Premier League. Dlaczego Szczęsny nawala? Sprawdzamy jego statystyki

Wiele w ostatnich wydarzeniach w życiu Wojciecha Szczęsnego tłumaczy fakt, że jedyną pozytywną informacją na jego temat była ta o przeproszeniu Arsene'a Wengera. A i tak wyszła od samego szkoleniowca.

Dwa błędy popełnione w meczu z Southampton nie chcą odejść w niepamięć, o polskim bramkarzu pisze się więcej i więcej. O sześciu pomyłkach, które prowadziły do goli lub strzałów rywali, najgorszym wyniku w całej Premier League. O papierosach, osobowości, relacjach z ojcem, rozwoju talentu i pozycji w Arsenalu. Tak naprawdę najmniej poświęcono temu, jakie decyzje podejmuje na boisku.

A jest o czym rozmawiać

Choćby ze statystyk można odczytać, jak trudny jest to dla Szczęsnego sezon. W poprzednich rozgrywkach ligowych aż szesnaście razy zachował czyste konto, w dwudziestu kolejkach obecnych udało mu się to ledwie czterokrotnie. Spadły jego średnie meczowe: interwencji, interwencji na gola rywali, wybitych piłek. Wzrosły te błędów i wpuszczonych bramek. Jednak najbardziej interesujące jest to, że znacznie zmieniła się gra Szczęsnego na przedpolu. W poprzednim sezonie był piątym z najczęściej wyłapujących dośrodkowania bramkarzy w Premier League, teraz jest na dwudziestym, ostatnim miejscu spośród tych golkiperów, którzy zagrali przynajmniej dziesięć razy. O jego mniejszej aktywności świadczy też to, ile zagrań rywala w jego pole karne wypiąstkował - w zeszłorocznych rozgrywkach tych zdarzeń było 27, w obecnych ledwie dwa!

Czy to jednoznacznie wskazuje na słabość bramkarza? - Jest wiele czynników - odpowiada Daniel Pawłowski, trener bramkarzy, specjalizujący się w szkoleniach golkiperów, m.in. w zakresie podejmowania decyzji oraz autor książek i opracowań w tym temacie. - Musimy spojrzeć na to, jak Szczęsny się ustawia, z jakiego rodzaju dośrodkowaniami się mierzył, jak ustawiali się jego obrońcy i czy nie jest to efekt zmiany taktyki Arsenalu - dodaje. Warto zauważyć, że w tym sezonie dopiero w Southampton Arsene Wenger mógł wystawić najsilniejszą linię obrony. Pawłowski zwraca również uwagę na to, że zarówno przy pierwszym, jak i przy drugim golu defensorzy zachowali się źle, byli kompletnie nieprzygotowani i nie pomogli polskiemu bramkarzowi. Nie zaasekurowali bramki, nie potrafili wybić piłki ani zorganizować się na kolejny atak "Świętych".

- Bramkarz zawsze musi mieć na uwadze dwie przestrzenie: przed nim i za jego plecami. Większość golkiperów woli bezpiecznie koncentrować się na tym drugim aspekcie, ale Szczęsny należy do tych, którzy w swoich wyjściach są odważni - tłumaczy Pawłowski. Tłumaczy, że niższa liczba wypiąstkowanych dośrodkowań może sugerować, że Szczęsny po prostu otrzymał takie założenia - pozostania w bramce przy większości dośrodkowań.

Polski lider w Europie

Jednak ten aspekt gry był przywoływany wielokrotnie, zwłaszcza, gdy 25-letni bramkarz Arsenalu szarżował i faulował rywali. - Publice bardzo łatwo przychodzi ocenić bramkarza, jak żadnego innego zawodnika. Tymczasem nie można sprowadzać występu golkipera do czarno-białych kolorów - dodaje autor koncepcji Treningu Decyzji Bramkarzy. Szczęsny także nie jest jedynym winnym w swojej drużynie. Angielski dziennikarz Michael Cox na stronach "FourFourTwo" wskazuje na problemy Arsenalu w środku pola i z obsadą defensywnego pomocnika, a znacznie wcześniej wspominano o kiepskiej organizacji pressingu Arsenalu.

Jednak ciekawe jest zwłaszcza porównanie Szczęsnego z Łukaszem Fabiańskim, który pod względem wyłapanych dośrodkowań jest absolutnym liderem w... pięciu czołowych ligach Europy. Według statystyk Squawka.com udało mu się już 101 takich interwencji, gdy następnemu w klasyfikacji, Oliverowi Baumannowi z Hoffenheim, już 72. Tymczasem w kontrowersyjnym wywiadzie Macieja Szczęsnego dla "Przeglądu Sportowego" ojciec Wojciecha tłumaczy błędy syna, twierdząc, że "jak nie ryzykujesz, to nie grasz w Arsenalu, tylko w Swansea (klubie Fabiańskiego - przyp. red.)". - Moim zdaniem Fabiański zawsze był aktywny przy dośrodkowaniach, a większe doświadczenie pozwala mu lepiej się ustawiać - zauważa Pawłowski. Może to wskazywać także na to, że w jego grze widać znacznie lepszą współpracę z obrońcami niż w przypadku Szczęsnego w Arsenalu. W fachowym języku mówi się o "procedurach" zachowań, których brak był tak widoczny przeciwko Southampton.

- Fabiański wychodzi do dośrodkowań, rządzi we własnym polu karnym - mówił niedawno Garry Monk, trener Fabiańskiego w Swansea. - Tego szukam u bramkarzy, ponieważ jako były obrońca wiem, że nie ma nic lepszego niż golkiper, który wychodzi do dośrodkowań, by je złapać lub wypiąstkować. Czasem się pomyli przy jednym wyjściu, ale takie jest jego życie, a sto innych interwencji na przedpolu bardzo pomoże kolegom - dodawał menedżer, wskazując również na stabilną formę zawodników formacji defensywnej.

Naskok i ręce

W ostatnich dniach ostrej krytyki Szczęsnego często porównywano go do młodszego o kilka miesięcy bramkarza Manchesteru United, Davida de Gei. Hiszpan w tym sezonie już wielokrotnie ratował swoich obrońców, choćby w meczu z Arsenalem, broniąc strzały Wilshere'a i Sancheza, a grający w drugiej bramce reprezentant Polski popełnił poważny błąd przy pierwszym golu dla "Czerwonych Diabłów". Przy próbie wypiąstkowania dośrodkowania zderzył się ze swoim obrońcą, co spowodowało jeszcze większy chaos w defensywie Arsenalu.

Zdaniem trenera Pawłowskiego przy strzałach rywali, generalnie, pozycja de Gei jest bardziej kompaktowa, dłużej stoi na nogach, czekając na uderzenie. - W moim podejściu ocena występu bramkarza jest bardziej złożona, znaczenie ma pozycja ciała oraz ruchy w odpowiednich momentach. Piłka może wpaść do siatki w ułamku sekundy, dlatego liczy się każdy czynność, każdy krok, ułożenie stóp i rąk - tłumaczy.

Właśnie na pozycję ciała trener oraz analityk gry bramkarskiej wskazuje jeśli chodzi o mankamenty w grze Wojciecha Szczęsnego. - Może nie jest to wprost słabość, ale raczej rozróżnienie jego ustawienia, stabilnego i niestabilnego. Dla Szczęsnego charakterystyczne zachowanie to: naskok i cofnięcie uniesionych rąk. Problem polega na timingu. Jeśli naskok zostanie wykonany w nieprawidłowym momencie, gdy np. piłka już przemieszcza się w światło bramki, to trudniej o skuteczny, następny ruch zablokowania piłki. Uważam, że te ruchy znacznie go ograniczają, lecz można to bardzo szybko zniwelować - zapewnia.

Tam gdzie widać wszystko

Dlatego mówi się, że bramkarz nie jest w stanie obronić każdego uderzenia, ale ważniejsze pytanie brzmi, w jaki sposób może zwiększyć prawdopodobieństwo obrony. - Rola bramkarza jest często prymitywizowana przez media i kibiców - powtarza Pawłowski. - Patrzy się głównie na ich błędy, a nie szuka dokładnych przyczyn czy różnych aspektów gry. Z drugiej strony bardzo często zdarza się, że zawodnik zostaje wciągnięty w niebezpieczny swego rodzaju serial medialny i to właśnie obecnie dotyka naszego reprezentanta - kończy.

Powoli zmienia się to w samej Anglii, gdzie zwłaszcza Gary Neville i Jamie Carragher analizami wideo w programie SkySports "Monday Night Football" potrafią wskazać detale przez wielu pomijane. W grudniu omawiali postęp Davida de Gei, pokazując, że stosunek wyłapanych dośrodkowań do wybitych wzrósł z 48,9 proc. w sezonie 2012-13 do 91,7 proc. w obecnym, sugerując większą pewność siebie. Dlatego następnym razem - o ile zdarzy się taka konieczność - może nie będziemy szukać problemów Szczęsnego w jego życiu prywatnym, nałogach czy w klubowej szatni, ale tam gdzie widać wszystko. Na boisku.

Fabiański, Boruc, Dudek... Największe wpadki polskich bramkarzy na wyspach

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.