Liga Mistrzów. RB Lipsk, czyli niechciany debiutant

W środę w Lidze Mistrzów zadebiutuje RB Lipsk. Klub istnieje od niespełna ośmiu lat, a już zdążył być jednym z najbardziej kontrowersyjnych w historii. W Niemczech wręcz go nienawidzą. Setki milionów euro wpompowanych przez właściciela Red Bulla w prowincjonalny klubik rozwścieczyły rywali. Ale drużynę zarazem podziwia się za styl gry i osiągnięcia. Co ich czeka w LM? Kamil Glik i jego AS Monaco zrobią wszystko, aby zepsuć im debiut.

Kilkanaście miesięcy temu kibice FC Koeln nie chcieli wpuścić na stadion autokaru z drużyną z Lipska, a w Dreźnie sympatycy Dynama rzucili w kierunku murawy głowę byka.

Klub powstał w 2009 roku i od razu wzbudzał niechęć u większości niemieckich kibiców. Był – a raczej wciąż jest – odbierany jako symbol współczesnego futbolu będącego zakładnikiem petrodolarów i ”szalonych” biznesmenów chcących inwestować setki milionów euro w swoje kluby. Utworzenie, w miejsce Ligi Mistrzów, ”SuperLigi” zrzeszającej tylko najsilniejszych (czyt. najbogatszych), chińska inwazja na futbol i takie twory jak RB Lipsk – to fakty i pomysły, które pokazują kierunek zmian futbolu.

Kiedy niespełna osiem lat temu Austriacki miliarder i właściciel Red Bulla, Dietrich Mateschitz, kupił piątoligowy klub SSV Markranstädt to od razu przemeblował go po swojemu. A raczej zbudował na nowo. Strategia była podobna do jego poprzednich projektów, takich jak Red Bull Salzbug czy New York Red Bull. Miliarder zmienił nazwę klubu, a także barwy i herb. We wszystkich zobaczymy stykające się głowy byków, będących niemal odbitkami tych, które znamy z puszek słynnego napoju energetycznego.

"Trawiasty sport piłarski"

Klub otrzymał nazwę RB Lipsk. Dwie pierwsze literki ”oficjalnie” odnoszą się do słowa Rasenballsport, co tłumaczone jest jako „trawiasty sport piłkarski”. Większości nazwa klubu kojarzy się z nazwą słynnego energetyka. Zabieg był niezbędny, aby ominąć ligowe przepisy zabraniające nazywania klubów marką sponsora.

To nie jedyny przykład, kiedy zeszłoroczny beniaminek Bundesligi działa na granicy prawa, lub ”sprytnie” omija przepisy.  Lipsk obszedł (VfL Wolfsburg i Bayer Leverkusen również ) także zasadę ”50+1”, wedle której regulacji członkowie klubu muszą posiadać co najmniej 51 proc. udziałów. Właściciel nie może skupiać całej władzy w swoich rękach, ale…

W pozostałych niemieckich klubach karta członkowska kosztuje około kilkudziesięciu euro, w Lipsku płaci się niemal milion euro! I tutaj jest haczyk… Bo dziwnym trafem kilkamaście osób mających prawo głosu to albo byli, albo obecni pracownicy zatrudniani przez Mateschitza.

Lipskowi zarzuca się także, że to klub bez historii i tradycji. Ma służyć jedynie do promowania firmy austriackiego miliardera, ale on ma na to ripostę.

– Co nas niby różni od Bayernu czy innych zasłużonych klubów? Za 500 lat tamte zespoły będą miały 600 lat, a my 500 – odpowiada Mateschitz.

I tu akurat ma rację, przecież nie ma przepisów stanowiących o tym, że kluby piłkarskie można było zakładać tylko w XIX i XX wieku, więc czemu czepiać się Lipska? Można mieć do tego klubu wiele zastrzeżeń, ale trudno nie doceniać wizji budowania zespołu.

Młodymi po sukces

W ich kadrze nie znajdziemy podstarzałych gwiazdorów, czy grubo przepłaconych zawodników. Lipsk ściąga młodych i zdolnych piłkarzy. Średnia wieku pierwszej jedenastki nie przekracza 25. roku życia, a czasem wynosiła nawet mniej niż 22.

W ostatnich latach klub ściągnął np. 22-letniego Naby`ego Keitę i 21-letniego Timo Wernera. Pierwszy z nich trafił do Niemiec z Red Bulla Salzburg. I tu trzeba dodać, że większość wybijających się tam piłkarzy trafiała później do niemieckiego klubu Mateshitza (tak jak 21-letni Bernardo, czy 18-letni Dayot Upamecano). W 2018 roku Keita trafi do Liverpoolu, a Lipsk zarobi na nim aż 63 mln euro. Transfer Wernera również okazał się strzałem w dziesiątkę. Stuttgart otrzymał za niego 9 mln euro, a napastnik w zeszłym sezonie Bundesligi strzelił aż 21 goli i zadomowił się w reprezentacji Niemiec! Dziś spekuluje się, że interesuje się nim nawet Real Madryt...

Dlatego projekt austriackiego miliardera wzbudził podziw w piłkarskim świecie.

– Właściciel Red Bulla mógł sobie kupić kolejny odrzutowiec lub trzy jachty, ale zdecydował się na inwestycję w piłkę nożną. Nie rozumiem za bardzo tej krytyki. Lipsk przecież nie kupuje piłkarzy za 30 czy 40 milionów. Myślę, że wielu z tych, którzy grają aktualnie w Lipsku nie zostałoby rozpoznanych na ulicy przez postronnych kibiców. Oni ściągają młodych piłkarzy, dają im szanse i warunki na rozwój. Wiedzą jak pożytkować środki, które mają i moim zdaniem to bardzo mądry projekt – ocenił Toni Kroos, reprezentant Niemiec i kluczowy pomocnik Realu Madryt.

Warto też zwrócić uwagę na to, z jaką łatwością Lipsk awansował do Ligi Mistrzów. Najpierw przeszedł przez wszystkie szczeble ligowe i w ciągu kilku lat - w sezonie 2016/17 - trafił do wymarzonej Bundesligi, gdzie na dzień dobry został wicemistrzem kraju! Ba, na jesieni, przez długi czas wyprzedzał nawet Bayern Monachium.

Zagrają w LM, choć miały im przeszkodzić przepisy

W sezonie 2017/18 wystąpią w LM, chociaż i tutaj trzeba było nieco naginać prawo. Regulamin UEFA nie dopuszcza udziału w rozgrywkach dwóch drużyn należących do tego samego właściciela. Przepisy mają uniemożliwić doprowadzenie do sytuacji, w której "czynniki pozaboiskowe" wpływają na przebieg spotkań. Żaden właściciel nie może mieć decydującego głosu w dwóch klubach, występujących w europejskich rozgrywkach. Jeśli kluby nie spełniają tych wymogów, w rozgrywkach może wystąpić tylko jeden z nich. O tym, kto zagra, ma decydować lokata w rodzimej lidze. A wyżej (w swojej lidze) od RB Lipsk, był Red Bull Salzburg, który został mistrzem Austrii.

Ostatecznie UEFA wyraziła zgodę na udział obu drużyn miliardera w bieżących rozgrywkach LM. Europejska centrala piłkarska stwierdziła, że oba kluby nie naruszyły jednak artykułu nr 5. regulaminu rozgrywek. Mimo to, sytuacja prawna klubów ma być stale obserwowana.

Glik zatrzyma Lipsk?

Los chciał, że RB Lipsk trafił do bardzo wyrównanej grupy. Zmierzy się tam z FC Porto, Besiktasem Stambuł i AS Monaco. Być może przeskok na grę zarówno w Europie jak i Bundeslidze sprawi, że RB Lipsk będzie miał duże problemy z awansem z grupy, ale... z drugiej strony, kto by się spodziewał, że zeszłoroczny beniaminek ligi niemieckiej zostanie wicemistrzem kraju. Aby, nie doszło do niespodzianki, postara się Kamil Glik i jego AS Monaco. To właśnie rewelacja zeszłorocznej edycji LM (Monaco dotarło do półfinału rozgrywek) zmierzy się w środę z kandydatem na czarnego konia tej edycji LM. Kto wygra? Dowiemy się już wieczorem. Od godz. 20:45 będziecie mogli śledzić relację z tego spotkania na Sport.pl i w aplikacji mobilnej Sport.pl LIVE.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.