MANU FERNANDEZ/AP
Era Alfredo Di Stefano, Fransisco Gento i Ferenca Puskasa, którzy pięć razy z rzędu wygrywali Puchar Europy, zdawała się nie do powtórzenia we współczesnym futbolu, o wiele większym i bardziej konkurencyjnym niż przed sześćdziesięcioma laty. Dziś, kiedy Real stoi przed szansą na trzeci kolejny, a czwarty w ciągu pięciu ostatnich sezonów sukces w Lidze Mistrzów, nikt nie boi się porównywać ekipy Zinedine'a Zidane'a do tej z lat 1956-1960. - To, co ta drużyna robi, zdarza się raz na sto lat - stwierdził bez ogródek w rozmowie z dziennikiem "As" były zawodnik Królewskich Predrag Mijatović.
Serb, który w finale z 1998 roku przeciwko Juventusowi dał swoim golem Realowi wygraną, na którą w Madrycie czekano ponad trzydzieści lat, jest ważną częścią historii klubu, ale wie, że z osiągnięciami obecnej ekipy nie może się równać. Sytuacja, w której w ciągu pięciu sezonów jeden klub wygrywał w Pucharze Europy lub Lidze Mistrzów co najmniej czterokrotnie miała miejsce tylko raz, gdy na Starym Kontynencie dominował Real Di Stefano.
- W dzisiejszych czasach rywalizacja jest coraz ostrzejsza, a rywale sportowi mają ogromny potencjał ekonomiczny. Dlatego musimy odpowiednio docenić wszystkie te osiągnięcia, które są spektakularne - podkreślał kilka miesięcy temu wagę ostatnich sukcesów klubu prezes Florentino Perez (cytat za realmadryt.pl). - Wygranie kolejnego Pucharu Europy udowodni, że ta ekipa naznaczyła erę - zaakcentował z kolei kapitan madrytczyków Sergio Ramos.
Fot. Andres Kudacki
Bez wątpienia ostatnie lata w Europie to era Realu Madryt. Często cierpiącego, wygrywającego w dramatycznych okolicznościach, ale triumfującego. Sezon 2017/2018, nawet w przypadku zwycięstwa w Lidze Mistrzów, będzie jednak zakończeniem pewnej fazy, po której muszą nastąpić zmiany.
Od sezonu 2013/2014, kiedy rozpoczął się zwycięski marsz Królewskich w najbardziej prestiżowych europejskich rozgrywkach, jedenastka zespołu pozostaje w zasadzie niezmienna. Od finału w Lizbonie, w którym Real pokonał Atletico, minęły cztery lata. W tamtym spotkaniu zagrało aż dziewięciu graczy, którzy dzisiaj wciąż stanowią o sile Los Blancos - Dani Carvajal, Sergio Ramos, Raphael Varane, Luka Modrić, Gareth Bale, Karim Benzema, Cristiano Ronaldo, Isco oraz Marcelo, z czego dwaj ostatni spotkanie zaczęli na ławce. Co najmniej siedmiu z nich wydaje się pewniakami do tego, by 26 maja w Kijowie wybiec w pierwszym składzie na starcie z Liverpoolem.
- Mówi się, że przyjdzie taki zawodnik albo inny, a kiedy zaczyna się sezon, mamy taką samą kadrę. Kto dochodzi do finałów i je wygrywa? Zawsze ci sami gracze - stwierdził ostatnio Cristiano Ronaldo, pytany o nazwiska wymieniane w kontekście transferów do Realu. Portugalczyk ma oczywiście rację. Ciągłość kadry była od kilku lat siłą Królewskich. Ale być może ta ciągłość składu będzie musiała ulec zmianie, właśnie w celu zachowania ciągłości sukcesów.
W biurach przy Concha Espina z pewnością jest świadomość, że choć sezon mimo fatalnej postawy w lidze i Pucharze Króla może zostać uratowany wygraniem Ligi Mistrzów, zmiany w zespole są konieczne. Odkąd Florentino Perez wrócił na Estadio Santiago Bernabeu w 2009 roku i rozpoczął budowę drużyny, nie było sezonu, w którym Real odniósłby mniej zwycięstw niż w sezonie 2017/2018. Licząc najważniejsze rozgrywki, a więc La Ligę i Ligę Mistrzów, madrytczycy przed finałem w Kijowie wygrali sześćdziesiąt procent spotkań. Żeby znaleźć gorszy rezultat w XXI wieku, trzeba się cofnąć aż do rozgrywek 2006/2007.
FRANCISCO SECO/AP
Przydatność takich zawodników jak Karim Benzema czy Gareth Bale nie była kwestionowana w stolicy jeszcze tak często jak w ostatnich miesiącach. Francuz strzelał goli jak na lekarstwo, pod bramką zwyczajnie zawodził, ale Zidane zawsze go bronił, podkreślając jego poświęcenie dla drużyny i umiejętność tworzenia przestrzeni kolegom. Te tłumaczenia mało kogo przekonywały - tylko pięć bramek w La Lidze to wynik, delikatnie mówiąc, marny jak na podstawowego napastnika takiego klubu jak Real.
Ciężko jednak upór Zidane'a całkowicie krytykować. Benzema przełamał się w najważniejszym momencie, trafiając dwa razy do siatki w rewanżowym starciu z Bayernem Monachium w Lidze Mistrzów. Wrażenie robi też statystyka asyst napastnika w La Lidze. Zaliczył ich aż dwanaście, najwięcej z całego zespołu. Jeśli porównamy ten wynik z dorobkiem innych czołowych "dziewiątek" na świecie, szybko zrozumiemy, dlaczego Benzema tak mocno zyskuje w oczach szkoleniowca. Robert Lewandowski, Harry Kane i Mauro Icardi, a więc napastnicy najczęściej łączeni z zastąpieniem piłkarza znad Sekwany, w minionym rozgrywkach ligowych zgromadzili na swoim koncie odpowiednio dwa, trzy i jedno ostatnie podanie. Rola Benzemy jest w zespole inna, na co zawsze Zidane zwraca uwagę. Tylko czy na dłuższą metę praca na rzecz zespołu faktycznie rekompensuje w całości jego nieskuteczność pod bramką?
Znak zapytania stoi też przy nazwisku Bale'a. Walijczyk przez długie miesiące zdawał się być jedną nogą poza Madrytem. W najważniejszych starciach Zidane wolał stawiać na Lucasa Vazqueza lub Marco Asensio, a w rewanżu z Juventusem, gdy Walijczyk w końcu zagrał od początku, został zmieniony już po 45 minutach. Zmorą Bale od początku jego przygody z Realem są kontuzje, przez które opuścił blisko 100 spotkań w białej koszulce. W sezonie 2017/2018 atakujący stracił z powodu urazów kolejne trzy miesiące. Ostatnie tygodnie ponownie rozbudziły jednak nadzieje działaczy z Concha Espina, że zawodnik wróci w końcu do formy, jaką prezentował choćby w swoim pierwszym roku spędzonym w Madrycie. W 10 ostatnich meczach ligowych Bale zdobył 9 bramek.
Obaj gracze, którzy zagrali w każdym finale Realu w LM od 2014 roku, nie mogą być pewni swojej przyszłości w Madrycie. Dla tej dwójki mecz w Kijowie może być nie tylko walką o puchar, ale i pozostanie w klubie. W ostatnich tygodniach pokazali, że wciąż są w stanie wiele zaoferować drużynie, ale chwilowy wzrost formy może okazać się niewystarczający, by odzyskać w pełni zaufanie działaczy. Przeciwko Liverpoolowi, o ile Benzema i Bale w tym spotkaniu zagrają, będą musieli pokazać swoje najlepsze wersje. Porażka może być dla nich wilczym biletem.
ALVARO BARRIENTOS/AP
Drużyna potrzebuje solidnego zastrzyku świeżej krwi, ale nie takiego, jaki miał miejsce ubiegłego lata. Z szóstki Theo Hernandez, Dani Ceballos, Jesus Vallejo, Marcos Llorente, Borja Mayoral i Achraf Hakimi, która dołączyła wtedy do drużyny, tylko z 19-letniego Marokańczyka Zidane mógł być zadowolony. To, co było siłą Realu w poprzednim sezonie, a więc szeroka ławka, w tym było jego piętą achillesową. Żaden z tych zawodników nie spędził na murawie w lidze powyżej tysiąca minut, a ściągany z Betisu zaraz po kapitalnym młodzieżowym Euro w Polsce Ceballos w pełnym wymiarze czasowym w La Lidze rozegrał tylko jeden mecz.
Niemal wszyscy piłkarze z poprzedniego zaciągu opuszczą prawdopodobnie drużynę w tym okienku transferowym, część na zasadzie wypożyczeń, część w sposób definitywny. Oprócz tego z Realem pożegna się też Kiko Casilla. Jeśli doliczymy do tego możliwe rozbicie tercetu BBC, Królewskich czeka najintensywniejsze okienko od wielu lat. Działacze szukają nowych opcji w ofensywie, wśród których wymienia się często Edena Hazarda, Neymara i Roberta Lewandowskiego - odejścia Polaka do Realu według dziennikarza Polsatu Mateusza Borka mimo doniesień o zerwaniu negocjacji nie można wciąż wykluczyć. Do bramki przymierzany jest świetnie spisujący się w Romie Alisson, a drugą linię może wzmocnić wychowanek Los Blancos Omar Mascarell, który ma za sobą bardzo udany sezon w Eintrachcie Frankfurt. Głośno jest także o możliwym powrocie wypożyczonego do Rayo Vallecano Raula de Tomasa. Napastnik na zapleczu hiszpańskiej ekstraklasy zdobył 24 gole i mówi się, że przepracuje letni okres przygotowawczy pod okiem Zidane'a, podobnie jak grający ostatnio w SC Heerenveen Martin Odegaard. Oprócz tego poszukiwani są prawy i środkowy obrońca.
O rewolucji mowy oczywiście nie ma, ale ewolucji jak najbardziej. Ewolucji koniecznej, jeśli Real chce pozostać równie konkurencyjny w Europie w kolejnym sezonie. Jej kształt nada w pewnym stopniu sobotni finał w Kijowie. Początek spotkania tradycyjnie o godz. 20.45. Relacja na żywo w serwisie Sport.pl i aplikacji mobilnej Sport.pl LIVE.