Arka Gdynia wraca do ekstraklasy. Znów

To już jej trzeci awans w tym stuleciu. - Szło nam jak po maśle, to jeden z najłatwiejszych sezonów, jakie rozegrałem - mówi kapitan Krzysztof Sobieraj. Teraz przed Arką trudniejsze zadanie. Zebrać budżet na miarę najniższych w ekstraklasie.

1808 długich dni, pięć długich lat. Tyle czasu Arka radziła sobie bez ekstraklasy. Mówiło się, że w tak pięknym mieście, z efektownym stadionem nie można grać niżej. I żółto-niebiescy wracają do elity w wielkim stylu - awans zapewniając sobie cztery kolejki przed końcem rozgrywek.

Po spadku w 2011 r. snuto plany natychmiastowego powrotu do ekstraklasy. Rzeczywistość jednak zweryfikowała plany i po kolejnym sezonie prezesem został młody dyrektor marketingu Wojciech Pertkiewicz. Kibice przyjęli go niezbyt przychylnie, ale zmiany były konieczne. Zespół był w rozsypce, niemały problem stanowiły długi pozostawione przez poprzedni zarząd.

Arka zaczęła je mozolnie spłacać, także przy bezcennej pomocy miasta. A przed sezonem 2013/14 finansowo zaczęła głośno mówić o awansie, ba, w zimie zaryzykowała finansowo (sześć transferów do podstawowego składu). I dopiero kiedy znów się nie udało (czwarte miejsce), nastąpił przełom. W klubie bardzo mocno zaciśnięto pasa - ucierpiały pensje piłkarzy i marketing, ograniczono wyjazdy na obozy zagraniczne podczas przygotowań.

Dyrektorem sportowym został Edward Klejndinst. W trzy lata zespół miał się przebić do ekstraklasy, dlatego mimo fatalnego wyniku w pierwszym sezonie (10. miejsce) nie doszło do kadrowej rewolucji. Zatrzymano wielu piłkarzy, którzy teraz wywalczyli awans. Wywalczyli także dlatego, że byli doskonale zgrani.

Do tego doszły znakomite zimowe ruchy transferowe, które firmował właśnie Klejndinst. Strzałem w dziesiątkę okazało się sprowadzenie niechcianego w Miedzi Legnica pomocnika Yannicka Sambei Kakoko oraz wypożyczenie z Legii i Lecha związanych z regionem Mateusza Szwocha i Dariusza Formelli. Znają się jeszcze z gry w juniorach Arki, w 11 tegorocznych meczach łącznie zgromadzili osiem goli i 11 asyst. Klub postawił na piłkarzy, którzy chęć zarobienia potrafią odłożyć na dalszy plan, przede wszystkim chcą pomóc klubowi, z którym ich tak wiele przecież łączy. - Cieszymy się, że plan trzyletni wykonaliśmy w dwa lata - mówi trener Grzegorz Niciński.

To trzeci awans gdynian do ekstraklasy w XXI wieku, poprzednie miały miejsce w 2005 oraz 2008 r. Wszystkie łączy osoba Krzysztofa Sobieraja. Lata mijają, większość jego klubowych partnerów pokończyła kariery albo grają w dużo niższych ligach, a 34-letni kapitan żółto-niebieskich wciąż się trzyma i ma zasadniczy udział w każdym przywołanym sukcesie.

- To wszystko jeszcze do mnie nie dociera. Wykonaliśmy kawał ciężkiej pracy przez te dwa lata, ale wszystko poszło jakoś nieprawdopodobnie łatwo. Rywale stanęli, czego kompletnie się nie spodziewałem. To jeden z łatwiejszych sezonów, jakie kiedykolwiek rozegrałem. Idzie nam jak po maśle, gramy bezstresowo i nie mam obaw, że coś może się nie udać. Jak nigdy w życiu - mówi Sobieraj.

Czy "El Capitano", jak go nazywają w Gdyni, zagra w ekstraklasie? - Wiele poświęciłem temu klubowi i myślę, że Arka odda mi to w przyszłym sezonie. Ja tutaj skończę granie i mam nadzieję, że będzie to w ekstraklasie.

Klub wciąż jest zadłużony. Gdynianie nie są nawet niezadowoleni z tempa spłacania zaległości, choć prezes Pertkiewicz mówi: "Skoro maleją z miesiąca na miesiąc, to znaczy, że zmierzamy we właściwym kierunku". Do obecnego sezonu Arka przystępowała z budżetem w granicach 4,5 mln zł. Dokładna kwota nie jest jednak znana, bo klub musiał zawrzeć w bilansie sporą sumę na regulowanie długów.

Również powrót do ekstraklasy nie rozwiąże problemów finansowych. Choć same wpływy z praw do transmisji przekroczą zapewne 5 mln zł, to wyjście na zero - jak twierdzi prezes - w pierwszym roku po awansie nie jest możliwe. Z jakim więc budżetem klub przystąpi do rozgrywek? Celem jest 12-14 mln, czyli poziom najbiedniejszych uczestników ekstraklasy.

Zobacz wideo
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.