Drużyna oderwana od kibiców. Luksemburg namiastką atrakcji. Smutne przygotowania Senegalu do MŚ trwają

Mecz Senegalu z Luksemburgiem (0:0), rozgrywany 5,5 tys km od ojczyzny, znów zabrał piłkarzom i kibicom przedmundialowe emocje. To trochę tak, jakby Polska przed MŚ mierzyła się z Singapurem w Słowenii, zagrała z Kongo w rosyjskim Soczi i umówiła się na starcie z Andorą na jej terenie. Trener Aliou Cisse o atmosferze mundialu, euforii kibiców i presji będzie musiał swoim zawodnikom poopowiadać. Senegal przed Rosją obrał dziwną drogę.
Senegal
Senegal GEERT VANDEN WIJNGAERT/AP

31 maja, czyli w dniu meczu z Luksemburgiem minęło 16 lat od jednej z najprzyjemniejszych chwil senegalskiego futbolu. Lwy Tarengi pokonały wtedy na mundialu w Korei i Japonii Francję i rozpoczęły - jak się później okazało - marsz aż do ćwierćfinału tej imprezy. Kochający piłkę mieszkańcy z państwa położonego nad Oceanem Atlantyckim, z sentymentem wspominają te wydarzenia do dziś. Tym bardziej, że przez kolejne lata ich reprezentacja na mundial zakwalifikować się nie dawała rady. Kiedy wreszcie jej się to udało kibice od tej imprezy, a właściwie od swojej drużyny, zostali odcięci. Meczami z Uzbekistanem (w Casablance) czy Bośnią i Hercegowiną (w Le Havre) lub Luksemburgiem muszą emocjonować się z perspektywy odpowiednio 3000 tysięcy i  5500 kilometrów. O normalne emocje i smak turnieju trudno i u fanów, i u samych zawodników.

Rozłąka z emocjami

 Reprezentacja Senegalu, przed własną publicznością, ostatni raz zagrała w połowie listopada ubiegłego roku. Triumf nad Republiką Południowej Afryki, pieczętującą awans do MŚ 2018, oglądało na stadionie w Dakarze 50 tyś osób. Gorąca atmosfera pomogła w piątym nie przegranym spotkaniu z rzędu i pozwoliła świętować sukces ze swoimi.

Jak się potem okazało, to były ostatnie spore emocje związane z futbolem i Senegalem. Tamtejszy związek kolejne mecze towarzyskie, czyli bezpośredni etap przygotowań do MŚ, zaplanował z dala od ojczyzny. Po pierwsze trochę z musu, bo jak tłumaczono nawierzchnia na narodowym obiekcie, pozostawiała sporo do życzenia (aż dziw, ze nie można zagrać tam na mniejszych stadionach w Ziguinchorze czy Thies). Po drugie, by nie męczyć piłkarzy przygotowaniami w upały, które między marcem a czerwcem mieli mieć w ojczyźnie (nota bene w Luksemburgu podczas czwartkowego meczu temperatura była taka jak w Senegalu). Po trzecie i też zdumiewające - czego na konferencjach często dawał wyrazy trener Lwów  Aliou Cisse - bo tak dogadano się z rywalami, którzy akurat w tym czasie byli dostępni.

Efekt senegalskich przygotowań do mundialu jest dla kibiców jednak smutny. "Domowy" mecz z Uzbekistanem (1:1) oglądało 2 tysiące kibiców (głównie z Maroka, bo bilety rozdano za darmo, a na podróż do oddalonej o 3 tys Casablanki zdecydowało się niewielu fanów). Bezbramkowe starcie z Bośnią i Hercegowiną w Le Havre zgromadziło 2,8 tys widzów, w tym tylko część Senegalczyków żyjących głównie we Francji. Na mecz z Luksemburgiem przyszło prawie 4 tys. fanów. Frekwencje "nabili" jednak sympatycy gospodarzy.

To trochę tak jakby ekipa Adama Nawałki przed Rosją zmierzyła się z Singapurem w roli gospodarza na Słowenii, zagrała z Kongo, ale w rosyjskim Soczi i umówiła się na starcie z Andorą na jej terenie.

Pożegnanie z Afryką

Dodać do tego trzeba, że Senegalczycy całe swe zgrupowanie zarządzili we francuskim Vittel - też ze względu na odpowiadające im tam warunki, pogodę i kilka innych rzeczy. W kraju nie ma ich praktycznie wcale. Oczywiście polska historia też pamięta organizujących przygotowania w Niemczech Jerzego Engela czy Leo Beenhakkera oraz Pawła Janasa optującego za Szwajcarią, a Franciszka Smudę za  Austrią, ale biało-czerwona kadra w Polsce się jednak pojawiała. Od kilku lat siedzi u siebie regularnie.

Senegalczycy dostali natomiast możliwość spotkanie z Lwami Tarengi 26 maja na stadionie w Dakarze i było widać jak pożądana była to uroczystość. Na obiekcie pojawiły się tłumy, zawodnicy wychodząc na zwykły trening dostali owacje na stojąco, kibice zaopatrzeni byli we flagi i szaliki. Z głośników słychać było muzykę, znanego w całej Europie Youssou N'Doura.  Doping zagrzewał graczy podczas wewnętrznej gry 11 na 11. Zrobiło to wrażenie na samych piłkarzach, fanom musiało wystarczyć.

- To bardzo ważne, by spotkać się z własnymi sympatykami. Oni nas wspierają i obdarzają zaufaniem. Przecież na mundialu to im chcemy zrobić przyjemność - skomentował Kara Mbodji.

- To duża radość dostać tyle uścisków dłoni z życzeniami powodzenia, czuć ich wsparcie - dodał Diafra Sakho. Czuć ale przez chwilę, bo reprezentacja po tym miłym wydarzeniu się z kraju zawinęła. Wróci tu dopiero po odpadnięciu z Mundialu, chociaż zagra jeszcze dwa mecze kontrolne. Pierwszy z Chorwacją w Osijek, drugi z Koreą Południową w... Austrii.

Poopowiadać o mundialu

Oglądając nudnawy mecz z Luksemburgiem, można zastanawiać się było, jakby Lwy biegały po boisku,  gdyby spotkanie odbywało się przed kilkudziesięcioma tysiącami ich kibiców. Czy ekipa z czterema nominalnymi napastnikami w pierwszej jedenastce (Sarr, Keita Balde, Niang, Konate) byłaby dla Luksemburczyków rywalem z innej bajki?

Adam Nawałka planując całe przygotowania do mundialu w Polsce znów chciał dobitnie pokazać piłkarzom oczekiwania fanów, wprowadzić ich w atmosferę mundialu, trenować z jakąś tam presją i krzyczącymi, nawet za zamkniętymi boiskami, fanami. Chciał mierzyć się z najlepszymi i to w meczach u siebie. Na tych PZPN przecież też nieźle zarabia. Jakoś się to jemu i związkowi udało.

Wydaje się, że trener Senegalczyków Aliou Cisse już na dzień dobry jest w gorszej, dziwniejszej sytuacji. O atmosferze mundialu, euforii kibiców i presji będzie mógł swoim zawodnikom raczej poopowiadać. Szczęśliwie był jednym z tych, który w 2002 roku doszedł z reprezentacją do ćwierćfinału mistrzostw. 16 lat po triumfie nad Francuzami będzie musiał jednak przygotować analizę i podsumowanie zremisowanego meczu z reprezentacją zamykającą pierwszą 100 rankingu FIFA. Mówić o starciu, które Senegalczycy przez swoje media mieli przykazane wysoko wygrać, aby pokazać, że przed mundialem u nich wszystko ok.

Puenta tych dwóch symbolicznych spotkań z 31 maja wydaje się podobna. Futbol daje możliwość ogrania faworyta, ale niesie też gorycz porażki (remisu) z outsiderem. Na pytanie, której opcji obecnie bliższa jest afrykańska drużyna w kontekście mundialu, na razie odpowiedzieć trudno. Tych teoretycznie słabszych ekip przed Senegalem też już jakby mniej.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.