Premier League. David Moyes: za, a nawet przeciw

Zwykle frustracja, czasem gniew, zawsze lojalność: skomplikowane są uczucia kibiców MU wobec następcy Aleksa Fergusona. Jak oceniać pierwsze półrocze pracy Davida Moyesa? Argumenty za i przeciw przedłużeniu tego czasu o kolejne miesiące przedstawia Michał Okoński, dziennikarz "Tygodnika Powszechnego" i autor bloga "Futbol jest okrutny".

Pół roku po tym, jak z jedenastopunktową przewagą sięgnął po mistrzostwo Anglii, Manchester United jest dopiero na siódmym miejscu w tabeli Premier League, tracąc do lidera jedenaście punktów. Z Pucharu Anglii odpadł na najniższym możliwym szczeblu, ograny u siebie przez Swansea. W pierwszym meczu półfinału Pucharu Ligi pokonał go we wtorek walczący o utrzymanie w ekstraklasie Sunderland. Coraz głośniej mówi się o tym, że w przyszłorocznej edycji Ligi Mistrzów również może go zabraknąć - zwłaszcza że najgroźniejsi rywale, Arsenal, MC, Chelsea i Liverpool, nie zwalniają tempa. Podsumowanie pierwszego semestru Davida Moyesa w Manchesterze na pierwszy rzut oka wygląda fatalnie.

Spójrzmy uważniej. Znajdując zarówno argumenty za kontynuowaniem pracy menedżera MU, jak i te świadczące przeciw niemu.

1. Za: opanował kryzys z Rooneyem

To był jeden z największych problemów personalnych, odziedziczonych przez Moyesa po sir Aleksie. W poprzednim sezonie trapiony kontuzjami i bez formy, w marcu posadzony na ławce rezerwowych podczas kluczowego meczu z Realem Madryt, w maju otwarcie dyskutujący z przechodzącym na emeryturę menedżerem, który powiedział zdumionym dziennikarzom, że angielski napastnik poprosił o wystawienie na listę transferową (Rooney zaprzeczał), przez całe wakacje kaperowany przez Jose Mourinho (jedna z ofert kupna została złożona 27 sierpnia, tuż przed meczem MU z Chelsea, po spotkaniu Mourinho mówił w zasadzie wprost, że Rooney powinien poprosić dotychczasowego pracodawcę o pozwolenie odejścia)... Teraz Wayne Rooney to jeden z najjaśniejszych punktów drużyny: zawsze, kiedy wychodzi na boisko, oglądamy go umotywowanego i dającego drużynie o niebo więcej niż wiosną. Strzela ważne bramki i wypracowuje gole kolegów (ma w sumie 11 goli i 12 asyst w 22 spotkaniach), kiedy trzeba - łata dziury w drugiej linii, a w rozmowach z dziennikarzami chwali intensywność treningów pod starym-nowym menedżerem. Strach pomyśleć, co by było, gdyby nie znaleźli wspólnego języka.

2. Za: odkrył Adnana Januzaja

Różnie bywało z tymi genialnymi młodzieńcami w Manchesterze United: rozkwitający w Juventusie Paul Pogba jest przykładem, że Aleksowi Fergusonowi zdarzały się błędy w ocenie ich potencjału, tym bardziej że akurat na pozycji Pogby w MU nie widać dziś szczególnie dużej konkurencji. David Moyes udowodnił jednak po raz kolejny (pamiętamy młodego Rooneya w prowadzonym przez niego Evertonie), że ma do młodych talentów rękę i oko. Januzaj błysnął podczas okresu przygotowawczego, ale na tym się nie skończyło: w odróżnieniu do wielu menedżerów, którzy owszem, zabierają młodszych zdolniejszych na przedsezonowe tournée, później jednak grają wyłącznie starym składem, Moyes dał na starcie wszystkim równe szanse. Skoro osiemnastoletni Belg z kosowskimi korzeniami wypadał lepiej np. od Kagawy - grał częściej od niego, mimo iż marka i wartość rynkowa tej dwójki jest wciąż nieporównywalna. Moment, w którym osiemnastolatek odmienił losy październikowego meczu ligowego z Sunderlandem, był jednym z najważniejszych w sezonie: gdyby MU wówczas przegrało, nie wiem, czy klubowi właściciele mieliby nadal tyle cierpliwości. Inna sprawa, że o poziomie desperacji Moyesa wiele mówi liczba spotkań, w których Januzaj musi występować - wtedy, w Evertonie, doskonale pamiętał, żeby młodego Rooneya nie zajeździć.

3. Za: poradził sobie w Lidze Mistrzów

O to obawiano się może najbardziej: jednym doświadczeniem Davida Moyesa z najważniejszymi klubowymi rozgrywkami Europy było odpadnięcie w przedbiegach z Evertonem, kiedy w sezonie 2004/05 udało mu się wprawdzie zająć czwarte miejsce w Premier League, ale w trakcie eliminacji do Champions League hiszpański Villareal okazał się dla niego zbyt silny. Tymczasem jesienią 2013, to, co nie udawało się w angielskiej ekstraklasie, MU z powodzeniem rekompensował w Lidze Mistrzów - w dodatku w grupie, która nie należała do najłatwiejszych. Najjaśniejszym punktem sezonu pozostaje wyjazdowa wygrana 5:0 z Bayerem Leverkusen: nawet zdystansowani obserwatorzy po zakończeniu tamtego meczu zauważali, że w fazie grupowej za sir Aleksa ze świecą było szukać tak kapitalnej gry United (przed rokiem przegrywali przecież z Turkami i Rumunami, a i Portugalczykom z Bragi dali sobie strzelić kilka bramek). W kolejnej rundzie czeka Olympiakos - pierwszy mecz United grają na wyjeździe, w marcu może się więc okazać, że Czerwone Diabły są w ćwierćfinale Ligi Mistrzów. Wyżej niż przed rokiem.

4. Za: pozostał wierny diabelskiemu stylowi gry

MU teoretycznie wciąż gra tak, jak lubią kibice: szeroko i szybko, z wieloma dośrodkowaniami ze skrzydeł, błyskawicznie przechodząc z obrony do ataku i jeśli się da - z dwójką zawodników z przodu (nawet jeśli ten drugi operuje wyraźnie za plecami pierwszego). W pewnym momencie wiele pisano o współpracy Evry i Kagawy po lewej stronie (obrońca obiegał pomocnika, jak Leighton Baines Stevena Pienaara w Evertonie), ale kontuzje Francuza i nierówna forma Japończyka znacznie ją skomplikowały. Tak czy inaczej: Moyes nie próbował dotąd przedstawić radykalnie odmiennej wizji piłki niż ta, która królowała w klubie od dekad; z pewnością też nie miał kim nowej koncepcji zrealizować.

5. Za: ma błogosławieństwo poprzednika

Ze wszystkich nielicznych przecieków, dochodzących z ośrodka treningowego w Carrington, wynika, że Szkot stawia się do pracy równie wcześnie jak jego słynny rodak, i wychodzi równie późno. Na boisku treningowym spędza godziny, kolejne przeznacza na oglądanie meczów i dyskusje ze współpracownikami. Przede wszystkim jednak: w oczach tysięcy fanów, nawet wczoraj na Stadium of Light niestrudzenie skandujących jego nazwisko, pozostaje "Wybranym"; człowiekiem, który został wskazany przez sir Aleksa i cieszy się jego błogosławieństwem. Żegnający się w maju z Old Trafford Ferguson nie omieszkał przypomnieć, że kiedy drużynie pod jego kierownictwem kiepsko się wiodło, wspierał go zarówno klubowy zarząd, jak i współpracownicy, piłkarze i kibice. "Wasze obecne zadanie to wspieranie nowego menedżera" - mówił do tysięcy obecnych wówczas na stadionie i niewątpliwie ta lekcja została odrobiona. Przywoływałem już w Sport.pl zdanie znającego klub od podszewki Gary'ego Neville'a, że zarząd prędzej wymieni pół drużyny, niż zacznie myśleć o szukaniu następcy Davida Moyesa.

To ostatnie zdanie prowadzi nas jednak nieuchronnie w kierunku wątpliwości.

1. Przeciw: przespał letnie okienko transferowe

Częściowo tłumaczy go dokonywana równolegle ze zmianą menedżera zmiana osoby odpowiedzialnej w klubie za transfery. Dyrektor wykonawczy Ed Woodward ma świetne biznesowe CV, zanim został zaufanym rodziny Glazerów, pracował m.in. w Pricewaterhouse Coopers i J.P. Morgan, ale rynku futbolowego nadal się uczy. Pamiętamy, jak latem opuszczał drużynę podczas azjatyckiego tournée, dając dziennikarzom do zrozumienia, że szykuje jakiś nadzwyczajny transfer, ale nic podobnego się nie wydarzyło. Thiago Alcantara wybrał Bayern, Cesc Fabregas przedłużył pobyt w Barcelonie, nie udało się z Anderem Herrerą (jedną z sensacji ostatniego dnia letniego okienka było pojawienie się w biurach ligi hiszpańskiej hochsztaplerów, usiłujących rzekomo sfinalizować transfer tego zawodnika do United), zapewne prześlepiono okazję sięgnięcia po Mesuta Oezila. Symbolem chaosu w działaniach Woodwarda było też powiększenie o 4 miliony funtów sumy, jaką trzeba było ostatecznie zapłacić za Marouane'a Fellainiego: do końca lipca w kontrakcie Belga obowiązywała wszak klauzula, umożliwiająca wykup za 23,5 miliona funtów, MU nie zdecydował się na jej uruchomienie i ostatecznie musiał wydać 27,5 miliona. Inna wpadka to niezałatwienie w porę wypożyczenia Fabio Coentrao z Realu - ogłoszone już, ale ostatecznie niesfinalizowane. Dziś, kiedy otwarte jest zimowe okienko, będzie o wiele trudniej: ci najlepsi piłkarze nie kwapią się zwykle do przeprowadzek w styczniu, a patrząc na wyniki MU, zastanawiają się być może, czy warto.

2. Przeciw: nie umiał zadbać o zdrowie piłkarzy

Jeszcze latem specjalizujący się w przygotowaniu fizycznym piłkarzy holenderski trener Raymond Verheijen krytykował styl przygotowań do sezonu United, mówiąc, że jego rodak, Robin van Persie, jest przetrenowany. Zdanie o uzdrowieniu problemu "w tym Parku Jurajskim" za pomocą poprawienia edukacji "tych trenerów-dinozaurów, masażystów-klaunów i naukowych kowbojów" zabrzmiało wyjątkowo niepoprawnie, ale van Persie nadal ma kłopoty ze zdrowiem, a wraz z nim gabinety lekarskie odwiedzają Rooney, Fellaini, Rio Ferdinand, Phil Jones, Ashley Young czy Nani; przez wiele tygodni brakowało także Michaela Carricka czy Nemanji Vidicia. Oczywiście o tej porze roku, po świątecznym maratonie, wiele klubów Premier League zmaga się z plagą kontuzji (stąd powracające co roku debaty o konieczności wprowadzenia - nawet minimalnie krótkiej - przerwy zimowej), ale wypowiedź Verheijena świadczy o tym, że część problemów ze zdrowiem piłkarzy MU może mieć źródło wcześniejsze niż przepełniony grudniowy kalendarz gier. Alex Ferguson niewątpliwie wiedział lepiej, jak zarządzać składem.

3. Przeciw: puścił w niepamięć Fergie Time

Nawet jeśli sam rzeczywiście pracuje na 110 procent, nie potrafi przekazać tego swoim piłkarzom. Fenomen ostatnich sukcesów MU nie brał się przecież z jakichś nadzwyczajnych popisów indywidualnego geniuszu (jeśli nie liczyć geniuszu regularności van Persiego) albo z kunsztownych posunięć strategicznych sir Aleksa - chodziło raczej o coś bardziej nieuchwytnego, związanego z Fergusonowską wolą zwyciężania i nadnaturalną niemal wiarą w odwrócenie niekorzystnego wyniku nawet w rekordowo krótkim czasie. Ileż to razy MU Fergusona zdawał się bawić z przeciwnikami w kotka i myszkę, niemal niefrasobliwie pozwalając sobie strzelić bramkę czy dwie, żeby potem i tak odrobić straty? Mecz dobiegał końca, czerwony na twarzy Szkot wymachiwał wściekle ręką z zegarkiem w kierunku sędziego, żądając doliczenia jeszcze kilku minut, a jego podopieczni w tym czasie, zwanym już na zawsze "Fergie Time", przywracali właściwy porządek rzeczy. Za czasów Davida Moyesa nic podobnego nie obserwujemy. Jeśli we wczorajszym półfinale Pucharu Ligi Sunderland objął prowadzenie, to Manchester United podkręcił wprawdzie tempo i doprowadził do wyrównania, tylko po to jednak, by dać sobie strzelić kolejną bramkę. Tak samo bez ognia piłkarze z Old Trafford kończyli inne przegrane mecze: z Newcastle, West Bromwich Albion, Evertonem i Swansea (Tottenham wprawdzie przycisnęli mocniej, ale goście i tak zdołali się obronić).

4. Przeciw: po prostu nie ma wyników

Tylko w styczniu trzecia porażka z rzędu, tylko na Old Trafford pięć przegranych meczów w sezonie. Tak nisko w tabeli o tej porze roku MU nie było od sezonu 1989/90 - niejednego z piłkarzy, z którymi pracuje dziś David Moyes, nie było wówczas na świecie. "Daily Telegraph" podaje również, że średnia punktów zdobywanych przez Czerwone Diabły w ciągu pierwszych dwudziestu kolejek wynosi za ostatnią dekadę 45. Dziś aktualni wciąż mistrzowie Anglii mają ich tylko 34. Nawet David Moyes przyznaje, że to nie są standardy Manchesteru United.

5. Przeciw: nie dokonał ojcobójstwa

Tę tezę, jakkolwiek brzmiałaby bulwersująco, powtarzałem już kilka razy na swoim blogu, ale na podsumowanie nadaje się jak znalazł. Dziedzictwo, które sir Alex Ferguson zostawił Davidowi Moyesowi, budzi wątpliwości: starzejący się i schorowany duet środkowych obrońców, grający w kratkę skrzydłowi, brak kreatywnego środkowego pomocnika - wszystko to domagało się natychmiastowych działań naprawczych, zwłaszcza że najgroźniejsi rywale w tym czasie nie spali. Dlatego, choć zdaję sobie sprawę, że we wszystkich oficjalnych wypowiedziach nowy menedżer MU musi mówić o ciągłości, najwyższym uznaniu wobec poprzednika itp., uważam, że tak naprawdę musi spowodować, żeby piłkarze jak najszybciej zapomnieli o czasach Fergusona, a i David Moyes mógłby go poprosić, żeby na jakiś czas przestał pojawiać się na trybunach. Im szybciej David Moyes zdoła odcisnąć własne piętno na zespole, tym większa jest szansa, że jego pracy na Old Trafford nie będziemy wspominać jak krótkich epizodów Franka O'Farrella i Willa McGuinessa po przejściu na emeryturę Matta Busby'ego. Zwłaszcza że nie mówimy przecież (czy ktoś to jeszcze pamięta?) o żółtodziobie, tylko o człowieku, którego w Premier League trzykrotnie wybierano na trenera roku.

Relacje z najważniejszych zawodów w aplikacji Sport.pl Live na iOS , na Androida i Windows Phone

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.