Liga Narodów. Polska - Portugalia. Mecz niewykorzystanych szans. Niewidoczny Piątek, fatalny Kurzawa, Jędrzejczyk cieniem samego siebie

Mecz z Portugalią to mecz niewykorzystanych szans, które postanowił dać kilku piłkarzom Jerzy Brzęczek. Mimo gola na Stadionie Śląskim niewidoczny był Krzysztof Piątek, mimo asysty fatalnie zagrał Rafał Kurzawa. Zawiódł także wracający do kadry Artur Jędrzejczyk.

To był mecz straconych szans. Budujący wciąż reprezentację selekcjoner Jerzy Brzęczek po raz kolejny postanowił zaufać kilku kadrowiczom. Od początku z Portugalią zagrali więc Krzysztof Piątek, Rafał Kurzawa, Artur Jędrzejczyk i Mateusz Klich. Wszyscy oni zawiedli.

Liga Narodów. Tabela rozgrywek

Przybył, zobaczył, strzelił i zniknął

Gdy kilkanaście minut przed meczem spiker na Stadionie Śląskim rozpoczął wyczytywanie składu reprezentacji Polski, tysiące kibiców zgromadzonych w „Kotle Czarownic” najgłośniej wykrzyczało nazwiska napastników – Roberta Lewandowskiego i Krzysztofa Piątka. O ile w przypadku rozgrywającego swój setny mecz w biało-czerwonych barwach Lewandowskiego nie było to żadną niespodzianką, o tyle w przypadku Piątka – który zaledwie miesiąc temu zadebiutował w kadrze – entuzjazm ludzi świadczył o gigantycznym kredycie zaufania, jaki młody piłkarz otrzymał po świetnych występach w Serie A. I choć Piątek jest piłkarzem nie walczącego o mistrzostwo Włoch Napoli, a w bijącej się o utrzymanie Genui, to właśnie na niego, a nie na Arkadiusza Milika, postawił selekcjoner. Bo w Piątka wierzą dziś wszyscy: Brzęczek, kibice, koledzy i on sam. Zadania nie miał prostego, bo blok obronny Portugalii stworzyli: Pepe (Besiktas), Dias (Benfica Lizbona), Cancelo (Juventus Turyn) i Rui (Napoli).

Od początku „Il Pistolero” był naładowany, jak najprawdziwszy colt. Już w trzeciej minucie oddał pierwszy strzał na bramkę Rui Patrício. Wtedy górą był portugalski bramkarz, ale w drugim pojedynku Polak był nie do zatrzymania. Rady nie dał mu najpierw Joao Cancelo, który nie upilnował Piątka, gdy ten w 18 min. uderzył piłkę głową i dał Polsce prowadzenie. Gdy spiker kolejny raz wyczytał imię 23-latka, Śląski ryknął jego nazwisko jeszcze głośniej, niż przed rozpoczęciem meczu. To jednak nie poniosło ani Piątka, ani innych kadrowiczów, którzy do przerwy pozwolili mistrzom Europy trafić dwa razy. Piątek wciąż próbował dawać jakość w ofensywie, tak jak pod koniec pierwszej części gry, gdy inteligentnym podaniem uruchomił Bartosza Bereszyńskiego, ale efektów jego prób do końca meczu nie było żadnych.

Zniknięcie Piątka w dużej mierze wynikało z fatalnej gry skrzydłowych, którzy nie stwarzali zagrożenia pod polem karnym drużyny prowadzonej przez Fernando Santosa. Podobnie było w przypadku Lewandowskiego, którego czwartkowy występ ograniczył się do biegania.

Lewandowski? Nie! To Piątek! Czyli nowy Lewandowski. I łysy, który nadawał się do zmiany [SPOSTRZEŻENIA]

Nijaki Kurzawa z asystą

Dzień przed meczem z Portugalią Rafał Kurzawa siedział przez kilkadziesiąt minut w lobby katowickiego hotelu, a mimo to podeszło do niego zaledwie kilku kibiców. Tak jakby nie doceniali grającego niedawno w sąsiednim Zabrzu skrzydłowego. Jego umiejętności ceni natomiast Brzeczek, który na lewonożnego piłkarza postawił po raz kolejny. Co więcej – zawodnik Amiens po raz trzeci z rzędu rozpoczął w podstawowym składzie. Za zaufanie odpłacił się Brzęczkowi w 18 min., gdy z rzutu rożnego idealnie dośrodkował na głowę Piątka. To było jednak wszystko, za co po czwartkowym meczu można go pochwalić. 25-latek najpierw nie zablokował podania zmierzającego ku Andree Silvie, strzelcowi pierwszej bramki dla Portugalii, a po przerwie pozwolił uderzyć z kilkunastu metrów Bernardo Silvie, gdy ten pokonał Łukasza Fabiańskiego. Również w ofensywie Kurzawa nie błyszczał. Bez trudu można było dostrzec brak ogrania, który utalentowanemu pomocnikowi wiązał nogi. Co jednak z talentu, gdy w klubie Kurzawa rozegrał w sześciu meczach zaledwie 189 minut?

Po przerwie Rafał w defensywie wyglądał tak, jakby przed chwilą ktoś go obudził. Zauważył to Brzęczek, który podbiegł do linii i rozpoczął głośno pokrzykiwać w jego kierunku. Chwilę później to właśnie jego zastąpił Kamilem Grosickim. Do tej pory wychowanek Sokoła Świba jest jednym z najczęściej eksploatowanych przez Brzęczka piłkarzy. Poza asystą nie dał jednak argumentów, aby w meczu z Italią kolejny raz postawić na niego od pierwszej minuty.

Piątek z pierwszym golem w reprezentacji. Jeden z niewielu pozytywów

Widzieliśmy „Jędzy” cień

Wszystko na raz. Zgodnie z tą regułą Artur Jędrzejczyk od razu po powrocie do reprezentacji Polski wskoczył do podstawowego składu kadry. Piłkarz, który w ostatnich miesiącach miał problemów bez liku, zaczyna drugie życie. Bo przecież jeszcze niedawno Legia Warszawa robiła wszystko, aby Jędrzejczyka z Łazienkowskiej usunąć. W końcu jednak kontraktowe pertraktacje zakończyły się ugodą, a Jędrzejczyk wrócił: do składu Legii, do formy, do kadry.

W czwartek wrócił też do łask Brzęczka. W dużej mierze dzięki problemom kolegów – wciąż kontuzjowany jest Maciej Rybus, a Arkadiusz Reca nie gra w klubie – 30-latek dostał wielką szansę. I niestety, ale wystawiona mu ocena nie może być wysoka. Przez cały mecz Artur musiał toczyć boje z szybkimi jak wiatr Joao Cancelo i Bernardo Silvą. Zazwyczaj górą w tych starciach byli Portugalczycy, choć i legioniście zdarzały się dobre momenty: jak wtedy, gdy w 15 min. rozpędzonego Cancelo zatrzymał w polu karnym precyzyjnym wślizgiem.

Znacznie gorzej, niż w defensywie, Jędrzejczyk zaprezentował się w ataku. Tu właściwie nie był żadnym zagrożeniem dla Rui, choć kilkukrotnie zapędził się pod linię końcową boiska. W Chorzowie dostaliśmy w końcu odpowiedź na pytanie: w jakim stanie jest polska lewa strona defensywy? Jest w słabej. Jędrzejczyk, który w Legii gra ostatnio jako stoper, jest cieniem piłkarza, który imponował na Euro 2016; Reca nie mieści się nawet na ławce Atalanty, a Rafał Pietrzak to nie ten rozmiar kapelusza. Brzęczek musi czekać na powrót zmagającego się z urazem pachwiny Rybusa. I im szybciej obrońca Lokomotiwu Moskwa wróci, tym lepiej.

Jak Polska zagrała z Portugalią? [OCENY]

Lichy Klich

Do tej pory wydawało się, że jeśli Brzęczek jakąś decyzją potwierdził piłkarski nos, to była to decyzja o odkurzeniu zapomnianego dla reprezentacji Mateusza Klicha. Powrót po trzyletniej przerwie pochodzącego z Tarnowa pomocnika do tej pory niósł za sobą same korzyści. Przed miesiącem w meczu z Irlandią Klich zdobył dającą Polsce remis bramkę. W Katowicach – choć do siatki nie trafił – napracował się za dwóch. W czwartek czuł się pewnie. Na tyle pewnie, że w pierwszej połowie wdał się w biegowy pojedynek z Rúbenem Nevesem, który zresztą wygrał. Chwilami w środku pola stemplował każdą piłkę, tak jak w 25 min., gdy koledzy każdym zagraniem szukali zawodnika Leeds. Ale to były tylko krótkie momenty, a same chęci niewiele dawały. Klich jeśli podawał, to w poprzek. Rzadko kiedy decydował się na podjęcie ryzyka, nie oddawał strzałów z dystansu. Dostosował się poziomem do Piotra Zielińskiego, który również nie dał sobie rady z portugalskimi pomocnikami. Porażka na Śląskim nie skreśla szans Klicha, ale zweryfikował nieco jego przydatność w meczu z silnym rywalem. Tak samo jak jego kolegów. Po spotkaniu z Portugalią Jerzy Brzęczek musi mocno przemyśleć komu dać szansę w niedzielę, gdy również w Chorzowie zagramy z Włochami.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.