"Krzysztof Piątek poszedł na całość. Ale reprezentacja jeszcze nie gra na takim poziomie, by mogła sobie na niego pozwolić", mówi Artur Wichniarek

Krzysztof Piątek wszedł do Serie A w rzadko spotykanym stylu, niemal wyważając drzwi do wielkiej kariery. Jeszcze dwa lata temu mało kto wróżył mu taką przyszłość, a teraz podpisuje kontrakt z legendarnym Milanem. To brzmi jak bajka - mówi Artur Wichniarek, były napastnik reprezentacji Polski i ekspert Polsatu Sport.pl.
Zobacz wideo

Damian Bąbol: W środę Krzysztof Piątek pojawił się na testach medycznych w Milanie i pewnie lada moment zostanie oficjalnie potwierdzony przez nowy klub. To dobry krok w karierze 23-letniego napastnika?

Artur Wichniarek: Bardzo dobry. To była propozycja z kategorii tych, których się zwyczajnie nie odrzuca, tylko idzie na całość. W ogóle Krzysiek jest dla mnie ewenementem. Wszedł do Serie A w rzadko spotykanym stylu, niemal wyważając drzwi do wielkiej kariery. Przecież jeszcze dwa lata temu mało kto wróżył mu taką przyszłość, a teraz podpisuje kontrakt z legendarnym Milanem. To wszystko brzmi jak bajka. Domyślam się, że właśnie spełnia się jego piękny sen o grze w wielkim klubie. Pewnie jako dzieciak marzył o występach w drużynie z San Siro. Może teraz Milan nie jest tak silnym klubem, jak jeszcze dziesięć lat temu, ale przecież to wciąż jedna z największych piłkarskich marek. To zaszczyt reprezentować jego barwy. Zdarzało się że w młodości zamykałem oczy i wyobrażałem sobie, że strzelam gole dla Milanu, ale piłkarskie życie ułożyło się inaczej. Dlatego teraz cieszę się ze szczęścia Krzyśka, będę trzymał za niego kciuki i wierzę, że sobie poradzi. Oczywiście czeka go trudne zadanie. Zimowe transfery obarczone są sporym ryzykiem. Brak okresu przygotowawczego, nie rozgrywa się sparingów, więc Krzysiek praktycznie z marszu będzie musiał udowodnić swoją przydatność.

Udźwignie presję?

- Nowy napastnik w klubie zawsze skupiał i będzie skupiać na sobie największą uwagę. Pod tym względem w piłce nożnej za wiele się nie zmieniło. Tym bardziej że mówimy i wiceliderze klasyfikacji strzelców Serie A. Z pewnością od razu będzie wystawiany od początku. Jeżeli w pierwszych dwóch -trzech meczach nie strzeli gola, to zapewne nic się nie stanie. Do pięciu meczów powinien mieć okres ochronny, żeby dostosować się do nowego stylu gry, jaki prezentuje Milan. Możemy być optymistami, bo Piątek zna tę ligę i doskonale zdaję sobie sprawę z wysokich oczekiwań. Jeżeli powtórzy taką dyspozycję jak w Genui i będzie trafiał z taką samą regularnością, to bardzo szybko otworzy sobie kolejne drzwi, ale tym razem do naprawdę wielkiej kariery, gdzie będą czekać na niego współcześni giganci.

Okazało się, że pogłoski o wypożyczeniu Piątka do Realu Madryt nie były wcale wyssane z palca. Rzeczywiście był taki temat.

- Tak, ale pamiętajmy, że Real interesuje się 130 zawodnikami naraz. Oczywiście jest to kolejne wyróżnienie dla Piątka, że znalazł się w kręgu zainteresowań tak wielkiego klubu. Super sprawa, ale wydaje mi się, że nikt ze znających się na piłce nie brał tego pod uwagę, że Krzysiek ostatecznie trafi do Realu. To napastnik z bardzo dużym potencjałem, świetnie się rozwija, ale obecnie nie prezentuje jeszcze poziomu na miarę Realu. Chociaż patrząc na to, co ostatnio prezentują „Królewscy”, to powiem szczerze, że być może i Piątek mógłby być tam teraz gwiazdą. Dwa tygodnie temu oglądałem wygrany mecz Realu z Betisem, to posiadanie piłki wynosiło 70:30 na niekorzyść drużyny Santiago Solariego. Byłem w szoku. Dawno już nie widziałem tak słabego Realu. Wiele rzeczy tam źle funkcjonuje, łącznie z tym, że piłkarze kiepsko się prowadzą. Marcelo ma siedem kg nadwagi.

Zostawmy Real i pomówmy jeszcze o naszych napastnikach. Krzysztof Piątek na ostatniej prostej do gry w wielkim klubie, ale głośno jest ostatnio też o Arkadiuszu Miliku, który szaleje w Napoli. W trzech meczach z rzędu strzelił cztery gole. Do tego pojawiła się informacja, że był brany pod uwagę przez Maurizio Sarriego w kontekście transferu do Chelsea.

- Będąc ostatnio w Turcji miałem okazję porozmawiać z jego menedżerem Przemkiem Pantakiem. Było to jeszcze przed meczem Napoli – Lazio, w którym Arek popisał się przepięknym trafieniem z rzutu wolnego. Z Przemkiem rozmawiałem o tym, że na miejscu Arka przede wszystkim nie zaprzątałbym sobie głowy jakimkolwiek transferem. Teraz jest w gazie i regularnie trafia, ale nie zmienia to faktu, że jest zawodnikiem, który w dalszym ciągu musi walczyć o miejsce w podstawowym składzie w zespole Carlo Ancelottiego. Lorenzo Insigne czy Dries Mertens, to gracze, którzy z pewnością nie odpuszczą pierwszej jedenastki, tak jak Arek postąpił swego czasu.

To znaczy?

- Po meczach Ligi Mistrzów, których Arek nie zaczynał od pierwszych minut, patrzyłem na niego i nie widziałem – mówiąc po piłkarsku – wk…a na jego twarzy. Jakby to wszystko po nim spływało. Trochę tego nie rozumiałem, brakowało mi u niego tej złości, jaką przecież powinien mieć zdegustowany napastnik, po kolejnym meczu rozpoczętym na ławce. Widziałem raczej grzecznego, zadowolonego faceta, który cieszy się z tego, że jest w Napoli. Podobne wrażenie miałem jeśli chodzi o postawę Piotra Zielińskiego. Po ostatnim meczu z Lazio jednak zmieniłem zdanie. Obaj zrobili na mnie fenomenalne wrażenie. W końcu widziałem prawdziwych walczaków, którzy jeżdżą na tyłkach, walczą o każdy metr boiska i chcą pokazać trenerowi, że są ważnymi ogniwami tej drużyny. Tak właśnie powinni grać, oby tak dalej. Wracając do Arka, to musi teraz wykorzystać szansę, jaka przed nim się otworzyła, czyli chwycić byka za rogi i nie wypuścić miejsca w pierwszym składzie już do końca sezonu.

Wspomniał pan, że kiedyś marzył o grze w AC Milan Niestety, ale pod koniec lat 90’ liga włoska nie była tak dostępna dla polskich napastników jak teraz. Może gdyby urodził się pan 15 lat później…

- Za moich czasów piłkarski świat też stał otworem. Trzeba było tylko ciężko pracować na swoją szansę i później jak najlepiej ją wykorzystać. Wówczas najpopularniejszym kierunkiem była Bundesliga. Grało tam wielu Polaków, za to w Serie A mieliśmy tylko jednego reprezentanta - Marka Koźmińskiego. Przy całym szacunku do obecnej ligi włoskiej, to daleko jej do tamtego poziomu. Milan czy Inter już dawno nie należą do europejskich potentatów, a w obecnej edycji LE Lazio Rzym dwukrotnie przegrywa z Eintrachtem Frankfurt. Można powiedzieć, że jest Juventus, Napoli i długo nic. Roberto Mancini, selekcjoner reprezentacji Włoch, dosadnie stwierdził, że ostatnio w Serie A nie ma z czego wybierać. W czołowych klubach brakuje zdolnej młodzieży, szkolenie też kuleje i przez to liga jest słabsza. Oczywiście nie ma sensu deprecjonować naszych zawodników, którzy występują we Włoszech. Mimo pewnego kryzysu, to wciąż atrakcyjna i silna liga, z wielkimi możliwościami dla zawodników, którzy odgrywają w niej istotne role.

Wysoka forma: Lewandowskiego, Piątka i Milika, to dobra wiadomość czy raczej poważny problem bogactwa dla Jerzego Brzęczka?

- Na pewno Brzęczek ma o czym myśleć. Z jednej strony musi go cieszyć wysoka dyspozycja całej trójki, ale częściej chyba drapie się po głowie i martwi tym, jak to wszystko poukłada. Bo nie jest w stanie w jednym meczu zagrać Lewandowskim, Piątkiem i Milikiem, a każdy z nich daje twarde argumenty, że należy mu się miejsce w podstawowym składzie naszej reprezentacji. Wydaje się, że w najbardziej komfortowej sytuacji jest Milik, który jest bardziej wszechstronnym graczem. Może występować też jako cofnięty napastnik. Jeżeli Brzęczek będzie chciał grać systemem 4-4-2, to sam jestem ciekaw na kogo się zdecyduje.

A pan na kogo by postawił?

- W dalszym ciągu na Lewego i Milika. Piątek musi być bardziej grającym napastnikiem. Na razie jest łowcą bramek, a nasza reprezentacja nie prezentuje jeszcze takiego poziomu, żebyśmy mogli mieć zawodnika, który tylko i wyłącznie czyha pod polem karnym.

W odwodzie pozostaje jeszcze Dawid Kownacki, który jest na celowniku Fortuny Duesseldorf. Niemiecki klub prowadzi negocjacje w sprawie pozyskania 22-letniego napastnika Sampdorii. To byłby dobry kierunek dla naszego reprezentanta?

- Przede wszystkim nie starałbym się oceniać tego ruchu w kategorii transferowego awansu czy degradacji. Dla kapitana naszej młodzieżówki regularne występy są w tym momencie na wagę złota. W Duesseldorfie cierpią na brak dobrego napastnika, więc gdyby transfer do Fortuny doszedł do skutku, to Dawid miałby duże szanse na grę w podstawowym składzie. Mógłby tam rozwinąć skrzydła. Tylko że znów mówimy o ewentualnych przenosinach w zimowym okienku, kiedy tego czasu na adaptację w nowym zespole jest bardzo mało. Dawid błyskawicznie musiałby się odnaleźć się w nowym zespole i nowej lidze. To byłby nieco ryzykowny, ale w jego przypadku wydaje się, że niezbędny ruch.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.