Krajobraz po finale Ligi Mistrzów. Co czeka Atletico Madryt?

Atletico Madryt ma za sobą prawdopodobnie najlepszy sezon w historii, ale przyszłość madryckiego klubu nie rysuje się w różowych barwach.

"Rojiblancos" przypominają nieco Borussię Dortmund. Oba kluby przed laty miały ogromne problemy finansowe i walczyły o przetrwanie. Pomimo to zdołały pokonać wielkich rywali w lidze (Barcelona i Real oraz Bayern) i sięgnąć po mistrzostwo, puchar kraju oraz dotrzeć do finału Ligi Mistrzów, który przegrały w dramatycznych okolicznościach.

Ale na tym porównanie się kończy. Dortmundczycy byli na swój sukces przygotowani sportowo i organizacyjnie. Ich finanse znajdują się w świetnej kondycji, nie mają długów. Mogą pozwalać sobie na coraz droższe transfery oraz wyższe pensje. Oczywiście najlepsi piłkarze - jak Mario Goetze czy Robert Lewandowski - odchodzą do jeszcze lepszych klubów, lecz budowanie marki zajmuje wiele lat. A BVB zdecydowanie idzie w dobrym kierunku.

Historia nie nastraja optymistycznie

Atletico znajduje się w innej sytuacji. Odnieśli równie imponujące wyniki (jeśli nie bardziej, biorąc pod uwagę dwie wygrane Ligi Europy), lecz wykonanie kolejnego kroku - a raczej stabilizacja na obecnym poziomie - może okazać się trudne do wykonania, jeśli nie niemożliwe. W samej Hiszpanii zagrozić duetowi Barcelona i Real próbowało kilka klubów - nawet jeśli się udawało, to tylko na krótką metę, a konsekwencje okazały się tragiczne. Deportivo zdobyło w 2000 roku mistrzostwo, lecz później popadło w długi i w ostatnich latach dwukrotnie spadło z ligi.

Valencia grała w finale Ligi Mistrzów (przegrała z Realem) i wygrała ligę hiszpańską w 2002 oraz 2004 roku, lecz starając się dotrzymać kroku największym, zdecydowała się na zaciągnięcie ogromnych pożyczek. Spłacić ich nie umie do dzisiaj, przeżywa kryzys sportowy i dopiero niedawno klub został przejęty przez singapurskiego biznesmena Petera Lima, co może zwiastować lepsze czasy. Interesował się również Atletico, lecz z pewnych względów wybrał klub z Estadio Mestalla. Dobre wyniki osiągał również Villarreal - grał w półfinale Ligi Mistrzów, był wicemistrzem kraju - ale w sezonie 2011/12 spadł z ligi, wracając do niej po roku.

Długi i fundusze inwestycyjne

A Atletico ma co najmniej 125 mln euro długu. Najbardziej optymistyczny wariant zakłada, iż pozbędzie się go najwcześniej w 2018 roku. Ktoś może powiedzieć, że Real Madryt czy Barcelona są zadłużone jeszcze bardziej, lecz również ich wpływy są nieporównywalnie większe - ich przychód wynosi ok. 500 mln euro, podczas gdy Atletico "zaledwie" 120 mln.

Tylko podatki stanowią 80 ze wspomnianych 125 mln. Atletico i tak może się cieszyć, gdyż hiszpański rząd wydatnie im pomaga, m.in. obniżając oprocentowanie długu na zaledwie 4,5 proc. "Rojiblancos" nie lubią płacić podatków, po spadku z ligi w 2000 roku przez pewien okres w ogóle ich nie uiszczało. W latach 90. w klubie dochodziło do malwersacji finansowych, a były prezes klubu Jesus Gil został skazany na 3,5 roku więzienia. W 2011 roku długi wynosiły aż 517 mln euro.

Rok później Atletico wygrało Ligę Europy, lecz UEFA czasowo wstrzymała wypłatę nagród za ten sukces. Madrycki klub pogwałcił zasady finansowego fair play, był jednym z pierwszych ukaranych klubów.

Do tego dochodzi kwestia "Third-Party Ownership" (TPO). W 2013 roku klub "posiadał w pełni" zaledwie sześciu piłkarzy znajdujących się w kadrze pierwszego zespołu. Zakup każdego innego gracza w mniejszym lub większym stopniu został sfinansowany przez grupy inwestycyjne, takie jak Doyen Sports Group.

Dlaczego Atletico mogło pozwolić sobie na kupno Falcao za 40 mln? Właśnie dzięki Doyen - mówi się, że Atletico wyłożyło za Kolumbijczyka 20 mln, a drugą połowę dopłaciło Doyen. Mimo to "Rojiblancos" nie byli w stanie terminowo płacić rat za jego zakup, a FC Porto nieomal złożyło do FIFA skargę za opóźnienia. Do tego nie doszło, a niedługo później reklama Doyen pojawiła się na rękawach koszulek Atletico. Czy to przypadek? Czy nie musieli pokryć zobowiązania, jakie wzięło na siebie Atletico i nie było w stanie zrealizować, reklamę dostając w ramach zapłaty?

Gdy Falcao został sprzedany za 60 mln euro, zaledwie połowa tej kwoty trafiła na konta Atletico. Jej część została przeznaczona na spłatę długów. Prawdopodobnie podobny los czeka pieniądze ze sprzedaży Diego Costy. Mówi się o 40 mln euro, lecz znowu do Atletico nie trafi całość tej kwoty, a na ewentualne wzmocnienia zostanie przeznaczonych jeszcze mniej pieniędzy. Third-party ownership jest podstawą modelu biznesowego Atletico, stało się ich metodą przetrwania. Jednak UEFA chce go zakazać. Co się stanie, jeśli rzeczywiście do tego dojdzie? Atletico znajdzie się w poważnych tarapatach, cały model biznesowy będzie musiał ulec przemianie.

Atletico czeka exodus piłkarzy? Co z Simeone?

Inna sprawa, iż klub może zostać "rozkupiony" - nieznana jest przyszłość wypożyczonego Thibauta Courtois, Manchester United interesuje się Koke, a tacy piłkarze jak Filipe Luis czy Arda Turan z pewnością przyciągnęli uwagę innych klubów, nie wspominając już o Diego Simeone. Na razie nic nie zapowiada, by miał odejść, lecz zainteresowane nim będą czołowe zespoły w Europie.

Czy Argentyńczyk nie uzna, że z tej grupy piłkarzy wyciągnął tyle, ile mógł, i nie zdoła więcej? Nie będzie szukał nowego wyzwania? Niejednokrotnie mówił o swojej chęci poprowadzenia Interu, w którego barwach niegdyś występował. Może nie odejdzie teraz czy za rok, lecz nie będzie pracował w Madrycie wiecznie. Niedawno grupa Doyen zaczęła zarządzać jego wizerunkiem - czy nie wywrze to jakiegokolwiek wpływu na jego przyszłych decyzjach? Co, jeśli zdecyduje się odejść?

Dla wielbicieli Atletico Madryt i wyznawców romantycznej wizji futbolu bajka się skończyła. Nadchodzi rzeczywistość, która bywa okrutna. Nawet wielkie sukcesy - pierwsze od 18 i 40 lat - mogą być zapowiedzią nie lepszych, ale gorszych czasów. Na szczyty dostawało się wiele klubów, lecz utrzymać się na nich jest znacznie ciężej.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.