Wisła Kraków - Legia Warszawa 0:1. Wakacje w kwietniu

Na stojąco, wolno i bez pomysłu. Podopieczni trenera Carrillo wyglądali tak, jakby myślami byli poza boiskiem i nie zrobili nic, żeby chociaż do pewnego stopnia utrudnić rywalowi wykonanie zadania. Jedynego gola w meczu strzelił Cristian Pasquato.

Sielanka

Problemy gospodarzy zaczynały się jeszcze przed wprowadzeniem piłki do gry. Na tym etapie organizacji ataku pozycyjnego było widać, że brakuje konkretnych schematów, które mogłyby pomóc w rozmontowaniu przeciwnika. Przede wszystkim zwracał uwagę sam moment uruchomienia środkowej strefy.

Legia podchodziła bardzo wysoko, co zdecydowanie zawężało pole manewru, natomiast Wisła w żaden sposób nie potrafiła uwolnić się spod pressingu, który nie należał do przesadnie agresywnych.

Głównym problemem było poruszanie się zawodników w środkowej strefie - nawet nie same personalia, a właśnie zachowanie. Trener Carrillo niemalże przez cały mecz żywo reagował przy linii bocznej. Nie był w stanie zrozumieć, czemu jego podopieczni nie potrafią podkręcić tempa gry. Utrudniały to przede wszystkim zbyt duże odległości w obrębie formacji.

Środek pola na urlopie

Mitrović i Cywka pozostawali raczej z tyłu, bezpośrednio przed defensywą (ewentualnie jeden wchodził między stoperów), a od strefy "bardziej" ofensywnej odgradzał ich mur złożony z legionistów. Takie zejście niżej w niczym nie pomagało, bo boczni obrońcy pozostawali wycofani.

W pierwszej części spotkania więcej akcji zawiązywano po stronie Arsenicia, ale legioniści nie mieli większych problemów z przerywaniem takich ataków. Na przeciwległej flance zarówno Palcić, jak i Kostal (zmiana w 8. minucie z powodu kontuzji) nie potrafili nieco mocniej szarpnąć. Było to widoczne zwłaszcza na przykładzie zmiennika, który całkowicie nie mógł złapać odpowiedniego rytmu. Trudno się dziwić skoro w ogóle nie występował na tej pozycji (zwykle prawa pomoc, ewentualnie za napastnikiem) i był to jego pierwszy mecz od września.

Również Halilović został praktycznie całkowicie wyłączony z gry. Nie szukał podań na małej przestrzeni, nie podchodził bliżej Brleka. Była to konsekwencja tego, co działo się niżej - Wisła grała przede wszystkim zbyt wolno, żeby móc uwypuklić swoje atuty. W tym przypadku wytworzył się swego rodzaju paradoks. Wiślacy uparcie szukali krótkich podań w okolicach koła środkowego (nie zdobywali nimi terenu, więcej wszerz), a im przesuwali się wyżej, tym było mniej tego zdecydowania.

Podobnie zresztą prezentowało się nastawienie gospodarzy w momencie, gdy to Legia organizowała się w ataku. Chociaż grała bardzo schematycznie, to wiślacy za każdym razem się na to łapali. Plan był dość prosty - uruchomienie Vesovicia (odpowiadał za niego Arsenić) bezpośrednio z linii obrony, akcja oskrzydlająca i dośrodkowanie w poszukiwaniu Kucharczyka. Dużą rolę w tym układzie odgrywał Pasquato, który w momencie rozegrania schodził niżej i pociągał za sobą przeciwnika.

Przełom bez przełomu

Wisła Kraków miała dwie bardzo dobre okazje na wykorzystanie punktów zwrotnych tego spotkania: w końcówce pierwszej połowy i po drugiej żółtej kartce dla Niezgody. W obu przypadkach skończyło się na próbach.

Paradoksalnie znacznie lepiej wyglądał moment po stracie bramki (43. minuta), gdy wiślacy faktycznie przycisnęli i w niewielkim odstępie czasu (niecałe dwie minuty) stworzyli sobie dwie dogodne sytuacje. Najpierw Imaz i Carlitos doskoczyli do obrońców Legii, wykorzystali problemy w komunikacji i ten drugi oddał strzał, a następnie Wasilewski domknął akcję (on i Velez wyskoczyli zupełnie bez krycia, dośrodkowywaną piłkę przepuścił Pazdan) po rzucie wolnym wykonanym przez napastnika. W obu przypadkach linia defensywna gości popełniła rażące błędy.

Faktycznie na drugą połowę gospodarze wyszli bardziej zmotywowani i przede wszystkim - ustawieni znacznie bliżej siebie. Nie przekładało się to na jakiekolwiek konkrety nawet po 62. minucie, gdy Legia grała w dziesiątkę (sędzia zinterpretował upadek Niezgody jako symulkę).

Kilometry nie grają

Podopieczni trenera Carrillo długo utrzymywali się przy piłce i biegali znacznie więcej (114 km - 105 km), ale w dużej mierze nabijali statystyki ruchem wszerz na własnej połowie boiska. Przez ostatnie pół godziny obraz meczu nie za bardzo się zmieniał. Największym problemem było to, że zawodnicy w ogóle nie pokazywali się do gry.

Wiślacy nie grali z pierwszej piłki. Po przekazaniu futbolówki Mitroviciowi/Cywce, bardzo długo zwlekano z jakimkolwiek zagraniem. Reakcje były opóźnione. Gospodarze uparcie organizowali się przez środek i zdawali się nie dostrzegać odpuszczonego krycia w bocznych sektorach boiska. Kostal i Arsenić pozostawali wycofani, całkowicie zrezygnowano z akcji oskrzydlających.

Podobnie miała się kwestia prostopadłych podań. Halilović i Brlek nie szukali wolnych przestrzeni, brakowało ruchu w obrębie formacji - a jeśli już taki się pojawiał, to zdecydowanie za późno, gdy akcja spaliła na panewce. Nawet jeśli Carlitosowi udało się przyjąć futbolówkę zagraną w gąszcz nóg, to nie miał wsparcia. Z tego powodu trener Carrillo w 66. minucie wymienił Halilovicia na Ondraska, licząc na to, że Czech będzie w stanie zastawić się z piłką. Skończyło się na "dobrych chęciach".

Wisła Kraków - Legia Warszawa Wisła Kraków - Legia Warszawa JAKUB PORZYCKI

Pomimo że wiślacy wcale nie postawili wszystkiego na jedną kartę, to mieli spore problemy z kontratakami przeciwnika. Dość łatwo tracili piłki w środkowej strefie i wówczas z tyłu zostawało trzech zawodników. Tak było m.in. w 73. minucie, gdy Pazdan lekko nacisnął Imaza w okolicach koła środkowego, a legioniści wyszli z udaną kontrą. Ostatecznie Szymański nieznacznie się pomylił. Po raz kolejny zawiodła reakcja - żaden zawodnik nawet nie próbował przerwać tej dobrze zapowiadającej się akcji.

Trudno w tym momencie oceniać realny wkład trenera Klafuricia w zwycięstwo Legii. Na pewno ważną bazę stanowią kwestie motywacyjne oraz jeden bardzo skuteczny schemat. Jego podopieczni ani nie byli zespołem lepszym, ani lepiej poukładanym. Byli przede wszystkim nastawieni na sukces i to wystarczyło - "tylko" albo raczej w tym momencie "aż" tyle. 

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.