Serie A. Zaskakujący upadek Leonardo Bonucciego

Latem Leonardo Bonucci stał się bohaterem jednego z najbardziej szokujących transferów ostatnich lat. Zawodnik uważany przez wielu za jednego z najlepszych obrońców na świecie, jeśli nie najlepszego - dopiero co znalazł się w jedenastce roku FIFPro - zamienił Juventus na Milan. I na tym ruchu jak na razie tracą wszyscy. Bonucci w niczym nie przypomina zawodnika, jakim był jeszcze parę miesięcy temu.

Czołowy piłkarz na świecie odszedł ze "Starej Damy" po tym, jak ta zdobyła sześć mistrzostw z rzędu i w ostatnich trzech latach dwukrotnie grała w finale Ligi Mistrzów. Za 42 mln euro przeniósł się do ekipy, która po raz ostatni w LM grała 2014 po roku, po czym przez dwa sezony nie zdołała awansować nawet do Ligi Europy.

Gdzie tu logika?

Prawda jest taka, że Bonucci nie czuł się najlepiej w Turynie już od jakiegoś czasu. W lutym opuścił mecz z FC Porto po kłótni z trenerem Massimiliano Allegrim. Jak przyznał Bonucci nie była to jedyna taka sytuacja, ale to ona przesądziła o jego odejściu. - Coś się zepsuło w ostatnich miesiącach. Transfer był tego konsekwencją. By móc dawać z siebie 100 proc. muszę czuć się ważny, a w Juventusie nie było to już normą. Nie mogłem dalej grać w takich okolicznościach. Czasem nawet najpiękniejsze małżeństwa muszą się skończyć. Żadna ze stron nie chciała tego dłużej ciągnąć - tłumaczył swoją decyzję Bonucci. Do kłótni w szatni miało dojść również w przerwie finału Ligi Mistrzów. Juventus remisował 1-1 z Realem Madryt, ale w drugiej połowie zupełnie się posypał i przegrał aż 1-4.

Transfer do Milanu zaszokował cały piłkarski świat. Zaledwie rok wcześniej Bonucciego chciały Chelsea oraz Manchester City. Obrońca nie chciał jednak opuszczać Włoch ze względu na swojego 3-letniego syna Matteo. Jeszcze niedawno Bonucci myślał o zakończeniu kariery ze względu na chorobę syna, który na szczęście od tego czasu wyzdrowiał.

Milan latem wydał prawie 200 mln euro na 11 piłkarzy. Ale to sprowadzenie Bonucciego było wisienką na torcie, jasnym sygnałem wysłanym całej Europie: wracamy do gry o najwyższe cele. Bonucci nieoczekiwanie został twarzą projektu - w jego sprowadzenie na początku nie wierzyły nawet władze Milanu - na wejście dostał opaskę kapitańską.

Problem w tym, że reprezentant Włoch swoją grą nijak nie przypomina piłkarza wartego ponad 40 mln euro. Od początku sezonu popełnia wiele błędów, w przegranych derbach z Interem (2-3) dwa razy nie upilnował Mauro Icardiego, a w ostatnim meczu z Genoą (0-0) dostał czerwoną kartkę po tym, jak uderzył rywala łokciem. Przez to opuści starcie z... Juventusem, które Milan przegrał 0-2.

- Tą czerwoną kartką sięgnął dna, ale jestem przekonany, że jeszcze się odrodzi. Zamknie ten rozdział i rozpocznie kolejny. Na pewno będzie chciał wrócić silniejszy - powiedział Alberto Ferrarini. To niezwykle ważna osoba dla Bonucciego, która ukształtowała go jako piłkarza. Ferrarini był jego trenerem mentalnym, zapoznał go z numerologią, siłą pozytywnego myślenia oraz antycznymi tradycjami Indian. Bonucci bardzo chętnie stosował się rad Ferrariniego, przez co musiał znosić docinki swoich kolegów.

Ale dopiero wtedy Bonucci wreszcie zaczął realizować swój potencjał. Był wypożyczony z Interu Mediolan do Treviso, potem grał w Pisie i Bari, skąd trafił do Juventusu. Tam stał się jednym z najlepszych obrońców na świecie. Początki w Turynie miał trudne, w pierwszym sezonie popełniał błąd za błędem, ale wszystko odmieniło przyjście Antonio Conte w 2011 roku. Włoski trener odbudował Juventus, w którym Bonucci stał się gwiazdą.

W 2014 roku Ferrarini wyjawił metody jakie stosował wobec Bonucciego. - Zabrałem go do piwnicy. W zupełnej ciemności zacząłem go obrażać w każdy możliwy sposób. Gdy chciał na mnie spojrzeć uderzałem go z całej siły w brzuch. Cel? Ignorowanie innych, by zawsze skupiał się na swoim celu i nie zwracał uwagi na nic wokół niego. W ten sposób zacząłem tworzyć z niego wojownika.

Ich współpraca w końcu dobiegła końca, bo Ferrarini uznał, że Bonucci jest już zawodnikiem klasy światowej i nie potrzebuje jego pomocy. Niewykluczone jednak, że teraz jego pomoc bardzo by mu się przydała.

- Patrząc na jego słabszą formę pod uwagę trzeba wziąć czynniki techniczne oraz psychologiczne - mówi w rozmowie ze Sport.pl Luca Bianchin, dziennikarz "La Gazzetty dello Sport". - Bonucci zmienił kolegów, menedżera, miasto. To wszystko stało się bardzo szybko. Milan wybrał go na symbol nowego projektu i w jednej chwili musiał stać się liderem nowego klubu. Według niektórych część kolegów nie zaakceptowała nowego lidera. Ferrarini twierdzi, że Bonucci prezentuje się najlepiej, gdy może skupić się na sobie, gdy nie czuje ogromnej odpowiedzialności. To może być powodem obecnej sytuacji.

Jak na razie na tym transferze straciły wszystkie strony. Za te pieniądze Milan mógł wzmocnić inne formacje. Na środku obrony mieli grać Alessio Romagnoli i Mateo Musacchio. Po nieoczekiwanym przyjściu Bonucciego trener Vincenzo Montella został zmuszony do gry trójką z tyłu, czego wcześniej nie planował.

Sam Bonucci został wyrwany ze znanego sobie systemu, w którym naprawiał ewentualne błędy Andrei Barzaglego czy Giorgio Chielliniego, a oni maskowali jego słabości. Potęga defensywnego muru Juventusu, być może najlepszego na świecie w ostatnich latach, polegała na jego sile jako kolektywu.

Teraz Juventus traci gole na potęgę (jak na siebie). W 10 meczach Serie A jego bramkarze już 10 razy wyciągali piłkę z siatki. Lepszą obronę mają Napoli oraz Inter (po 7) oraz AS Roma (5 straconych goli w 9 meczach). Na razie "Starą Damę" ratuje najskuteczniejszy w lidze atak (31 goli).

- Nie da się ukryć, że na razie wszyscy stracili na tym transferze. Ale mamy dopiero październik, a Serie A kończy się w maju... - zauważa Bianchi. Jeszcze za wcześnie na to, by skreślać Bonucciego.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.