.

Jeszcze w czasie trwania turnieju w Kanadzie młody zawodnik zmienił barwy klubowe. Za 4,2 mln dolarów kupił Janczyka CSKA Moskwa. Został jednym z najdroższych Polaków, który odszedł z naszej ligi. Na tym skończyły się jego sukcesy. W CSKA Moskwa grał niewiele, potem był wypożyczany do Lokeren, Germinalu Beerschot, Korony Kielce, PFK Oleksandria na Ukrainie. Nigdzie nie zagrzał miejsca.

W końcu - po wygaśnięciu kontraktu z CSKA Moskwa - próbował odbudować się w Legii. Tu okazało się, że ma problemy z alkoholem. Klub wysłał go na terapię w ośrodku zamkniętym, ale Janczyk z niej zrezygnował. Zapewnia, że nie jest alkoholikiem.

Teraz Janczyk odnalazł się w Piaście Gliwice i gra w ekstraklasie. Strzelił dwa gole w Pucharze Polski. Czy to początek drogi powrotnej do wielkiego futbolu?

Marek Citko

To był talent, w którym zakochała się cała Polska. Wystarczyło, że 9 października 1996 r. strzelił Anglii gola na Wembley. To nic, że reprezentacja wtedy i tak przegrała, kibice wybrali piłkarza Widzewa najlepszym sportowcem roku w plebiscycie audiotele Telewizji Polskiej. W pokonanym polu zostawił medalistów z Atlanty, choć Polska odnotowała wtedy jeden z najlepszych olimpijskich startów w historii - 7 złotych medali. Tak lubianego i popularnego piłkarza nie było w naszym kraju od czasów Zbigniewa Bońka. Jego bramkę z 40 metrów, którą w Lidze Mistrzów strzelił mistrzowi Hiszpanii Atletico Madryt, pokazywały stacje telewizyjne na całym świecie.

Bajka skończyła się szybko i bardzo brutalnie. 17 maja 1997 r. Citko doznał kontuzji zerwania ścięgna Achillesa w ligowym meczu z Górnikiem Zabrze. Przez ponad rok nie grał w piłkę i nigdy już nie wrócił do wielkiej formy.

Wojciech Kowalczyk

Miał 18 lat, gdy strzelił dwa gole Sampdorii Genua - najlepszej wtedy włoskiej drużynie, która dwa miesiące później świętowała pierwsze i jedyne dotąd mistrzostwo kraju. Legia wyeliminowała Włochów w 1/4 finału Pucharu Zdobywców Pucharów. W półfinale nie sprostała co prawda Manchesterowi United, ale Kowalczyk strzelił bramkę na Old Trafford.

W sierpniu tego samego 1991 r. zadebiutował w kadrze. W zwycięskim meczu towarzyskim ze Szwecją (2:0) strzelił gola. Debiut marzenie. Rok później błyszczał podczas igrzysk w Barcelonie. Polska zdobyła srebro, Kowalczyk został wicekrólem strzelców z czterema golami na koncie. I na tym skończyły się jego wielkie sukcesy.

W 1994 r. Legii nie udało się awansować do Ligi Mistrzów. Kowalczyk został sprzedany do Betisu Sewilla za 1,7 mln dolarów. W Hiszpanii gwiazdą już nie był. Trudno mu było o miejsce w podstawowym składzie. W 1997 r. odszedł do drugoligowego Las Palmas. Potem na krótko grał w Legii, by w końcu przenieść się na Cypr, który wtedy był uważany za peryferie zawodowego futbolu.

Kowalczyk osiągnął dużo mniej niż wskazywał na to jego wielki talent. Nigdy nie ukrywał, że chciał się przede wszystkim w życiu dobrze bawić. Na zarzuty, że przehulał karierę odpowiadał: - Dobry piłkarz pije. Dlatego, że się nie boi, że jest pewny siebie. Ci, którzy nie piją - albo udają, że nie piją - to zwykłe ciapy, które nic nie potrafią.

Mirosław Pękala

Miał 15 lat i 10 miesięcy, gdy zadebiutował w ligowym meczu Śląska Wrocław przeciwko Ruchowi Chorzów. Nie miał jeszcze 17 lat, gdy zagrał w Pucharze UEFA. Jako 18-latek wystąpił w reprezentacji Polski do lat 20. Grał z nią na mistrzostwach świata w 1979 r., gdzie polscy juniorzy zajęli czwarte miejsce. W 1980 r. jako kapitan poprowadził polską drużynę do wicemistrzostwa Europy U-18.

Wielki talent nie osiągnął jednak nic w dorosłej piłce. Miał problemy z samodyscypliną i alkoholem. Jego koledzy ze Śląska - Ryszard Tarasiewicz i Waldemar Prusik stali się podstawowymi zawodnikami reprezentacji, a Pękala stał się tylko lokalnym bohaterem. Więcej mówiło się o jego wyczynach w Novotelu niż na boisku. W 1984 r. za spowodowanie wypadku i ucieczkę z miejsca zdarzenia został zdyskwalifikowany przez klub na pół roku.

Przeszedł potem do Lechii Gdańsk, gdzie szansę dał mu Wojciech Łazarek. On też powołał Pękalę po raz pierwszy do kadry, gdy objął reprezentację (oficjalnie Pękali zalicza się też cztery mecze, które kadra U-21 zagrała w Japonii w 1981 r.).

Półtora roku później Pękalę Lechia wyrzuciła. W wieku 27 lat jego kariera piłkarska była praktycznie skończona. Dostał jeszcze szansę w Śląsku, ale gdy miał jechać na letni obóz z zespołem, "poszedł w tango" i został we Wrocławiu.

Dariusz Marciniak

- To był napastnik, który miał wszystko - drybling, szybkość, znakomicie grał głową. Zupełnie nie czuł strachu przed nikim. A przede wszystkim piłka sama szukała go w polu karnym - mówi o nim kolega z boiska, Waldemar Prusik.

Niektórzy mówili, że to był talent na miarę Zbigniewa Bońka, inni widzieli w nim nowego Lubańskiego. Marciniak, który w 1984 r. został brązowym medalistą mistrzostw Europy U-18, nie miał jednak charakteru Zibiego. Jako 17-latka kupił go ze Stali Rzeszów wielki Widzew. Ale w Łodzi nie mogli okiełznać lubiącego zabawę nastolatka.

Przeszedł do Śląska. Tam trafił na świetne środowisko... imprezowe. Drużyna pełna utalentowanych zawodników zdobyła jedynie Puchar Polski w 1987 r. Trener Wojciech Łazarek powołał wtedy Marciniaka do reprezentacji Polski. Napastnik w debiucie strzelił bramkę Węgrom. To był jego jedyny gol w kadrze, w której zagrał pięć razy.

Nawet w Polsce kariery nie zrobił. Nie potrafił żyć bez alkoholu. Wyjechał za granicę w 1991 r., ale w żadnym klubie w Belgii (St. Truiden i Charleroi) i Francji (Gueuegnon) miejsca nie zagrzał. Zmarł nagle na zawał w kwietniu 2003 r. Miał 36 lat. Kilkanaście dni przed śmiercią mówił w Super Expressie: - Brakowało mi kogoś, kto pokierowałby moją karierą. Moim chłopakom w KKS Prosna Kalisz (był tam grającym trenerem - przyp. mk) mówię, co mają robić, i słuchają mnie. Wiedzą, jakim byłem piłkarzem i co przeszedłem.

Andrzej Rudy Andrzej Rudy MARZENA HMIELEWICZ

Andrzej Rudy

W 1985 r. został wybrany odkryciem polskiej ligi. W ekstraklasie zadebiutował zanim skończył 18 lat. W 1984 r. zdobył brązowy medal mistrzostw Europy U-18. W 1986 r. zadebiutował w kadrze. Upatrywano w nim nowego Kazimierza Deynę, a talent porównywano do Johana Cruyffa i Franza Beckenbauera.

Wszystko skończyło się w 1988 r., gdy kadra miała grać mecz towarzyski z reprezentacją ligi włoskiej. W Mediolanie Rudy założył rano dres kadry, wybiegł z hotelu i tyle wszyscy go widzieli. Wtedy polscy piłkarze nie mogli swobodnie zmieniać klubów. Potrzebna była do tego nie tylko zgoda klubu, ale także pozwolenie władz partyjnych. W Polsce Rudy został okrzyknięty zdrajcą. PZPN zdyskwalifikował go na pięć lat.

Po latach Rudy narzekał, że miał złych doradców. Nie chodzi o ucieczkę. Jej nie żałuje. Chodzi o to, że miał grać w Bayernie Monachium, a potem w Monaco, a ostatecznie został piłkarzem FC Koeln. Ponad rok nie grał w piłkę, co nie pozostało obojętne na jego dalszą karierę. Osiągnął parę sukcesów. Był mistrzem Belgii z Lierse i mistrzem Holandii z Ajaksem. Nie były to jednak osiągnięcia na miarę jego talentu. Do kadry wrócił na chwilę po upadku komunizmu w Polsce, gdy powołał go Andrzej Strejlau. Miał być nowym reżyserem gry kadry, ale nie sprostał tej roli.

Dziś jest trenerem drużyn młodzieżowych w Niemczech.

Stanisław Terlecki

Nie dość, że wielki piłkarski talent, to jeszcze intelektualista. Piłkarską karierę łączył ze studiami. Wygadany i bezkompromisowy. Trzy razy mógłby pojechać na mistrzostwa świata. Umiejętności na pewno dawały mu takie prawo. W 1978 r. doznał kontuzji, w 1982 r. Antoni Piechniczek nie wziął go do kadry z powodu tzw. afery na Okęciu, a w 1986 r. nie było go w kraju.

W 1980 r. Terlecki wstawił za Józefem Młynarczykiem, który nietrzeźwy przyjechał na lotnisko na zbiórkę kadry przez zgrupowaniem we Włoszech. Całe zdarzenie nagrywała telewizja. Ówczesny trener Ryszard Kulesza zabrał na wyjazd Młynarczyka, bo wstawili się za nim Władysław Żmuda, Zbigniew Boniek i Terlecki. Wszyscy czterej zostali potem zdyskwalifikowani. Młynarczyka, Żmudę i Bońka PZPN potem ułaskawił. Tylko Terlecki cały czas twierdził, że jest niewinny i już nigdy w kadrze nie zagrał. Wyjechał na 9 lat grać w piłkę do USA. Chciał wrócić do kadry, ale już szansy nie dostał.

Marek Saganowski Marek Saganowski MAŁGORZATA KUJAWKA

Marek Saganowski

W ekstraklasie zadebiutował jako 16-latek. Regularnie zaczął grać w ŁKS-ie przez osiemnastymi urodzinami. W kadrze zadebiutował jako siedemnastolatek. - Z tego gościa będzie świetny piłkarz. Ma papiery na granie - mówił o nim trener Leszek Jezierski, legenda ŁKS.

Saganowski szybko wyjechał robić karierę na Zachód. Nie udało się ani w Feyenoordzie, ani w Hamburgu. Wrócił i znów grał świetnie. Na mecze ŁKS przyjeżdżali skauci i trenerzy najlepszych drużyn Europy. Między innymi Ottmar Hitzfeld, który wtedy pracował w Borussii Dortmund, zwycięzcy Ligi Mistrzów w 1999 r., a potem w Bayernie Monachium.

Świetnie rozwijającą się karierę Saganowskiego przerwał tragiczny wypadek. Piłkarz jechał motocyklem z Łodzi do Piotrkowa Trybunalskiego na mecz swojego brata - Bogusława. Nagle zajechał mu drogę mercedes. Saganowski wypadł z motocykla jak z katapulty. Doznał poważnych obrażeń. Miał pogruchotany staw skokowi. - Za rok mógł być w najlepszym klubie Europy, teraz niech się modli, żeby w ogóle chodzić - mówił ówczesny trener ŁKS, Ryszard Polak.

Saganowski nie odzyskał dawnej sprawności. Wrócił do gry w piłkę, ale to już nie było to, co dawnej. Szansa na wielką karierę przepadła.

Radosław Matusiak

Zadebiutował w ekstraklasie jako 18-latek, ale furorę zrobił w sezonie 2005-06, gdy w GKS Bełchatów strzelił 11 goli w ekstraklasie. Trafił wtedy do reprezentacji Polski. Już w debiucie strzelił gola. W 2006 r. tygodnik Piłka Nożna wybrał go Odkryciem Roku w polskiej piłce. Hiszpańskie radio Marca ogłosiło go jednym z dziewięciu największych młodych talentów w Europie.

Jego kariera załamała się, gdy wyjechał w styczniu 2007 r. za granicę. Podpisał czteroletni kontrakt z Palermo, ale jego kariera we Włoszech okazała się porażką - skończyła się na trzech meczach i jednej bramce. Potem był nieudany wyjazd do Holandii.

Gdy wrócił do Polski miał problemy z kontuzjami. Niewiele grał i prawie nie strzelał bramek. W sierpniu 2012 r. oficjalnie zakończył karierę w wieku 30 lat. - Nikt mnie nie chciał, więc co miałem zrobić? - powiedział.

Rafał Grzelak Rafał Grzelak DARIUSZ KULESZA

Rafał Grzelak i inni mistrzowie Europy 2001

W 1999 wywalczył z kadrą U-16 wicemistrzostwo Europy, a w 2001 r. z reprezentacją U-18 mistrzostwo Europy. Był wyróżniającą się postacią tych drużyn. Obok Sebastiana Mili, Łukasza Madeja i Wojciecha Łobodzińskiego miał zrobić największą karierę. Nie zrobił. Podobnie jak wszyscy jego koledzy z tamtej drużyny. Jedyny, który pozostaje jeszcze w kręgu zainteresowania trenera reprezentacji, to Mila, a i on w swojej karierze miał więcej rozczarowań i niepowodzeń niż sukcesów.

Grzelak w reprezentacji zagrał dwa razy, Madej pięć, Łobodziński - 23, a Mila - 32.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.