Arruabarrena w wywiadzie Staszewskiego: W Hiszpanii do dziś śmieją się, że Legia wolała mnie od Lewandowskiego. Dzięki niemu przeszedłem do historii

W Polsce Mikel Arruabarrena do dziś uznawany jest za symbol pomyłki transferowej. - Moi znajomi wciąż nie wierzą, że Legia wolała mnie od Roberta Lewandowskiego. A jak już sprawdzą, że to prawda, śmieją się przez godzinę - mówi Sebastianowi Staszewskiemu w rozmowie z cyklu "Wywiadówka Staszewskiego" były napastnik Legii Warszawa.

"Sprzedawaj Lewandowskiego, mamy Arruabarrenę"

Sebastian Staszewski: "Możesz sprzedawać Lewandowskiego, mamy Arruabarrenę". Zna pan ten cytat?

Mikel Arruabarrena: Znam, aż za dobrze. Powiedział to Mirosław Trzeciak.

Zgadza się. Te słowa dyrektora sportowego Legii Warszawa usłyszał prezes Znicza Pruszków Sylwiusz Mucha-Orliński. No i Lewandowskiego sprzedał. Do Lecha Poznań.

10 lat później łatwo śmiać się z Trzeciaka, ale kto wtedy mógł przypuszczać, że Robert zostanie wielkim piłkarzem? Kto przewidział, że będzie królem strzelców Ekstraklasy, że zrobi karierę w Borussii Dortmund i Bayernie Monachium? Trzeciak nie był jasnowidzem.

Nie był, ale umiejętność oceny potencjału zawodnika powinna być obowiązkowa w arsenale dobrego dyrektora sportowego.

Zgoda, ale Real Madryt głównie podpisuje umowy z piłkarzami, którzy są w stanie pomóc im tu i teraz. Biorą też tych perspektywicznych, ale dlatego, że są bogaci, mogą sobie pozwolić na osiem dużych wydatków. A Legia nie mogła. Dlatego musiała szukać rozwiązań optymalnych na tamtą chwilę. Zdaniem Trzeciaka i trenera Jana Urbana miałem być takim rozwiązaniem.

"W Hiszpanii śmieją się, że Legia wolała mnie od Lewandowskiego"

Lubi pan Lewandowskiego-piłkarza?

Tak, bardzo. Lubię jego styl. Dzięki niemu przeszedłem do historii.

Widzę, że umie się pan z tego śmiać. W Polsce to wciąż powód do żartów.

Nie tylko w Polsce, w Hiszpanii też. Kiedy mówię moim znajomym, że Legia wolała mnie od Lewandowskiego, nie wierzą. Pukają się w czoło. "Mikel, nie pij więcej tego wina". A gdy dowiadują się, że to jednak prawda, śmieją się przez godzinę. Hiszpańskie gazety kilkukrotnie wałkowały ten temat. "Marca" zrobiła nawet reportaż. Dlatego mam do tego duży dystans.

Wie pan, że w Ekstraklasie stał się pan symbolem pomyłki transferowej?

Wiem, ale tego nie rozumiem. Rok wcześniej Legia wzięła z rezerw Osasuny Pampeluna Inakiego Astiza, który z miejsca został najlepszym obrońcą ligi. Dlatego do klubu zaczęli trafiać kolejni Hiszpanie: Inaki Descarga, legenda Levante, młody Tito, który dziś występuje w drugoligowym Reus Deportiu i ja. Nie byłem piłkarzem przypadkowym. Strzelałem w Segunda División, w Tenerife, a wcześniej w Xerez. Lewandowski też grał w drugiej lidze, ale polskiej. Chyba nie mamy wątpliwości, która jest silniejsza. Dlaczego więc miało mi się nie udać? Dziś wiemy, jak wielki błąd popełnił Trzeciak, ale wtedy nie było to takie proste.

Trener Jan Urban Trener Jan Urban fot. MIECZYSŁAW MICHALAK

"Legia nie zapłaciła za mnie nic"

Jak przyjął pan informację, że Legia jest panem zainteresowana?

Pamiętam, że latem zadzwonił do mnie trener Urban. Kojarzył mnie z rezerw Osasuny. Zapytał, czy nie chciałbym spróbować sił w Legii. Klub znałem, bo wcześniej grał w europejskich pucharach z Barceloną. Ale odmówiłem, nie byłem zainteresowany. Podpisałem kontrakt z Tenerife. Po pół roku Urban znów zadzwonił, wciąż mnie namawiał. Dużą robotę wykonał też Astiz, który zrobił świetną reklamę. W końcu się zgodziłem.

Ile Legia za pana zapłaciła?

Nic a nic. Rozwiązałem umowę z Tenerife.

I ot tak pana puścili?

Dokładnie tak. Nie miałem z nimi żadnego problemu. Poszedłem do prezesa i powiedziałem, że chcę wyjechać do Polski. Zgodził się. Pewnie dlatego, że dogadany był już transfer Nino, którego Tenerife wzięło z Levante za milion euro. Mój kontrakt też nie kosztował Legii dużo, bo zarabiałem niewiele więcej, niż w Hiszpanii. Do Polski nie pojechałem na zarobek.

"Potrzebowałem czasu i wsparcia"

Tylko po promocję?

Też nie.

To po co?

Wiązałem z Warszawą duże nadzieje. Wcześniej mieszkałem w Hiszpanii, nigdy nie miałem okazji grać w innym kraju. Pomyślałem więc, że u was zbiorę nowe doświadczenia. Poza tym Legia to duża marka. Sądziłem, że w Polsce zostanę co najmniej kilka lat.

Dlaczego więc nie wyszło? W Legii zagrał pan w kilku meczach - we wszystkich źle. Jedyną bramkę, nie licząc rozgrywek Młodej Ekstraklasy, zdobył pan w mało prestiżowym Pucharze Ekstraklasy. Pamiętam za to pana pierwsze zgrupowanie z Legią w Grodzisku Wlkp. Na treningach prezentował się pan rewelacyjnie.

Każdy zawodnik potrzebuje czegoś innego. Ja potrzebowałem czasu i wsparcia. W Polsce musiałem poczuć się jak w domu. A nie dostałem na to okazji. Słaby miałem szczególnie początek. Rozegrałem kilka spotkań, nie strzeliłem bramki, popełniłem błędy. I limit cierpliwości się wyczerpał. Nikt nie brał pod uwagę, że jestem facetem z innego kraju, który nigdy nie mieszkał za granicą; że nie rozumiałem języka; że nie miałem tu znajomych. Nie potrzebowałem niańki, ale byłem sam w nowym środowisku. A ludzie oczekiwali, że będę strzelał gole, jakbym był tu gwiazdą od trzech lat. Z każdym meczem presja rosła, rosła też krytyka. Może gdybym dostał więcej czasu, pokazałbym co potrafię. Z drugiej strony rozumiem, że w Legii nikt nie chciał na mnie czekać. Tam wynik muszą być tu i teraz.

Problemy komunikacyjne w Legii

Jak bardzo przeszkodziły panu problemy komunikacyjne?

Bardzo. W Legii byli co prawda koledzy z Hiszpanii, mogłem też zamienić kilka słów z Urbanem, ale z resztą - nie. Słabo znałem angielski, ale oni w ogóle nie mówili w tym języku. Albo nie chcieli. Nie wiem. Większości rzeczy więc nie rozumiałem. W szatni trzymałem się tylko z Astizem, Descargą i Tito. Z pozostałymi chłopakami miałem słaby kontakt.

Mógł pan Legii dać dużo więcej?

Tak sądzę. I strasznie żałuję, że wyszło, jak wyszło. To moja mała porażka.

Wielkim sukcesem okazał się natomiast pana transfer do SD Eibar. Wierzył pan, że kiedyś zagracie w Primera División?

Nigdy w to nie wierzyłem. Mówię szczerze. Szedłem tam, aby się odbudować, a nie po to, aby zrobić awans. To jakiś cud. Do dziś nie wiem, jak się to udało. Nigdy nie wydawaliśmy dużo pieniędzy na transfery. W sezonie, gdy wygraliśmy Segunda División, doszło do nas tylko sześciu nowych chłopaków. A byliśmy beniaminkiem!

"Aru" został legendą Eibaru

Eibar jednak awansował, a pan został lokalną legendą.

Tak, jestem tam legendą. Gdy awansowaliśmy, byłem kapitanem. Także w Primera División. W pierwszym sezonie strzeliłem dziewięć bramek, dzięki mnie udało nam się utrzymać. Dla ludzi z Eibar, gdzie żyje może 30 tys. osób, to był sen. Nikt nie wierzył w to, że uda się zagrać w Primera División, a później - utrzymać. A ten klub wciąż jest na szczycie. Dziś to jednak inne Eibar. Ma wysoki budżet, świetnych piłkarzy. W moim Eibar grali niemal sami Baskowie, byliśmy grupą marzycieli, którzy niczego się nie obawiali. Dla mnie osobiście to było wielkie zwycięstwo, bo choć kilkukrotnie byłem blisko pierwszej ligi, to nigdy w niej nie zadebiutowałem. Ani w Athletic Bilbao, ani w Osasunie. Byłem tam tylko w rezerwach. A z Eibar się udało. Gdy dziś odwiedzam stare kąty, witają mnie, jak wielką gwiazdę. Nawet za jedzenie czy kawę nie muszę płacić.

Po pierwszym sezonie w Primera División nie otrzymał pan ofert z silniejszych klubów?

Mój agent dużo mi o nich opowiadał, ale konkretny był tylko APOEL Nikozja. Oferowali mi świetne pieniądze. Ale dla Eibar byłem zbyt ważny. Miałem 31 lat, byłem kapitanem, w sezonie strzeliłem dziewięć bramek. Nie chcieli oddać mnie za grosze. No i zostałem.

Igor Angulo strzelił dwie bramki w pierwszym zimowym sparingu Górnika Zabrze Igor Angulo strzelił dwie bramki w pierwszym zimowym sparingu Górnika Zabrze JAN KOWALSKI

Angulo był świetnym lewoskrzydłowym

Pamięta pan z Bilbao Igora Angulo?

Graliśmy razem w rezerwach Athletic!

Wie pan, co się z nim dziś dzieje?

Niedawno dowiedziałem się, że jest najlepszym strzelcem Ekstraklasy. Jestem w szoku. W młodości Igor był przecież lewoskrzydłowym. I to bardzo dobrym. Miał super szybkość, nie bał się pojedynków jeden na jeden. Lewą nogę miał magiczną. Kiedy w jednym sezonie zdobyłem dla drugiej drużyny 15 bramek, przy kilku asystował właśnie on. Cały czas dośrodkowywał w pole karne. A ja z tego korzystałem. Dziwne, że teraz zmienił pozycję.

Dlaczego nie zrobił dużej kariery? W Primera División zadebiutował jako 19-latek.

Talent miał naprawdę duży. Pamiętam, jak kilka miesięcy po debiucie, w 2004 roku, graliśmy na treningu mecz towarzyski z drużyną seniorów. My, młodzi chłopcy z rezerw, wygraliśmy. A właściwie to wygrał sam Angulo. Strzelił dwie bramki, zanotował też asystę. Ernesto Valverde powiedział, że musi go mieć w pierwszym zespole. I wtedy nie wytrzymała jego głowa.

Igor Angulo zaskakuje w Ekstraklasie, a kiedyś "odbiła mu sodówka"

Odbiła mu sodówka?

Tak można to nazwać. Zaczął uważać, że jest lepszy, niż był. Jego charakter na pewno mu nie pomógł. Często wręcz przeszkadzał. Może gdyby później zadebiutował w Primera División, rozwinąłby się lepiej? A tak bardzo szybko się zatrzymał. Chociaż umiejętności miał wielkie.

Podobno zimą może znów trafić do Bilbao.

To nie jest możliwe.

Dlaczego? Tak piszą hiszpańskie media.

Mówiąc wprost, Igor jest za stary. Athletic potrzebuje napastnika i nie ma zbyt wielu opcji, bo szuka tylko wśród Basków. Ale wydaje mi się, że prędzej postawią na jakiegoś chłopca z akademii, niż na 33-latka, który na dodatek gra w dalekiej Polsce.

A pan nie chciałby jeszcze raz spróbować sił w Ekstraklasie?

Nie, moja przygoda z Polską już się skończyła. Chociaż cały czas spotykam ludzi z waszej ligi. Niedawno grałem przeciwko Miguelowi Palance, który jest piłkarzem Anórthossisu. Na Cyprze spotkałem też Dossę Juniora i Emmanuela Sarkiego. Dossa to świetny piłkarz, a Sarki nie prezentował się zbyt dobrze. Widać było, że kontuzja zabrała mu szybkość i czucie piłki.

Ale skoro Angulo daje sobie radę, to może i pan zyskałby u nas nowe, piłkarskie życie.

W AÉL Limassol mam jeszcze roczny kontrakt, radzę sobie całkiem nieźle, w tym sezonie strzeliłem już sześć bramek. Mam jednak 34 lata i znam swoje ograniczenia. Jestem realistą. W Polsce znów potrzebowałbym czasu na aklimatyzację, którego nikt by mi pewnie nie dał. Niech więc ludzie zapamiętają mnie jako tego, którego Trzeciak wolał od Lewandowskiego.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.