Emiliano Sala wciąż się nie odnalazł. Kluby zaczynają walkę o pieniądze za transfer

Emiliano Sala zaginął w poniedziałek, a ledwie trzy dni wcześniej Cardiff City kupiło go z Nantes za 17 milionów euro. Teraz oba kluby zaczynają walkę o pieniądze za transfer. Z Cardiff wciąż nie wyszedł przelew.
Zobacz wideo

Po tragicznym wypadku Emiliano Sali, Cardiff City wstrzymało płatność za zawodnika. Bezprawnie – twierdzą działacze Nantes, którzy nie odpowiadali za organizację lotu. Mimo to, Cardiff szuka zaniedbań popełnionych przy organizacji lotu, którym piłkarz miał wrócić z Francji na Wyspy. Władze klubu z Premier League zwróciły już uwagę, że samolot, którym leciał piłkarz był przestarzały (wyprodukowany w 1984 roku) i sterowany przez pilota, który nie posiadał odpowiedniej licencji. 

Nantes wciąż nie otrzymało pieniędzy za Salę

Jeden z informatorów "The Telegraph" podaje, że płatność za Salę została wstrzymana do czasu wyjaśniania przez biegłych przyczyn katastrofy. – Nie mieliśmy nic wspólnego z organizacją lotu. Codziennie pojawiają się nowe informacje w sprawie wypadku, więc skupiamy się teraz na poznaniu jego przyczyn i znalezieniu możliwych zaniedbań – mówi "The Telegraph" przedstawiciel klubu.

Służby ratownicze uważają, że samolot rozbił się w morzu w poniedziałkową noc. W piątek, kapitan David Baker poinformował, że przeszukano 1700 mil kwadratowych terenu, ale nie znaleziono śladów samolotu, pilota ani pasażera, więc dalsze poszukiwania uznano za bezsensowne. Po interwencji rodziny i pomocy finansowej m.in. ze strony znanych piłkarzy wznowiono akcję poszukiwawczą. 

Wiadomo natomiast, że Sala w momencie wypadku był już oficjalnie zawodnikiem Cardiff. Potwierdził to w rozmowie z nami prezes Nantes - Waldemar Kita, a dziennikarzom "The Telegraph" udało się ustalić, że dokumenty transferowe zostały przyjęte przez Football Association i FIFA 19 stycznia, czyli dwa dni przed zaginięciem piłkarza. - Zapłacimy wszystko, co jest należne, ale po ustaleniu wszystkich faktów w tej sprawie – dodaje przedstawiciel klubu z Premier League. 

Cardiff ma zapłacić za piłkarza 17 milionów euro i dodatkowe 3 miliony euro, jeśli uda im się utrzymać w lidze. Płatność rozłożono na trzy raty, pierwsza miała wynosić 6 milionów euro i wciąż nie została uregulowana. Nie wiadomo, jak wysoka prowizja należy się agentowi zawodnika i pośredniczącemu w transferze Markowi McKaya, ale oni też dotychczas nie otrzymali pieniędzy.

Trwa walka na kruczki prawne

W zeszłym tygodniu pytani przez nas prawnicy mówili, że transfer mógł zostać dodatkowo ubezpieczony. - Klub pozyskujący może wystąpić do ubezpieczyciela o odszkodowanie ze względu na nieszczęśliwy wypadek. Pytanie tylko, czy zdążyli Salę w tak krótkim czasie ubezpieczyć – zastanawiał się adwokat Krzysztof Buczak.

Z informacji uzyskanych przez "The Thelegraph" wynika, że Walijczycy zdążyli z ubezpieczeniem. Agencjami pokrywającymi straty mają być finansowy gigant – Lloyd i China Re. Ubezpieczony był też samolot Piper Malibu. Dlaczego zatem klubowi zależy na całkowitym anulowaniu płatności? Bo nikt w Cardiff nie ma pełnego przekonania, że te pieniądze uda się od ubezpieczyciela "wyciągnąć". Walka na kruczki prawne jeszcze potrwa, bo bierne w tej sytuacji nie pozostanie Nantes. - Sprawę jeszcze bardziej komplikuje zaangażowanie trzeciej strony. Połowę praw do pieniędzy z transferu piłkarza ma Girondins de Bordeaux – przypomniał prezes Kita w "The Telegraph".

Samolot, którym leciał Emiliano Sala był przestarzały, a pilot nie miał odpowiedniej licencji 

 Lot zorganizowali agent piłkarza Meiss N’Diaye i pośrednik Mark McKay. To oni zamówili wiekowy samolot, który był zarejestrowany w Stanach Zjednoczonych, a nie Wielkiej Brytanii, mimo że firma Southern Aircraft Consultancy ma swoją siedzibę w hrabstwie Norfolk. "Lecę samolotem, który wygląda, jakby się miał za chwilę rozpaść" – informował Sala w ostatniej wiadomości wysłanej znajomym i rodzinie. 

– Współpracujemy z władzami, śledczymi z AAIB i policją. Udostępniamy wszystkie informacje, do których mamy dostęp i które mogą pomóc odnaleźć piłkarza – powiedzieli właściciele firmy.

Interesujący jest też wątek Dave’a Ibbotsona. Według danych Federalnego Urzędu Lotnictwa ten miał tylko licencję prywatnego pilota, a nigdzie nie ma zapisu o jego kwalifikacjach do lotów komercyjnych.  Takim był lot Emiliano Sali. – Większość pilotów, którzy mają prywatne licencje mogą też latać półkomercyjnie, czyli nie za duże wynagrodzenie, a za zwrot kosztów - tłumaczył przyjaciel Ibbotsona, Ian Marshall, który zasiadał z nim w Radzie Brytyjskiego Stowarzyszenia Spadochronowego. – To luka, którą sporo pilotów wykorzystuje. Powstały przecież strony internetowe podobne do Ubera, które łączą pasażerów z pilotami znacznie obniżając cenę prywatnych lotów. Najpopularniejsza to "Wingly" – dodał w "The Guardian". 

Ibbotson był jednak zaskoczony, że jego przyjaciel zdecydował się na tak daleki lot jak z Nantes do Cardiff i to w nocy. – Myślę, że istnieją ograniczenia, które nie pozwalają na takie kursy – mówił.

Ken Choo, dyrektor generalny Cardiff, przyznał, że problemem dla klubu jest zamykające się z końcem stycznia okno transferowe. Walijczykom może zabraknąć czasu na znalezienie zaniedbań lub luk w kontrakcie, które pozwolą im uniknąć płatności. Richard Masters, jeden z dyrektorów zarządzających Premier League powiedział, że liga nie ma możliwości, by wydłużyć okno transferowe dla jednego zespołu. Wyjątkowe okoliczności nie mają żadnego znaczenia. Sprawa powinna się zatem wyjaśnić w najbliższych dniach.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.