"Odpicuj mi brykę, Nigel". O drugim życiu piłkarza, za którego kiedyś wstydziło się pół Holandii

Łamał nogi, wbijał się korkami w rywali, wygrywał rankingi najbrutalniejszych piłkarzy. Futbol był dla Nigela de Jonga wojną. Za to samochody. Prawie się wzrusza, gdy o nich opowiada. I od 10 lat sprzedaje je kolegom z boiska

"Samochód piękny jak z obrazka"

Nazwa firmy jest dość banalna jak na biznes piłkarza, i to takiego który zawsze powtarzał, że chodzi własnymi drogami: "Continental Cars". Salon też nie wyróżnia się niczym z zewnątrz: prosty hangar w Offakamp, motoryzacyjnym zagłębiu Hamburga. W hangarze zaparkowane miliony euro. Ferrari, lamborghini, bentleye, rolls-royce'y, mercedesy. Sportowe i luksusowe, nowe, używane i zabytkowe. Wszystko według potrzeb. "Tak wyglądają sklepy ze słodyczami dla dużych dzieci. Metkę z najniższą ceną ma ciemnoszare Maserati Quattroporte: 79 500 euro. Najdroższy jest ten najstarszy: Mercedes 300 SL Gullwing. Piękny jak z obrazka. Cena: 1,4 mln euro. Dla kolekcjonerów" - pisał dziennikarz "Voetbal International" po wizycie w hamburskim salonie.

A mówili, że jesteśmy tępakami

Nigel de Jong grał w Hamburgu przez trzy sezony, to w barwach HSV dorobił się w latach 2006-2009 przezwiska Kosiarka, gdy po boiskach Bundesligi jeździł wślizgami w tę i z powrotem. W Hamburgu 10 lat temu postanowił, że jego miłość do samochodów może się zmienić w biznes. Nie biznes-kaprys, tylko prawdziwe przedsiębiorstwo. Takie, do którego się jedzie w każdej wolnej chwili, by sprawdzić, czy wspólnik nie potrzebuje pomocy. I które dziś, po 10 latach, ma oddziały w Hamburgu i Abu Zabi, sprzedaje samochody gwiazdom futbolu, biznesmenom i szejkom z Zatoki Perskiej. - A mówili, że piłkarze to tępaki i się na przedsiębiorców nie nadają - mówi de Jong.

De Jong senior: piłkarz, reprezentant Holandii, bankrut

Większości  osób, które znały go tylko z boiska, wydawał się takim właśnie tępakiem, do tego nie szanującym zdrowia innych piłkarzy. Jego ojciec, Jerry de Jong, też był reprezentantem Holandii, choć gdzie mu z trzema meczami w kadrze do syna, uczestnika dwóch mundiali i dwóch Euro z Holandią. Jerry szybko opuścił rodzinę,  potem brak pomysłu na życie poprowadził go przez kasyna do bankructwa i aresztu za próbę okradzenia kolegi z drużyny.

Nigel jest najstarszym z piątki dzieci Jerry'ego. Po odejściu ojca to na niego spadła opieka nie tylko nad młodszym rodzeństwem, ale też czasem nad matką, która z powodu choroby nerek często trafiała do szpitala. - Mama zawsze powtarzała: liczy się rodzina i edukacja. Pieniędzy w domu nie było, ale mnie finanse zawsze interesowały. Zawziąłem się i zdobyłem wykształcenie ekonomiczne - opowiadał kiedyś w wywiadzie dla "Guardiana". Futbol i domowe obowiązki trzymały go z daleka od tych miejsc, w których jego koledzy z osiedla marnowali sobie życie.  

"Powinien być za ten faul aresztowany. A nie dostał nawet czerwonej kartki"

Nigel de Jong, dziś 33-latek odsunięty od pierwszej drużyny Galatasaray Stambuł w oczekiwaniu na transfer do klubu, który go zechce, był świetnym defensywnym pomocnikiem. Grał w Ajaksie, w Manchesterze City (był wtedy najlepiej zarabiającym holenderskim piłkarzem), w Milanie. Był taki czas, gdy chciał go u siebie Pep Guardiola.  Ale był też taki czas, kilka lat temu, gdy się za niego wstydziło pół Holandii. Strach się było do niego zbliżać na boisku. Złamał nogę Stuartowi Holdenowi w meczu towarzyskim Holandii z USA i Hatemowi Ben Arfie w Premier League. W finale mundialu 2010 wpadł w Xabiego Alonso wyprostowaną nogą na wysokości klatki piersiowej, a koledzy policjanci żartowali potem z sędziego tego meczu Howarda Webba: powinieneś go za to aresztować, a nawet mu czerwonej kartki nie dałeś. Jak tłumaczył wtedy kapitan reprezentacji Holandii Mark van Bommel, de Jong to "słodziak, który ma pecha że w pół roku złamał nogi dwóm piłkarzom, ale tak naprawdę nie chce nikogo skrzywdzić, chce tylko wygrywać".

Samochody Nigela de Jonga Samochody Nigela de Jonga Instagram Nigela de Jonga

"Plymouth Barracuda, mój dzieciaczek. Nigdy nie sprzedam"

W biznesie też chce wygrywać. Ale zaczęło się to wszystko od czystej pasji i benzyny we krwi. Do dziś zresztą są samochody, z którymi zżył się tak bardzo, że ich nie sprzeda za żadną cenę. Stoją w salonie w Hamburgu jako eksponaty. - Ferrari 599 GTO jeździłem gdy grałem w Milanie. Powstało tylko 599 sztuk. Każda zniszczona sztuka podnosi wartość tej, którą mam. Dlatego lepiej niech stoi w środku - mówi de Jong w "Voetbal International". Na Plymoutha Barracudę z 1970 też miał już wielu chętnych. Ale nawet nie rozważał ofert. - To jest mój dzieciaczek. Od niego się zaczęło.  

To dzięki Plymouthowi poznał Hamida Mossadegha, swojego dzisiejszego wspólnika. Byłego bankowca, który rzucił branżę żeby handlować samochodami na indywidualne zamówienie. De Jong przyszedł do niego jako klient. Chciał Plymoutha Barracudę błyszczącego jak nowy, z każdą częścią po renowacji. Czekał na niego 10 miesięcy. I czekając nabrał przekonania, że ta znajomość nie może się tak po prostu urwać po odbiorze samochodu. Hamid potrafił robić cuda z samochodami, a Nigel miał pieniądze na inwestycje. I bogatych kolegów.

Samochody Nigela de Jonga Samochody Nigela de Jonga Instagram Nigela de Jonga

Pierwsze auto kupił Paolo Guerrero

Razem przerobili na salon jedną z hamburskich hal tenisowych. Pierwsze auto kupił od nich Peruwiańczyk Paolo Guerrero, wtedy piłkarz HSV. Tak odszykowali mu hummera, że po auto zgłosił się też Belg Vincent Kompany. A potem już poszło. Mesut Oezil, Sami Khedira, Lukas Podolski, Jerome Boateng, Kevin-Prince Boateng. Wieści szybko się rozchodziły. Zaczęli się zgłaszać bogacze z całego świata.  Afrykański książę zamówił od razu cztery auta. - Przychodzą do nas, bo wiedzą, że znajdziemy im w najlepszej możliwej cenie coś ekstra. Na przykład takiego bentleya jak ten, którego nie znajdą nigdzie indziej. Odpicowanego z pomocą naszych partnerów dostarczających części - opowiada de Jong. Salon w Hamburgu i oddział w Abu Zabi przestają im już wystarczać. Mają plany budowy luksusowych salonów w Duesseldorfie i Monachium. - Niemcy to rynek numer jeden na świecie. Między 2000 a 2010 branża rozrosła się niebywale. Z Ameryki przywędrowała do Europy moda na samochodowy pimp (MTV przez lata produkowała serial "Pimp My Ride", "Odpicuj mi brykę" w polskiej wersji - red.). Ludzie oszaleli na punkcie tuningowania aut. Wciągnąłem się i ja. Ciężko pracujemy, ten biznes sam się nie kręci. Wpadliśmy w problemy podczas kryzysu gospodarczego. Wyszliśmy z tego, bo byliśmy wierni swoim pomysłom - wspomina Holender.

Samochody Nigela de Jonga Samochody Nigela de Jonga Instagram Nigela De Jonga

"Musi być romantyzm. A im więcej techniki, tym go mniej"

Rozmarza się, gdy opowiada o samochodzie, który niedawno podesłał Wesleyowi Sneijderowi na urodziny żony: o Mercedesie 190 SL. - Ludzie zatrzymywali się na ulicach i robili mu zdjęcia. Pięknie zachowane auto, sześćdziesięcioletnie. Im więcej w autach techniki, im łatwiej się nimi jeździ, tym mniej romantyzmu. Tu w salonie stoi nowy bentley. Na niego mogę chwilę popatrzeć. A w Mercedesa 190 SL się wpatruję. Rozumiesz różnicę: patrzę - wpatruję się? - pyta dziennikarza "VI". I nawet go trochę bawi, że sam od pięciu lat nie kupił żadnego samochodu, bo cały czas dostaje klubowe. Wie jak wygodnie jest żyć w kokonie zawodowego piłkarza. Wie też, że wielu nie udźwignęło życia poza kokonem, gdy skończyły się ich kariery. Dlatego cieszy się, że już od 10 lat wprawia się do tego życia po życiu piłkarza. I czuje, że akurat w biznesie jest dopiero na początku kariery.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.