Derby Manchesteru. Fellaini i Moyes zawodzą United [DYSKUTUJ Z AUTOREM]

Nawet przy pamiętnym 1-6 na Old Trafford przewaga taktyczna City nad United nie była tak olbrzymia jak w niedzielę. David Moyes jeszcze prowadząc Everton, zasłynął z tego, że z największymi w lidze nie wygrywał na wyjazdach, a po porażce z Liverpoolem i Manchesterem City można zaryzykować stwierdzenie, że do tego niechlubnego rozdziału swojego CV Szkot dopisuje kolejne akapity już po zmianie klubu - pisze dla Sport.pl Michał Zachodny, bloger, współpracownik Goal.com i InStat Football.

Relacje z najważniejszych zawodów w aplikacji Sport.pl Live na iOS , na Androida i Windows Phone

Co prawda nie dziwi w ogóle schemat pierwszej połowy - City dominujące w posiadaniu piłki na własnym stadionie w meczu derbowym - ale już swoboda, jaką mieli gospodarze w pierwszych trzydziestu minutach na połowie United, była wręcz zatrważająca. Po części była to wina Fellainiego, który nie trzymał się swojej pozycji, a rywale z łatwością wyciągali go ze środka pola. Czy to zbiegający do środka Nasri, czy uciekający z tej strefy Aguero - Belg jakby miał za zadanie właśnie ich kryć, a z wolnego miejsca obok Carricka korzystał najczęściej Yaya Toure. Fellaini maczał palce w każdej straconej przez United bramce - przy pierwszym i trzecim golu odpuścił kompletnie wbiegającego w szesnastkę Aguero, przy drugim on krył Toure przy rzucie rożnym, a jego próba dogonienia Navasa przy czwartej była komiczna.

Zdecydowanie należy napisać o spóźnionej reakcji Moyesa, który w przerwie nie zdecydował się na dokonanie żadnej zmiany - zanim Tom Cleverley zdążył się pojawić na boisku, przewaga City była już podwojona. Jak pokazało spotkanie - i co Moyes już dawno powinien wiedzieć - ani Fellaini, ani Carrick nie są najlepsi w asekurowaniu akurat bocznych stref czy kryciu indywidualnym. Yaya Toure czuł się na tyle pewnie, że zakładał siatkę Carrickowi, wyprowadzając piłkę, a Aguero specjalnie cofał się pod krycie Belga, by potem mu spektakularnie uciec... Jedyną zmianą Moyesa w przerwie było nakazanie skrzydłowym bardziej ofensywnej gry, co także szybko się przeciwko niemu odwróciło - Negredo i Nasri mieli tyle czasu, ile tylko chcieli, przy akcji na czwartego gola, kompletnie nie kryci wbiegając w szesnastkę United.

Oczywiście nie odbierajmy zasług Pellegriniemu, który po raczej średnim starcie na Etihad potrzebował potwierdzenia naprawdę dobrym wynikiem - tak jak Mancini "kupił" kibiców pamiętnym 6-1, to równie wiele może Chilijczykowi dać ten wynik derbów. Stwierdzenie, że to był najlepszy mecz City w tym sezonie, to niedopowiedzenie. Rewelacyjny w defensywie był Pablo Zabaleta (9 odbiorów, niewiele mniej niż cały zespół rywali), który blokował strzały i skutecznie przerywał akcję.

Jeszcze lepiej spisał się w środku pola Yaya Toure, na którego lekarstwo znalazł dopiero po godzinie gry Cleverley, będąc pierwszym i jedynym piłkarzem United, który zdołał odebrać pomocnikowi gospodarzy piłkę. Ciekawe, że Pellegrini zdecydował się na postawienie na taki duet napastników - po raz pierwszy w tym sezonie Aguero partnerował Negredo - ale decyzja szkoleniowca Manchesteru City była przemyślana. Co prawda żadne z pięciu uderzeń Hiszpana nie było celne, to bardziej dla zwycięzców liczyła się jego ciężka praca. Negredo kapitalnie dwa razy powalczył ramię w ramię z Vidiciem (raz przy rzucie rożnym, drugi raz przy trzecim golu), wypracowując, a nawet wyrywając rywalom piłkę i zagrywając ją do kolegów na pustą bramkę. Bez echa nie przejdzie oczywiście pracowite popołudnie Fernandinho (5 przejęć, najwięcej w meczu) oraz popis Aguero.

Jedynym pozytywem w barwach United był oczywiście Wayne Rooney - harujący na całym boisku, który w drugiej połowie wziął pełen ciężar gry na siebie. Uczestniczył w każdej akcji, szukał niekonwencjonalnych rozwiązań (nawet zagrywając niecelnie), dyskutował z sędzią za swoich kolegów i przede wszystkim postarał się odrobinę zatrzeć złe wrażenie świetnym golem z rzutu wolnego. Moyesa niech jednak martwi to, że w meczu derbowym tym najbardziej walczącym jest piłkarz, którego on przed sezonem widział dopiero w roli drugiego napastnika, a Anglik sam chciał z klubu odejść. Ledwie jeden punkt w meczach z trzema już rywalami z czołówki sygnalizuje trudny start jego kariery w Manchesterze United, ale dużo bardziej niepokoi to, jak łatwo jego piłkarze pozwolili wypracować rywalom czterobramkową przewagę. Zupełnie jakby rozpracowanie "Czerwonych Diabłów" było w minionym tygodniu najłatwiejszym zadaniem sztabu Manuela Pellegriniego...

Jeszcze po porażce z Liverpoolem Sir Alex twierdził, że już dużo gorzej grający jego zespół wywoził z Anfield Road zwycięstwa, ale teraz podobnego wytłumaczenia być nie może. Przez większość meczu derbowego między City i United była przepaść podobna do tej liczonej w wydanych latem pieniądzach.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.