Dziewięć goli w Serie A, cztery w Pucharze Włoch, jeden w Lidze Narodów. Łącznie czternaście w dziewięciu meczach. Krzysztof Piątek jest w formie kosmicznej, doskonałej, wręcz niewytłumaczalnej. Od czasu podpisania kontraktu z Genoą nie zdobył bramki tylko w jednym meczu - swoim debiucie w reprezentacji Polski. Przez godzinę gry przeciwko Irlandii był zupełnie niewidoczny, odcięty od podań. W czwartek, w meczu z Portugalią było inaczej.
W 18. minucie świetnie z rzutu rożnego dośrodkował Rafał Kurzawa, a Krzysztof Piątek po raz kolejny w tym sezonie stał dokładnie w tym miejscu, w które spadła piłka. Wyskoczył znacznie wyżej niż Joao Cancelo, uderzył piłkę głową, a w tym czasie Lewandowski wpadł na Ruiego Patricio i utrudnił mu interwencję. Piłka wpadła do siatki, Polska wyszła na prowadzenie, a Piątek mógł cieszyć się z pierwszego gola w kadrze.
Duet walczący
Przed meczem Jerzy Brzęczek przekonywał, że Lewandowski i Piątek mają sporo cech wspólnych. - Pamiętajmy, że Robert Lewandowski nigdy nie grał razem z Krzysztofem Piątkiem. Jeśli dojdzie do takiej sytuacji, to mam nadzieję, że zrozumieją się z pozostałymi dziewięcioma zawodnikami na boisku – mówił polski selekcjoner.
Znalazło się miejsce dla obu. Lewandowski zazwyczaj ustawiał się za plecami Piątka, pomagał rozgrywać piłkę na połowie Portugalczyków, a fizyczną walkę z Pepe i Diasem zostawił Piątkowi. Po wyjściu na prowadzenie Polacy oddali inicjatywę rywalom, podań do napastników było niewiele, więc napastnika Genoi częściej niż z piłką przy nodze można było zobaczyć z Pepe przylegającym do jego pleców. W takich pojedynkach Piątek radził sobie bardzo dobrze, nie miał problemu, żeby przytrzymać piłkę lub celnie wycofać ją do pomocników.
Pewnie Piątek wolałby być rozliczany ze skuteczności pod bramką Portugalczyków, dryblingów czy jakości podań – generalnie elementów bardziej piłkarskich, ale okazji do ich zaprezentowania miał w tym meczu jak na lekarstwo. Sytuacja do strzelenia gola była jedna i udało się ją wykorzystać. Poza tym pochwalić go można za ambicję i zaangażowanie. Sytuacja z 30. minuty: Pepe przyjmuje piłkę przed swoim polem karnym, przygotowuje ją do podania, ale momentalnie pojawia się przy nim Piątek. Atakuje go, zmusza do ucieczki pod linię boczną, uniemożliwia obrót i podanie. Pepe wybija piłkę w ciemno i oddaje Jędrzejczykowi.
Zdobyta bramka i sporo walki
Piątek zaatakował raz i wyprowadził Polskę na prowadzenie. Jego skuteczność jest zachwycająca, ale od momentu zdobycia bramki, mecz zrobił się dla obu polskich napastników niezwykle trudny. Mnożyły się akcje takie, jak ta opisana z 30. minuty. Gdy Jerzy Brzęczek wpuszczał na boisko Kubę Błaszczykowskiego i Kamila Grosickiego, wziął Piątka na bok i coś mu tłumaczył. Zmieniło się wtedy ustawienie reprezentacji i zapewne rola napastnika też, ale tego możemy się tylko domyślać, bo lepsza gra Polaków trwała raptem kilka minut. Zaowocowała golem Błaszczykowskiego na 2:3, ale Piątek w tej akcji nie uczestniczył.
Polska - Portugalia. Autor trzech z czterech ostatnich samobójów. Jesienny pech Glika