Na trzy kolejki przed końcem sezonu Ruch zamyka tabelę ekstraklasy. Zespół prowadzony przez Krzysztofa Warzychę ma 17 punktów, traci trzy do przedostatniej Arki Gdynia i również trzy do Śląska Wrocław, który zajmuje 14. miejsce, pierwsze bezpieczne, dające utrzymanie w lidze. Cracovia jest 12., ma 21 punktów.
Antoni Piechniczek: Ruch to temat rzeka, ale skoro zostały mu jeszcze trzy mecze, to wolę się wstrzymać, nie chcę dokonywać na Ruchu wyroku. Utrzymanie jest jeszcze możliwe, aczkolwiek realnie patrząc, szanse są mniej niż minimalne.
- Nie da się nie powiedzieć, że jest to reperkusja nie tyle trwającego sezonu, co paru ostatnich lat i fatalnie prowadzonej przez ten czas polityki finansowej, organizacyjnej, ale i sportowej, polegającej na tym, że najlepszych, wypromowanych przez klub piłkarzy sprzedawano lekką ręką.
- To co się dzieje w ostatnich tygodniach, przekracza już wszelkie ramy logicznego myślenia, zwłaszcza kiedy się walczy o egzystencję klubu. Nie rozumiem, jak można było nie dogadać się z Lipskim, ale też jak można było znów narobić tyle zamieszania wokół licencji. To wszystko musi wpływać na piłkarzy negatywnie, w tym sensie, że oni się z klubem nie utożsamiają, że nie chcą za Ruch umierać, nie walczą do końca, tylko czekają, żeby to się jak najszybciej skończyło i żeby mogli odejść. W tej sytuacji żaden trener, żaden sztab szkoleniowy nie pomoże.
- Oczywiście, że miałem. Nazywając rzeczy po imieniu, trzeba powiedzieć, że Krzyśka Warzychę wsadzono na konia. Chłopak podjął się strasznie trudnego zadania, bo kierował się takim samym motywem, jaki długo przyświecał Fornalikowi. Waldkowi nikt nie odbierze tego, że czuł się ruchowcem, że wszystko co osiągnął jako piłkarz i jako trener, zawdzięcza Ruchowi, a Ruch wiele rzeczy zawdzięcza jemu. To samo dotyczy Warzychy – był utożsamiany z tym klubem, jest jego legendą, tak jak jest legendą Panathinaikosu, w Grecji jego popularność jest nawet jeszcze większa.
- Wolę tę sprawę zostawić dla siebie, bo z Warzychą zawarliśmy dżentelmeńską umowę, że nie będziemy o tym opowiadać.
- Sądzę, że można się tu odwołać jedynie do piłkarskiej przyzwoitości. Gdybym mógł rozmawiać z Łukaszem Surmą, a takiej możliwości nie mam, to powiedziałbym mu tak: „słuchaj, jesteś rekordzistą ligi jeśli chodzi o liczbę rozegranych meczów, wystąpiłeś ponad 500 razy, być może na Cracovii zagrasz po raz ostatni, bo różnie się wszystko może poukładać. Ja na twoim miejscu potraktowałbym ten mecz tak, jakby był moim pierwszym, chciałbym się wykazać, udowodnić, jak wiele jestem wart. Pamiętaj, że to nie dożynki, my tu nie mamy przyjechać, zagrać jakkolwiek, powiedzieć cześć, do widzenia i odjechać. Pociągnij zespół, bo ty masz najwięcej do powiedzenia. Powiedzmy sobie szczerze: przeżyłeś sporo w kilku klubach, ale w Ruchu najwięcej, na pewno to ten klub najmocniej pomógł ci pobić rekord”. Gdyby tak każdy do tego meczu podszedł, to Cracovia na pewno byłaby w zasięgu. Bo czysto sportowo ona nie jest lepsza, przecież Ruch nie tylko przegrywał 0:6 ze Śląskiem, ale też w pierwszych kolejkach po podziale na grupy remisował z Wisłą Płock i Zagłębiem Lubin, a pod koniec rundy zasadniczej potrafił wygrać w Warszawie z Legią. Ale czy Ruch pokaże, że nie jest gorszy od Cracovii? Mogę pomarzyć.
- Piłka jeszcze jest w grze, nie chcę dolewać oliwy do ognia, ale Ruch jako klub jest prowadzony bez żadnej myśli przewodniej i zasługuje na to, co ma. Wielka szkoda.