Liga Mistrzów. Massimiliano Allegri robi szkody, ale je naprawia. Od zawsze wszystko robił po swojemu

- Już biegając po boisku jako nastolatek chciałem prowadzić zespół na swój sposób, dlatego kłóciłem się z trenerami - zdradził Massimiliano Allegri. Teraz nie musi się z nikim kłócić. Prowadzi po swojemu Juventus i to dzięki jego zmianom "Stara Dama" odwróciła losy meczu z Tottenhamem Hotspur (2-1) i awansowała do ćwierćfinału Ligi Mistrzów. O takim trenerze mogą marzyć największe kluby na świecie.

W ciągu dwumeczu to Tottenham zdecydowanie przeważał i bardziej zasługiwał na awans. Jeszcze do 64. minuty prowadził 1-0 (i 3-2 w dwumeczu), a Juventus wyglądał na zespół bez pomysłu. Ale w ciągu trzech minut dwa zabójcze ciosy wyprowadzili Gonzalo Higuain i Paulo Dybala.

Te trzy minuty wskazywane są jako przełomowy moment meczu. Ale tak naprawdę kluczowe wydarzenia miały miejsce kilka chwil wcześniej. Po godzinie gry w odstępie kilkudziesięciu sekund na boisko weszli Kwadwo Asamoah i Stephan Lichtsteiner. Fani Juventusu mogli łapać się za głowy. Gra się nie klei, zespołowi potrzeba dwóch goli, a trener wprowadza dwóch bocznych obrońców?

Ale Włoch doskonale wiedział co robi. W przeciwieństwie do Unaia Emery'ego, który wprowadzeniem Thomasa Meuniera za Edinsona Cavaniego w pierwszym meczu Paris Saint-Germain z Realem Madryt (1-3) zaciągnął swojemu zespołowi hamulec ręczny. W rewanżu (1-2) jego wybory i nader defensywne nastawienie również wzbudziły wątpliwości. Został za to otwarcie skrytykowany przez Juliana Draxlera. PSG posypało się bez Neymara, a Juventus dał radę bez Mario Mandżukicia, Juana Cuadrado i Federico Bernardeschiego (za to Gonzalo Higuain i Paulo Dybala nie byli w pełni zdrowi).

Naturalny trener, który robi szkody

- Zawsze powtarzam, że istnieją wyuczeni trenerzy oraz naturalni. Ja należę do tych drugich. Nie siedzę i nie oglądam nagrań wideo godzinami. Oglądam to, co muszę i po kwadransie wiem to, czego potrzebuję - napisał Allegri w swoim tekście dla "The Players Tribune".

Jak się okazało, znakomicie przeczytał przebieg spotkania z Tottenhamem. Na boku obrony z linii ognia został zabrany niemiłosiernie ogrywany przez Heung-Min Sona Andrea Barzagli. Alex Sandro został uwolniony od zadań defensywnych, na których skupił się Kwadwo Asamoah. Stephan Lichtsteiner - zawodnik, który nie był zgłoszony do jesiennych spotkań LM! - niemal od razu po wejściu wypracował gola na 1-1. Potem jako jeden z niewielu zawodników Juve był w stanie dłużej przytrzymać piłkę i zyskać trochę jakże cennego czasu.

- Zrobiłem zmiany, bo potrzebowaliśmy piłkarzy o innej charakterystyce. Asamoah znakomicie podaje piłkę i jest niedocenianym zawodnikiem. Za to Lichtsteiner dobrze współpracował z Samim Khedirą. Byliśmy zmęczeni na skrzydłach i potrzebowaliśmy trochę szybkości i szerokości - wytłumaczył swoje zmiany Allegri. Od razu dodał: - Mecze wygrywają piłkarze swoim poświęceniem. Robię szkody i czasem zdołam je naprawić.

"Bla, bla, bla"

Ten cytat doskonale oddaje podejście Allegriego. To nie jest trener zafiksowany na punkcie taktyki i ustawień. Włosi zawsze przed meczami zastanawiają się, na jakie rozwiązanie postawi dana ekipa. Czy to będzie 3-5-2? A może 4-3-3? Czy jednak 4-4-2? Allegriemu daleko do takiego podejścia, sprowadza je do "bla, bla, bla". - Ważny jest kształt zespołu, dyscyplina i instynkt. Ta ostatnia cecha jest moim zdaniem najważniejsza. Popełniam błędy, gdy nie ufam swojemu instynktowi, gdy zaczynam wątpić. Trener najbardziej uczy się z porażek - twierdzi Allegri.

Dlatego też za najważniejszy moment w swojej karierze uważa zwolnienie z AC Milan. Ponad pół roku później niespodziewanie "awansował" - bo za krok do przodu należy uznać objęcie posady trenera Juventusu. Wtedy Allegri wzbudzał we Włoszech skrajne opinie. Kibice "Starej Damy" nie mieli takich rozterek. Nie akceptowali go, wciąż kochali Antonio Conte. Dlaczego mieli godzić się na trenera zwolnionego z podupadającego Milanu? Z tego względu zorganizowali protest pod siedzibą klubu, gdzie nie obyło się bez obelg.

Massimiliano Allegri Massimiliano Allegri PAULO DUARTE/AP

Wystarczyło mu 10 euro

Ale Allegri zdołał zjednać sobie kibiców Juventusu. W ciągu trzech lat zdobył trzy mistrzostwa Włoch i trzy puchary kraju. "Stara Dama" jest na dobrej drodze do przedłużenia tej passy - w lidze wyprzedzi Napoli, jeśli wygra zaległe spotkanie z Atalantą, a w finale Pucharu Włoch zagra z AC Milan.

Jednak Juventus rządził we Włoszech już za Conte. Allegri zrobił jednak to, czego nie umiał obecny szkoleniowiec Chelsea: sprawić, by zespół zaczął się liczyć w Europie. Za Conte Turyńczycy gładko przegrali w ćwierćfinale LM z Bayernem Monachium, rok później nie wyszli z grupy i odpadli w półfinale Ligi Europy. Conte twierdził, że walka o najwyższe cele w Juventusie nie jest możliwa. - Przecież nie można pójść do restauracji, gdzie obiad kosztuje 100 euro z 10 euro w kieszeni - tłumaczył przed laty obrazowo niepowodzenia.

Allegri udowodnił, że jest to jak najbardziej możliwe. Nawet jeśli najwięksi rywale stołują się w restauracjach, gdzie obiady kosztują już nie 100, a 222 euro.

Wymyślanie na nowo

W pierwszym roku pracy doszedł do finału Ligi Mistrzów (1-3 z Barceloną), eliminując po drodze Real Madryt. Rok później przyszła porażka w 1/8 finału, ale z Bayernem Monachium i to po dogrywce (4-6 w dwumeczu). W ostatnim sezonie Juventus znowu zagrał w finale (1-4 z Realem Madryt). Po drodze pokonał Barcelonę (3-0) i stracił zaledwie trzy gole w dwunastu meczach.

Już same te osiągnięcia są imponujące. Ale dopiero ich kontekst pozwala zauważyć, jak wielki zespół zbudował Allegri. Nie dostał od władz Juventusu karty kredytowej, dzięki której mógł pójść do restauracji nie martwiąc się o ceny - w Turynie nie ma takiego komfortu jaki miałby w innych wielkich klubach.

W ostatnich latach z zespołu odchodzili Arturo Vidal, Andrea Pirlo, Paul Pogba, Alvaro Morata czy Leonardo Bonucci. Ale Juventus za każdym razem jest wymyślany na nowo. Nazwiska się zmieniają, ale esencja pozostaje ta sama. Włoski trener nie przywiązuje się do nazwisk i formacji. Dzięki pracy w takich klubach jak Sassuolo czy Cagliari przyzwyczaił się do bycia elastycznym, zna konieczność adaptowania się do zmiennych warunków. Do tego, że nie ma się wpływu na wszystko.

Dyrektor i nauczyciel

- Pamiętam jak siedziałem pewnego dnia w szkole. Nauczyciel był na mnie za coś wściekły. Wtedy coś zrozumiałem. Pamiętam, jak powiedziałem do siebie: nie będę dobrym uczniem. Ale mógłbym być dobrym dyrektorem - pisał Allegri.

W tej roli sprawdza się znakomicie. Tak samo jak i nauczyciela. To pod jego okiem Paul Pogba stał się piłkarzem wartym ponad 100 mln euro i Manchester United musiał pobić ówczesny rekord transferowy, by sprowadzić go z powrotem. Alvaro Morata rozwinął się na tyle, by wrócić do Realu i potem zostać sprzedany z ogromnym zyskiem do Chelsea. Mario Mandżukić nieoczekiwanie stał się synonimem boiskowego wojownika, który za swoją drużynę jest gotów pójść na każdą wojnę. Za włoskiego trenera Carlos Tevez był w najlepszej formie w swojej karierze.

Trzeba pamiętać również o takich "wynalazkach" Allegriego jak Stefano Sturaro, nieoczekiwany bohater wygranego półfinału z Realem w 2015 roku.

Juventus Turyn Juventus Turyn ANTONIO CALANNI/AP

Najważniejsze jest espresso

Dlaczego więc Allegri jest wciąż niedoceniany? Może to dlatego, że triumfy we Włoszech nie robią na nikim wrażenia; Juventus ma wręcz obowiązek zdobywać kolejne tytuły. Dobre wyniki w Lidze Mistrzów niesłusznie są uważane za oczywistość, bo dopiero za Allegriego Turyńczycy wrócili do ścisłej euroejskiej elity.

W dodatku na niekorzyść 50-letniego szkoleniowca działa fakt, że nie jest owładnięty futbolem jak inni trenerzy, chociażby Conte, co się zawsze dobrze sprzedaje. Nie myśli o futbolu 24 godziny na dobę i nie wymaga tego od swoich podopiecznych. - Najważniejszym momentem dnia jest 7 rano, gdy piję espresso. Drugi najważniejszy moment to 9 rano, gdy zabieram syna do szkoły - zdradził Allegri.

Massimiliano Allegri Massimiliano Allegri ANTONIO CALANNI/AP

Marzenie każdego klubu

Siła spokoju i cierpliwość. Właśnie to przyniosło Juventusowi sukces z Tottenhamem. Dla wielu niezasłużony, ale na ten styl zwycięstwa - mimo fatalnej długimi fragmentami gry, po trzech strzałach celnych i dwóch golach - cały zespół zapracował w ostatnich latach. - Rok po roku uczyliśmy się i rozwijaliśmy. Główna różnica między nami a Tottenhamem jest taka, że przyzwyczailiśmy się do tego typu spotkań - powiedział Giorgio Chiellini.

- Jesteśmy zdolni do wszystkiego. Również do tego, by grać tragicznie przez 50 minut i potem odwrócić losy meczu. W pewnym momencie zaczęliśmy grać dobrze i strzeliliśmy dwa gole - ocenił Andrea Barzagli.

Allegri nie zmienił Juventusu jeszcze tylko pod jednym kątem. "Stara Dama" przegrała aż pięć finałów Ligi Mistrzów z rzędu i siedem w całej swojej historii. Ale i tak udowodnił już, że jest jednym z najlepszych trenerów na świecie. Takim, o jakim powinien marzyć Paris Saint-Germain - szukające "brakującego elementu swojej luksusowej układanki", czyli trenera (dni Emery'ego wydają się policzone) - Bayern Monachium (Jupp Heynckes odchodzi wraz z końcem sezonu), czy jakikolwiek inny klub.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.