Jak w większości trudnych spotkań, jeszcze za kadencji Kiko Ramireza, Wisła zagrała z kontry, przede wszystkim nastawiając się na bezpieczeństwo w tyłach. Duet Głowacki - Wasilewski królował w polu karnym, ale ważniejsza jeszcze była dla gości para defensywnych pomocników Vullnet Basha - Pol Llonch. Zwłaszcza ten pierwszy zagrał bardzo dobry mecz, przechwytując wiele podań, zamykając ich linie i po prostu pojawiając się w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie. Duet pivotów dobrze trzymał też formację, nie dając się spychać za głęboko w pole karne przy ataku pozycyjnym Cracovii.
Cracovia może nie dominowała w pierwszej połowie, ale jak przystało na gospodarza starcia derbowego, starała się prowadzić grę i utrzymywać się przy piłce spokojnie konstruując atak pozycyjny. To jednak nie wystarczało na dobrze dysponowaną defensywę Wisły, która broniąc w dwóch zwartych blokach nie zostawiała wiele miejsca w okolicy swojego pola karnego (z 16 strzałów Cracovii 6 było niecelnych i aż 5 zablokowanych). Gospodarze mieli też momenty agresywnego doskoku po stracie piłki na połowie rywala, jednak goście nie dawali się zaskoczyć. Wiśle nie zależało na budowaniu ataku od własnej bramki i posiadaniu piłki za wszelką cenę, więc jak tylko zaczynało robić się gorąco, następowała próba bezpośredniego przeniesienia gry na połowę Cracovii i ewentualne szybkie odbudowanie ustawienia w przypadku straty.
Problemem "Pasów" w tym meczu, częściowo spowodowanym dobrą grą w obronie gości, było odizolowanie ofensywnych graczy od reszty zespołu. W związku z zagęszczeniem tercji obronnej Wisły, Krzysztof Piątek często otrzymywał piłki poza swoją strefą, w związku z czym mógł niesłusznie sprawiać wrażenie będącego obok gry. Cracovia nie grała jednak aż tak źle, jakby wskazywał na to wynik. Do sytuacji bramkowych Wisły prowadziły błędy indywidualne, a biorąc pod uwagę samą grę w ofensywie obu zespołów, to spokojnie mógł być nawet mecz na remis. Problemem większej skali jest fakt, który od jakiegoś czasu mniej lub bardziej bezpośrednio próbuje przekazać trener Probierz - Cracovia nie ma materiału sportowego, żeby grać lepiej lub po prostu skuteczniej. A nawet najlepszy pomysł ktoś musi zrealizować na boisku.
Wiślacy walczyli twardo (19 fauli), ale też mądrze, doskonale wiedząc, w której strefie można sobie było pozwolić na przewinienie. Rzuty wolne z trzydziestego metra lub spod linii bocznej mogą oczywiście stanowić zagrożenie, ale długo lecąca piłka pozwala na odpowiednią reakcję obrońcom, a ci w zespole gości nie popełniali błędów. Po raz kolejny w tym sezonie razem zagrali Paweł Brożek i Carlitos.
Hiszpan zaczął mecz głębiej, na pozycji numer 10, gdzie w szybkim ataku był łącznikiem między skrzydłowymi a napastnikiem. To nie do końca zdało egzamin i w dalszej części spotkania Wisła grała już na dwóch typowych napastników. W środku pola powstała wtedy luka, ale przy korzystnym wyniku Wiśle opłacało się ryzyko straty przy dłuższym podaniu, kiedy większość zespołu nie włączyła się jeszcze do ataku.
Druga połowa z oczywistych względów była mocno szarpana, dlatego ciężko w tym przypadku analizować jej taktyczne aspekty. Po zmianie stron Wisła grała w zasadzie w klasycznym 1-4-4-2, które jest bardzo wygodnym systemem do obrony korzystnego wyniku. Po wejściu Kamila Wojtkowskiego za Pawła Brożka, "Biała Gwiazda" miała dodatkowego gracza w środku pola i pod koniec meczu mogła częściej grać na utrzymanie piłki. Bramka dla Cracovii padła po jednym z wielu stałych fragmentów gry, który udało się jednak wykorzystać dopiero w końcówce spotkania, kiedy wynik był już przesądzony.