Tak. Cheerleaderki mają nawet swoją międzynarodową federację (International Cheerleading Union) i coroczne mistrzostwa świata. To sport wymagający bardzo dużej sprawności fizycznej i ciężkich treningów. To dynamiczna odmiana gimnastyki sportowej. W dodatku, żeby ją uprawiać, trzeba też sporej odwagi. Filigranowe cheerleaderki podczas występów fruwają często kilka metrów w górę.
W USA cheerleaderki, które chcą studiować, mogą nawet liczyć na sportowe stypendium. Wiele z nich reprezentuje uczelnię w więcej niż jednym sporcie.
Cheerleading sprawdza się też znakomicie jako dyscyplina rekreacyjna. Poprawia krążenie, pomaga utrzymać prawidłową wagę i wysoką samoocenę.
Choć ponad 97 procent cheerleaderek na świecie to kobiety, to jednak sport ten uprawia spora grupa mężczyzn. Szczególnie wielu występuje ich w zespołach pokazujących swoje umiejętności podczas meczów futbolu akademickiego w USA. Ich siła bardzo przydaje się przy wysokich wyrzutach zawodniczek w górę.
Pierwsze zorganizowane zespoły cheerleaderów - bo od nich zaczęła się historia tego sportu - pojawiły się już w latach 80. XIX wieku. Mieli oni za zadanie organizować doping na meczach futbolu akademickiego.
Kobiety do cheerleadingu zostały dopuszczone dopiero w 1923 roku.
W latach studenckich cheerleading uprawiało wiele przyszłych gwiazd. Np. Paula Abdul wspierała zespół Los Angeles Lakers. Sandra Bullock była cheerleaderką w szkole średniej, podobnie jak Miley Cyrus, Madonna, Cameron Cruz, Jennifer Lawrence, Eva Longoria, Lindsay Lohan.
Wśród cheerleaderów byli też czterej późniejsi prezydenci USA - George W. Bush, Ronald Regan, Dwight D. Eisenhower i Franklin D. Roosevelt.
W USA najbardziej prestiżowym miejscem pracy dla cheerleaderek jest zawodowa liga National Football League. Dostać się do drużyny nie jest łatwo. Każdego roku trzeba przejść trudne eliminacje. Na zdjęciach kwalifikacje do drużyny cheerleaderek Baltimore Ravens.
Fot. JASON REED REUTERS
Fot. LARRY DOWNING REUTERS
Fot. MOLLY RILEY REUTERS
Fot. JASON REED REUTERS
Fot. MOLLY RILEY REUTERS
Najstarszą cheerleaderką w National Football League jest Laura Vikmanis. Ma 46 lat i wciąż występuje w zespole Ben-Gals podczas meczów drużyny Cincinnati Bengals.
Vikmanis jest dietetyczką i trenerem personalnym. Do zespołu Ben-Gals postanowiła dołączyć, gdy miała 39 lat. Za pierwszym razem nie przeszła eliminacji. Potem jednak na siłowni, gdzie pracowała, poznała jedną z cheerleaderek Ben-Gals, która pomogła trenerce przygotować się do eliminacji. W 2009 r. Vikmanis dostała się do zespołu i tańczy w nim do dziś.
W 2012 wydała książkę razem z Amy Sohn. It's Not About the Pom-Poms.
Okładka książki "It's Not About the Pom-Poms"
Choć cheerleading to sport wymagający długotrwałych treningów, to tancerki nie mogą liczyć na wysokie wynagrodzenie. W NFL zarabiają za występy podczas meczów od 500 do 1500 dolarów za sezon. W NBA mogą liczyć na więcej, bo meczów jest więcej od 2000 do 4000 dolarów. Osobno mogą sobie dorobić za występy podczas imprez promocyjnych. Tam zazwyczaj stawki są nieco większe.
Ostatnio coraz częściej słychać głosy, że drużyny w zawodowych ligach niesprawiedliwie traktują cheerleaderki i powinny płacić im więcej. Zwłaszcza gdy - jak w przypadku Dallas Cowboys - zespół cheerleaderek ma swoją markę. Sama sprzedaż gadżetów związanych z cheerleadingiem daje drużynie z Teksasu milion dolarów rocznego przychodu.
W ubiegłym roku cheerleaderki z Oakland, Cincinnati i Buffalo postanowiły walczyć o wyższe zarobki w sądzie. Sprawy są w toku.
Według publikacji Cheerleading and the Law: Risk Management Strategies w latach 1982-2006 podczas popisów cheerleaderek w szkołach średnich i na uniwersytetach wydarzyło się 56 poważnych wypadków. Trzy z nich zakończyły się fatalnie - śmiercią tancerek, a 16 - kalectwem.
Dziś cheerleaderki są stałym elementem nie tylko spotkań w futbolu i koszykówce. Coraz więcej dyscyplin sportu uatrakcyjnia swoje mecze występami wysportowanych tancerek. Można je spotkać nawet podczas igrzysk olimpijskich zimowych i letnich.
AP/Andy Wong
AP/Mark Humphrey