Borussia - Bayern. Połamany stół i dwie suszarki tylko dla Romana

Signal Iduna Park nie sprawia wrażenia stadionu potężnego europejskiego klubu walczącego o największe trofea w Niemczech i Europie. Jest bardzo surowy, wręcz ascetyczny i nie ma tam przepychu, jaki przytłacza człowieka np. na Camp Nou, czy Allianz Arena. W sobotę przez ciasny tunel prowadzący na boisko wybiegną jedenastki Borussii i Bayernu, by zmierzyć się w meczu na szczycie Bundesligi. Relacja Z Czuba i Na Żywo na Sport.pl o 18:30. Transmisja w Eurosporcie 2.

Szatnia...

Ta surowość Westfalen Stadion ma przypominać o robotniczym rodowodzie klubu, jest także efektem ogromnego przywiązania do tradycji i klubowych symboli. Za jeden z takich symboli można też uznać prosty stół, który stoi w szatni gospodarzy. Ponoć jego blat nie przetrwał radości po zdobyciu mistrzostwa w 2011 roku, gdy tańczyła na nim cała drużyna. Gdy klub chciał kupić nowy i znacznie solidniejszy mebel, spotkało się to z protestem wszystkich piłkarzy. Wymieniono więc jedynie blat i mający już swoją własną historię stół, służy do dzisiaj.

Jest on podobnie jak cała szatnia bardzo skromny. Ma ona przypominać zarabiającym grube miliony euro piłkarzom, że po wejściu tutaj, wszyscy są członkami drużyny i każdy z nich musi pracować tak samo ciężko, by dawać satysfakcję kibicom. W pomieszczeniu nie ma sejfów, ani oddzielnych boksów. Szatnia ta sprawia wrażenie, jakby znajdowała się w szkole, gdzie do gry przygotowują się dzieciaki przed WF-em, a nie gracze wicemistrza Niemiec.

Suszarki Romana i basen...

Ciekawostką jest fakt, że na ścianie zamontowane są jedynie dwie suszarki do włosów, które w założeniu mają służyć wszystkich piłkarzom. Bardzo często przywłaszcza je sobie jednak Roman Weidenfeller, który dbając o swoją fryzurę używa obu naraz...

Prysznice są grupowe, a ci którzy wolą kąpiel mogą po meczu udać się do miniaturowego basenu, w którym naraz może się zmieścić maksymalnie około 8 osób. Po zdobyciu tytułu pluskała się tam jednak cała drużyna w liczbie ponad dwudziestu chłopa, a większość z nich wskakiwała do basenu nie zważając na ryzyko połamania sobie czegoś.

fot: Bartosz Orzechowski

Trybuny Signal Iduna Park Trybuny Signal Iduna Park fot: Bartosz Orzechowski

Ciasny tunel...

Wyjście na stadion jest ciasne, więc już w tunelu piłkarze mogą "poprzepychać się barami". Jednak, gdy już wyjdzie się na murawę stadionu, czuć magię tego miejsca. Może i stadion nie jest najnowocześniejszy, ale władze Borussii nie chcą go zmieniać, by nie zabijać atmosfery, którą tworzą ciasno zabudowane trybuny.




Jeszcze kilka lat temu zarządca stadionu miał ogromne problemy z utrzymaniem trawy w dobrym stanie. Jako, że trybuny są strome, a wieńczy je dach, nie było szans na odpowiednie doświetlenie murawy. Borussia nie ma co nawet marzyć o rozwiązaniu, jakie istnieje na Veltins Arena, gdzie cała murawa wyjeżdża poza stadion, by złapać trochę słońca. Problem udało się jednak rozwiązać dzięki technologii doskonale znanej np. ze stadionu miejskiego w Poznaniu. Ustawiane są lampy naświetlające trawę, które mimo że "zjadają" ogromną ilość prądu, to doskonale wywiązują się ze swojego zadania.

fot. Bartosz Orzechowski

Sudtribune na Signal Iduna Park Sudtribune na Signal Iduna Park fot: Bartosz Orzechowski

Die Gelbe Wand...

Kilka słów także o "Żółtej Ścianie". Gdy trybuna jest pusta nie robi aż takiego wrażenia, jednak na meczach Bundesligi potrafi zniszczyć morale nawet najtwardszych przeciwników. Nie jest tajemnicą, że jest to największa stojąca trybuna w Europie, jednak na Ligę Mistrzów jej pojemność znacznie spada. Podobnie jak na przeciwległej trybunie, pojawiają się bowiem wtedy krzesełka, które zmniejszają pojemność stadionu o około 15 tysięcy. Mimo to nikt na nich nie siedzi, a Gelbe Wand wciąż jest stojąca.

Aby się jednak na niej znaleźć trzeba mieć albo niesamowite szczęście, albo po prostu żyć w rodzinie, w której kibicowanie BVB przechodzi z pokolenia na pokolenie. Do sprzedaży bezpośredniej przed meczami trafia bowiem tylko część wejściówek, gdyż na każdy sezon sprzedaje się ponad 50 tysięcy karnetów. Aby zostać jego szczęśliwym posiadaczem nie wystarczy jednak zapłacić i czekać na upragniony kawałek plastiku. Lista oczekujących na karnet jest ponoć wyjątkowo długa, a niektórzy czekają już ponad 10 lat. Zdarzają się nawet przypadki, że ktoś zapisuje prawo do swojego karnetu w spadku, a po śmierci jego miejsce zajmuje syn lub np. wnuczek. Tak więc fanatyczni kibice siedzący pod słynnym napisem mogą się naprawdę czuć "wybrańcami Dortmundu".

Vlepki...

Na stadionie można też znaleźć ślady obecności kibiców znad Wisły. Spośród vlepek wielu polskich klubów uwieczniłem te, które spoczywają sobie na ściance ławki sędziowskiej, czyli Legii Warszawa oraz Górnika Wałbrzych i Arki Gdynia. Kolejna - Radomiaka Radom - żegna tych, którzy murawę opuszczają w okolicach narożnika boiska.

fot: Bartosz Orzechowski

Muzeum...

Na deser po wrażeniach ze stadionu zostaje jeszcze tzw. "Borusseum", które jednak nie powala na kolana. Kibic znajdzie tam wszystko, co powinno być w takim miejscu jak historia, stroje, trofea, pamiątki, filmy i wiele innych. Ja jednak każde tego typu miejsce automatycznie porównuje do muzeum Barcy na Camp Nou, które po prostu wgniata w ziemię. Może i porównanie niezbyt trafne, ale Borusseum nie jest miejscem, które będzie się śniło po nocach.

Pozwoliłem sobie jednak zatrzymać się na dłużej przy dwóch eksponatach, które jakoś szczególnie mnie uwiodły. Nie można oczywiście przejść obojętnie obok jedynego zdobytego przez BVB Pucharu Mistrzów i choć jest to tylko replika, to po miejscu, w którym się znajduje widać, że jest to największe ociągnięcie w historii klubu. Intrygujący jest także historyczny strój Borussii, w którym grała w początkach swojego istnienia. Kolory jak widać "made in Schalke", a sytuację ratuje jedynie czerwona szarfa...

fot: Bartosz Orzechowski

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.