W 10. meczu kadry w tym roku strzeliliśmy rywalom 15 goli, sami wbiliśmy sobie natomiast dwa. Ten który bolał najbardziej spotkał nas na mundialu, gdy Thiago Cionek niefortunnie interweniował w meczu z Senegalem. Drugiego samobója w tym roku w meczu z Portugalią dołożył Kamil Glik.
Obrońca reprezentacji Polski starał się ratować ostrym wybiciem podanie, które przelatując niemal przez pół boiska trafiło do Rafa Silvy. Napastnik gości minął Fabiańskiego i znalazł się przed pustą bramką. Piłkę w siatce i tak by umieścił. Glik liczył, że mimo bliskiej odległości od bramki uda mu się ją wybić. Zaryzykował. Wielkich pretensji mieć do niego nie można.
Co ciekawe Glik miał też pecha w innym październikowym spotkaniu. W 2016 gdy na stadionie narodowym Polska grała z Danią tak niefortunnie główkował we własnym polu karnym, że zaskoczył Łukasza Fabiańskiego. Mecz na szczęście wygraliśmy 3:2.
To była wówczas pierwsza samobójcza bramka Polski od niemal 4 lat. 14 listopada 2012 roku w Gdańsku Biało-Czerwoni przegrali towarzysko z Urugwajem 1:3, Znów z lekką pomocą naszych graczy. Pierwszym golem dla ekipy z Ameryki Południowej było trafienie... Kamila Glika. Oznacza to, że defensor AS Monaco jest autorem trzech z czterech naszych ostatnich samobójów. Pecha zawsze przychodził jesienią.
Jak zagrał Glik z Portugalią?
Kamil Glik - 3 (w skali 1-6)
Miał bardzo trudne zadanie - dowodzenie obroną, która często popełniała błędy. Sam również się ich nie ustrzegł, kiedy zagapił się przy podaniu do Silvy, a próbując rozpaczliwie ratować sytuację, posłał piłkę do własnej bramki. Poza tym zaliczył jednak kilka dobrych interwencji, m.in. blokując groźne uderzenia Bernardo Silvy.
Więcej ocen znajdziesz TU.