- Przegraliśmy, jesteśmy źli. Ale nie załamujemy się. Trzeba o tym meczu zapomnieć, zakasać rękawy i pracować dalej. Za trzy dni kolejny mecz - bardzo ważny, z Lechem (niedziela, godz. 18) - przypomniał na samym początku Malarz. Ale po po chwili wrócił do spotkania z Jagiellonią, które dla Legii ułożyło się wyjątkowo źle, bo już w 14. minucie czerwoną kartkę zobaczył Domagoj Antolić - ostatni raz tak szybko piłkarz Legii wyleciał z boiska w... 2006 r.
- Nie widziałem sytuacji, po której Antolić dostał czerwoną kartkę. Muszę zobaczyć to na powtórkach, ale skoro mówicie, że zasłużona, to pewnie tak było. Trudno. Razem wygrywamy i razem przegrywamy, więc nie ma, co mówić, że Domagoj osłabił zespół. Ja w końcu też sprokurowałem karnego. Dzisiaj nie wszystko wychodziło tak, jakbyśmy chcieli, dlatego przegraliśmy - dodał Malarz.
We wtorkowy wieczór w Warszawie panował siarczysty mróz. - Nie zamierzam zrzucać naszej słabszej postawy na pogodę i temperaturę, ale dla mnie kompletną bzdurą i głupotą jest granie w takich warunkach. Myślę, że każdy piłkarz podziela moje zdanie. Takie spotkania powinny być odwoływane. Spokojnie można było przenieść tę kolejkę - stwierdził Malarz.
I kontynuował: - Gdy boisko jest zmarznięte, piłka jest jak kamień, nie ma żadnej przyjemności z gry. Ktoś tam na górze naprawdę powinien się puknąć w głowę i zastanowić, czy to jest piłka nożna, czy jest sens ryzykować zdrowie zawodników.
- Dziś Jagiellonia wygrała, ale spokojnie. Bo zaraz każdy zacznie koronować ich mistrzami Polski. A sezon się jeszcze nie skończył, wiele może się jeszcze zmienić - zakończył Malarz.