Od Dixiego Deana do Cristiano Ronaldo - jak piłkarze stawali się atletami

Piłka nożna, choć wielu bardzo by tego chciało, wcale nie ma oblicza Lionela Messiego - czyli geniusza techniki i dryblingu. Obecnie, by dojść na najwyższy poziom i tam się utrzymać, piłkarz musi być przede wszystkim atletą.
Mecz Szkocji z Anglią Mecz Szkocji z Anglią xx

Supremacja Królestwa i zasady męskości

Oczywiście w historii futbolu siła zawsze odgrywała ogromną rolę - przez prawie 150 lat tak naprawdę rosła szybkość gry, jej intensywność. Nic dziwnego, przecież w pierwszych latach było to sport bardziej indywidualny niż zespołowy. W Wielkiej Brytanii panowało przekonanie, że należy przede wszystkim dryblować, a po stracie piłki - wślizgu bądź interwencji ciałem rywala - przejmować ją i kontynuować samotną akcję. Najbardziej ceniono tych, którzy potrafili jak najdłużej utrzymać się w posiadaniu futbolówki albo najskuteczniej ją odebrać. - Brytyjska atletyka - ta oryginalna, męska, pionierska - była po prostu kolejnym przykładem supremacji Królestwa. Różne sporty i gry zdawały się potwierdzać tezę wszechobecnie zauważalną, (...) że Wielka Brytania jest wiodącą siłą na świecie - tłumaczył w książce "Those Feet" angielski historyk, James Walvin. Jakież musiało być zdziwienie Anglików, gdy w pierwszym w historii meczu międzynarodowym ze Szkocją nie potrafili pokonać dużo niższych, lżejszych i fizycznie słabszych rywali, którzy po prostu częściej podawali sobie piłkę. - Dziewiętnastowieczne zasady męskości, które rządziły angielskim futbolem - stylem gry - były w zasadzie nienaruszone do lat pięćdziesiątych dwudziestego wieku - pisze autor wspomnianej książki, David Winner. Nic dziwnego, że ojcowie futbolu mieli taki problem z jego zdominowaniem.

Dixie Dean Dixie Dean xx

Kawał chłopa z Evertonu

Niemniej to właśnie w Anglii trzeba szukać pierwszych przykładów piłkarzy-atletów i jednym z nich był legendarny napastnik Evertonu, Dixie Dean. Na początku jego kariery doznał urazu po którym lekarze powiedzieli, że nigdy nie będzie mógł grać w piłkę. On się zawziął i stał się pierwszym w historii tak seryjnym strzelcem. Od początku był fenomenem zarówno pod względem fizyczności, jak i umiejętności czysto piłkarskich. W wieku dwunastu lat złamał bramkarzowi rywali rękę - oczywiście uderzeniem piłką, a nie brutalnym starciem. Miał niesamowity wyskok. Jego zagraniem firmowym było uderzenie piłki głową tak, by odbiła się od ziemi i przelobowała bramkarza. To Dean w ostatnich latach był wyznacznikiem dla rekordów strzeleckich Messiego i Ronaldo - w sezonie 1927-28 strzelił 67 goli w 46 meczach, w całej karierze zaliczył prawie czterdzieści hat-tricków, ponad 400 razy trafiał do siatki. - Dean był innym typem snajpera niż Gerd Mueller. To był kawał chłopa, miał olbrzymią posturę. Pozostałe z tamtych czasów materiały filmowe pokazują, jak rozbija obrońców i bramkarzy, jakby były kukłami - pisali dziennikarze "Liverpool Echo" w jednym z niedawnych wspomnień.

Duncan Edwards Duncan Edwards xx

Brutalnie przerwana kariera legendy

Po drugiej wojnie światowej pojawił się inny piłkarz, którego atletyka jest owiana legendą. - Niedawno przeglądałem zdjęcia z zespołu juniorów, który wygrał młodzieżowy Puchar Anglii. Duncan był dwa razy większy od swoich kolegów - opowiadał o Duncanie Edwardsie Bobby Charlton, legenda Manchesteru United. Obrońca, a także pomocnik wychowany przez "Czerwone Diabły" był prawdopodobnie pierwszym przykładem uniwersalnego zawodnika, który nie tylko potrafił grać na każdej pozycji, ale i miał pełen przekrój umiejętności - technikę, inteligencję oraz oczywiście siłę. - Niełatwo mówi się o świetności piłkarzy, bo to rzadkie przypadki, ale to właśnie w nim od razu dostrzegłem. Na każdej pozycji grał na niewiarygodnym poziomie. Był zawodnikiem o którym marzy każdy szkoleniowiec - wychwalał go Don Review, w latach pięćdziesiątych rywal z boiska, a później trener m.in. Leeds United i reprezentacji Anglii. - Znam wielkich piłkarzy, Pele, Maradonę, Besta, Lawa czy mojego ulubieńca Alfredo di Stefano, ale Edwards był od nich lepszy w każdej fazie gry - to znów pochwały Charltona. W Anglii mówiono, że jego sile równać mógł się tylko charakter, a koledzy szybko wybrali go na lidera zespołu, przezywali go "Czołg". - Pytałem Stanleya Matthewsa i Toma Finneya o Duncana Edwardsa i byli zgodni: takiego piłkarza jeszcze nie widzieli. Był tak silny i łączył to z inteligencją na boisku - mówił Charlton. W Manchesterze United Matta Busby'ego szybko wywalczył sobie mocną pozycję, podobnie jak w reprezentacji kraju. Na boisku nikt mu nie podskakiwał, ale Edwards brutalem nie był - wręcz przeciwnie, wielu mówiło o nim jako o wybitnym techniku. Niestety o jego karierze mówi się w legendach, bo brutalnie przerwała ją katastrofa lotnicza z Monachium z 1958 roku. Zespół United wracał wtedy po meczu europejskiego pucharu z Belgradu, a ich samolot rozbił się przy kolejnej próbie startu po międzylądowaniu. Edwards był w stanie krytycznym, ale siłą woli wytrwał jeszcze kilkanaście dni, walcząc ze śmiercią. - Był dla nas kimś więcej niż tylko świetnym piłkarzem. Czasem jawił się jak promyk słońca w pochmurny dzień. Był gigantem i nawet po latach jego śmierć wydaje się najtrudniejszą do przyjęcia - zdarzał Charlton, który grał z nim w jednej drużynie.

Cristiano Ronaldo Cristiano Ronaldo DANIEL OCHOA DE OLZA/AP

Z pubu na siłownię

W kolejnych dekadach w futbolu wszystko się wyrównywało, zmieniało się podejście do atletyki - tak by nie chodziło wyłącznie o siłę, ale jej połączenie z umiejętnościami piłkarskimi, wytrzymałością, szybkością i przyspieszeniem. - W moich czasach piłkarze stawali się atletami. Dziś atleci próbują być piłkarzami - tak trafnie w wywiadzie z Weszlo.com określał proces z ostatnich dwóch dekad Colin Hendry, były szkocki obrońca, przecież boiskowy twardziel o posturze siłacza. Wystarczy jednak porównać sylwetki niektórych bohaterów z lat dziewięćdziesiątych do piłkarzy oglądanych obecnie, by dostrzec nie tylko subtelną różnicę. Jeszcze wtedy talent pozwalał zawodnikom nadrobić pewne braki wynikające z kilku kilogramów nadwagi, czy braki w szybkości. Świadomość potrzeby łączenia wielu aspektów treningu siłowego z np. dietą i rozciąganiem oczywiście rosła, ale nie do wszystkich docierała - przykładowo, na Wyspach wciąż popularniejsze były dodatkowe, codzienne sesje w... pubie, przy piwie, smażonej rybie i frytkach. Teraz nie ma możliwości, by piłkarze pozwalali sobie na regularne imprezowanie, niezdrowe jedzenie i jeszcze łączyli to z grą na najwyższym poziomie. Wszystko jest kontrolowane przez kluby, które zatrudniają specjalistów od każdego aspektu przygotowania fizycznego, a wizyty na siłowni z opcji dodatkowej szybko stały się obowiązkiem.

Atletico - Bayer. Interweniuje Jan Oblak Atletico - Bayer. Interweniuje Jan Oblak ANDRES KUDACKI/AP

Być jak Atletico

- Jeśli mówicie Atletico Madryt, to myślicie atleci. Na niewiarygodne umiejętności każdego rywala przypada jeden zawodnik Simeone, który jest gotów zakasać rękawy i przebiec ten dodatkowy metr na boisku - tak zeszłoroczni mistrzowie Hiszpanii zostali przedstawieni przez autorów "New York Timesa". Trudno się z tym nie zgodzić, bo Atletico nawet z nazwy jest drużyną współczesnych atletów. Każdy zawodnik wygląda jakby rzeźba jego sylwetki była niemal tak ważna, jak umiejętności piłkarskie. - Gdy zostałem trenerem chciałem przywrócić esencję tego klubu: że Atletico zawsze było agresywne, intensywne, walczące, szybkie w grze z kontry - tłumaczył Diego Simeone. Dla niego piłkarze zostawiają na boisku wszystko, a nawet więcej, bo tyle od nich żąda charyzmatyczny Argentyńczyk. Potrafią zabiegać i zamęczyć swoich rywali, nigdy nie odstawiają nogi, a w fizycznych pojedynkach niewielu może się z nimi równać. - Nie jesteśmy jednak zespołem brutalnym, choć olbrzymią część pracy wkładamy w pressing i podnoszenie intensywności gry - dodawał Simeone. W poprzednim sezonie nie tylko popisy w lidze hiszpańskiej Diego Godina, Mirandy, Tiago i spółki były najlepszym przykładem tej nowej ery w futbolu - takim wyznacznikiem będzie pierwszy kwadrans rewanżu w ćwierćfinale Ligi Mistrzów z Barceloną, gdy Atletico rozjechało swoich rywali. Pressingiem, siłą, dynamiką i umiejętnościami piłkarskimi - i kolejność wcale nie jest przypadkowa.

Grzegorz Krychowiak. Relacja na żywo Grzegorz Krychowiak. Relacja na żywo MIGUEL ANGEL MORENATTI/AP

Wreszcie i w polskim słowniku

Tyczy się to również indywidualnych przypadków. Można się zastanawiać, czy dziś ekscytowalibyśmy się walką na gole Lionela Messiego z Cristiano Ronaldo, gdyby Portugalczyk nie zaczął już w wieku 13 lat odpowiednio pracować na siłowni. - Cristiano Ronaldo był największym atletą Manchesteru United z jakim pracowałem - chwalił go Mick Clegg, który w klubie z Old Trafford odpowiadał właśnie za siłę i formę zawodników. Przez pięć lat indywidualnie pracował z Ronaldo, pomagając mu zbudować taką sylwetkę, której dziś może pozazdrościć mu każdy piłkarz na świecie. - Ludzie szybko łączą siłownię z ćwiczeniem mięśni, ale ja robię wiele innych rzeczy: pracuję nad siłą, elastycznością, wykonuję ćwiczenia prewencyjne i tak dalej - tłumaczy Ronaldo, pokazując jak wiele aspektów powinno się rozumieć przez ten dodatkowy, ale nie mniej ważny trening. On zresztą już za młodu podczas wakacji na Maderze przebiegał długie dystanse z przyczepionymi do nóg woreczkami z piaskiem. Gdy był juniorem Sportingu Lizbona szybko "wyrósł" z obciążeń stosowanych w jego siłowni i po kryjomu korzystał z przyrządów przeznaczonych dla seniorów. Inne przykłady? Arjen Robben grając w Chelsea był przezywany "człowiekiem ze szkła" przez niską odporność na kontuzje. Jednak od przejścia do Monachium oglądaliśmy prawdziwą przemianę w wielkiego atletę. Holender mówił w zeszłym roku, że w takiej formie fizycznej jeszcze nie był, a zawdzięcza to pracy ze specjalistami nad całym ciałem, a nie tylko siłą nóg. Podobną drogę przebył Robert Lewandowski, który w Zniczu Pruszków był chudzielcem z talentem do strzelania goli, w Lechu rozwinął się technicznie, ale to po przejściu do Niemiec nabrał mięśni, nie tylko dostosował się do bardziej fizycznej gry, ale zaczął nad rywalami górować. Najlepszym przykładem były jego starcia z Sergio Ramosem jeszcze w barwach Borussii Dortmund. Nic dziwnego, że w szatni zespołu Juergena Kloppa do polskiego napastnika przylgnęła ksywka "The Body" (tłum. "ciało"), właśnie dzięki doskonałej sylwetce i umięśnieniu. Podobnie komplementować można Kamila Glika i Grzegorza Krychowiaka. Dzięki nim atletyka trafiła również do słownika polskiego piłkarza.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.