Wenger wiedział kiedy odejść. "Ogłoszono to, by Arsenal się zjednoczył, by ten ostatni cel - Liga Europy - miał szansę się powieść

Zdaniem Przemysława Pełki komentatora nc+, Arsene Wenger decyzję o swym pożegnaniu z Arsenalem ogłosił w ważnym momencie. Może to pomóc klubowi w uratowaniu sezonu i wygraniu Ligi Europy. A dalej? - Ludzie zaczną go doceniać, po jakimś czasie. Proces przejścia w nowe realia może być dla "Kanonierów" bolesny.

Kacper Sosnowski: Kibice na Emirates krzyczeli o jego odejściu już zbyt głośno, a klub z wielkimi piłkarskimi nazwiskami rzeczywiście grał w ostatnich miesiącach poniżej możliwości - to realne wytłumaczenie zakończenia 22 letniej przygody Wengera z Arsenalem?

Przemysław Pełka: Publiczność nie miała tu nic do rzeczy. W takim klubie nie podejmuje się tak ważnych decyzji pochopnie, czy pod wpływem garstki kibiców. Kontrakt w zeszłym sezonie, po zdobyciu Pucharu Anglii był parafowany na dwa lata. Podejrzewam, że właśnie uznano, iż jakaś formuła się wyczerpuje. 

Moment ogłoszenia tej decyzji jest o tyle interesujący, by na tej ostatniej prostej wszyscy którym Arsenal jest bliski, się zjednoczyli. By ten ostatni cel, który jeszcze jest do zrealizowania, czyli Liga Europy, miał szansę się powieść. Wenger zdobywał mistrzostwa Anglii, krajowe puchary, ale nie triumfował na Starym Kontynencie. Teraz wszyscy mają silny sygnał, by razem pójść po to trofeum i pokazać się z najlepszym rywalem, jaki został w tych rozgrywkach - Atletico Madryt. Jest szansa na ostatnią szarżę w Europie i odejście mimo wszystko w chwale. To dlatego tą decyzję podano teraz, przecież można było to zrobić po zakończeniu sezonu.

Sezonie słabym. W lidze Arsenal nie ma co liczyć na kwalifikację do europejskich pucharów. Wygrana w Lidze Europy otwiera natomiast drzwi Ligi Mistrzów. Tylko, że drużyna jest bardzo chimeryczna.

- To przez kłopoty w defensywie i niepewność, która od pewnego czasu jej towarzyszy. Ten zespół potrafi zagrać znakomite spotkanie, a potem zaprezentować się beznadziejnie. Byle kto może wbić im gola. To, co z nimi się dzieje to kuriozum. Nie wiem dlaczego tak słabo radzą sobie na wyjazdach. W tym sezonie wygrali tam trzy mecze, a drużyny Wengera jednak zawsze na terenie gości radziły sobie znakomicie. Mimo to nie powiedziałbym, że są słabi, czy że każdy może z nimi wygrać. Doszli do finału Pucharu Ligi, gdzie nie dali rady Manchesterowi City, ale mało kto prócz Kloppa im daje radę. Daleko są też w Lidze Europy.

Trener wymyślił sobie, że w tym sezonie będzie mieć dwie drużyny - jedną na rozgrywki krajowe, drugą na europejskie puchary. To się nawet sprawdzało. Ale najważniejsze problemy były mocno widoczne.

To po pierwsze: słaba postawa Petra Cecha, który popełniał dużo błędów indywidualnych. Chyba siedem razy kończyły się one stratami goli i w lidze i w pucharach. Po drugie Laurent Kościelny, który był kontuzjowany i grał na środkach przeciwbólowych, to był zupełnie inny zawodnik niż ten którego znamy, też popełniający błędy. Po trzecie lekko zagubiony był Shkodran Mustafi i generalnie gra w obronie Arsenalu była mocno przeciętna. To jest główną słabością tej drużyny. To będzie rok w którym stracą najwięcej goli w lidze za Wengera. Niechlubny rekord wynosi 49, są już niego blisko.  Arsenal natomiast strzela gole, nawet więcej niż w poprzednim sezonie. Tylko, że w obliczu traconych bramek na czołówkę to za mało. 

Gdyby Wenger w ostatnich latach zdobył mistrzostwo pewnie sytuacja i atmosfera byłaby nieco inna.

Pod adresem Wengera w ostatnich latach padło za dużo złych słów. Może niektórym wydawało się, że taki klub jak Arsenal jest stworzony do czegoś większego, że powinien wygrywać wszystkie tytuły. Przecież oni i tak wygrywali ich mnóstwo. Te 7 Pucharów Anglii Wengera, najwięcej z wszystkich menadżerów w historii, to o czymś świadczy. Może rzeczywiście pokutują te jeden czy dwa sezony, w których wydawało się, że Arsenal to mistrzostwo wreszcie zdobędzie i wszyscy przestaną go o nie męczyć. Chodzi mi m.in. o ten zawalony rok, gdy rywalizowali z Leicester i sami sobie braku końcowego triumfu są winni. Prowadzili, wygrali z tym rywalem bezpośrednią konfrontacje i przepadli w końcówce. To nie był nowy scenariusz. Zawsze był jakiś fragment sezonu, który totalnie zawalali. Brakowało kropki nad "i". Teraz problemem był balans między defensywą i atakiem. Może nie pomogły też te roszady i podział na zespoły, które grały w różnym systemie.

Wenger ostatecznie odchodzi, Premier League nie będzie taka sama.

To bardzo ambitny człowiek, specyficzna postać. Trudno znaleźć drugiego takiego, który do piłki podchodzi w tak filozoficzny sposób. Ma szerokie horyzonty, interesuje się wszystkim. Właściwie nie ma kogoś kto powie o nim coś negatywnego. Uszczypliwości Fergusona czy Mourinho nie liczę. Generalnie jest on szanowany. Pewnie sporo transferów do Arsenalu klub zawdzięcza nie swym pieniądzom, a temu, że był w nie zaangażowany Francuz. Całym problemem tej nagonki "Wenger out" było to, że ludziom wydaje się, że jak mają do czynienia z klubem bogatym, dobrze prosperującym, który pospłacał swoje długi, to taki klub musi coś dużego wygrać. Brak mistrzostwa, brak awansu do Ligi Mistrzów były dla wielu nie do zniesienia. Tym bardziej, że zaczęły pojawiać się też kluby, które szły w tym czasie do góry - choćby Liverpool czy Tottenham.

Ty z tej przygody Wengera w Londynie najbardziej zapamiętasz...

- Dla mnie najważniejsza w erze Wengera była jej pierwsza cześć. Rywalizacja z Manchesterem United była czymś niesamowitym. Brakuje teraz w Anglii dwóch takich potęg, które same siebie nakręcają. Jedna chciała być lepsza od drugiej, miała fantastycznych piłkarzy. Jakbyśmy wybierali grupę najlepszych zawodników w tej erze Premier League to z tamtych drużyn pewnie znalazło by się w niej sporo nazwisk. Tacy piłkarze jak Bergkamp, Pires, Tony Adams - to postacie, których teraz po prostu nie ma. Wtedy Arsenal był naszpikowany gwiazdami na każdej pozycji. Do tego dochodziła rywalizacja Wengera z Fergusonem, coś pięknego.

 - Drugą najważniejszą rzeczą była drużyna "The Invincibles". To historia na film. Wygranie ligi i 49 meczów bez żadnej porażki, to coś, co się pewnie długo nie zdarzy. W tym sezonie mogła to niby zrobić ta rewelacyjna ekipa Guardioli, ale się nie udało. Tym bardziej jest to niesamowite, jak o tym wyczynie Arsenalu pomyślimy teraz.

Przyjście Wengera do Arsenalu w 1996 było jednym z najważniejszych wydarzeń dla całej ligi w jej historii. On zmienił wszystkim sposób myślenia, zmienił sposób postrzegania sportowca jako zawodowca. Zmienił Arsenal, a przez to cała ligę. Ten pomnik, który stoi przed Emirates jest zupełnie zasłużony. Ludzie zaczną go doceniać, po jakimś czasie. Proces przejścia w nowe realia może być dla "Kanonierów" bolesny. To może być trochę tak jak po odejściu Fergusona z MU.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.