Mundial 2018 Polska - Urugwaj 0:0. Nowe ustawienie ma swój urok, tylko polska łatwość strzelania goli przepadła w nim bez wieści

Nie było bramek, nie było cudów. Ale jeśli w meczu z Urugwajem chodziło o ćwiczenie turniejowej gry na przetrwanie, to wypadło nieźle

Właściwie sprawiedliwiej byłoby napisać, że polski atak zaginął jeszcze zanim na Narodowym zaczęli grać. I że w sytuacji, gdy nie mógł wystąpić Robert Lewandowski, mądrzej było się skupić na dopracowaniu czegoś innego, a nie udawaniu, że można ćwiczyć atakowanie jakby nic się nie stało. Polska w ofensywnie nie musi być bez Lewandowskiego wymarłą planetą, nie była nią dwa lata temu, gdy napastnika Bayernu zabrakło w meczu z Czechami, też towarzyskim rozegranym tuż po awansie do Euro. Ale wtedy Polacy mogli atakować ładnie, z rozmachem i strzelać gole, bo był przynajmniej Arkadiusz Milik. A w piątek obaj z Lewandowskim byli widzami. I jeśli lubią popatrzeć na to, jak drużyna ćwiczy choreografię w obronie, zastawianie zasadzek w pomocy, żeby przechwycić piłkę, to pewnie im się podobało. Gdy po przerwie Polska przerzuciła siły do przodu, żeby mimo osłabień jednak spróbować dłużej rozgrywać i podejść pod bramkę rywala, dobrych wrażeń było już mniej.

71 do 29 w posiadaniu piłki

Kto przyszedł na Narodowy dla bramek, ten się rozczarował. Kto chciał oglądać Polskę przy piłce, ten mógł nie wytrzymać i wyjść w przerwie, gdy było w posiadaniu 71 do 29 dla Urugwaju. 71 do 29.  Taka przewaga dla rywala grającego na wyjeździe i też osłabionego, bo oprócz Luisa Suareza nie zagrał też Diego Godin. To po tej statystyce najlepiej było widać, że oglądaliśmy nie normalny mecz, a trening przy pełnych trybunach. I że ćwiczenie z myślą o Rosji zaczęło się od razu, bez tracenia czasu na benefisy po wygranych eliminacjach.

Podczas treningów zgrzytało, w meczu nie

A co najciekawsze, ta treningowa pierwsza połowa zupełnie się nie dłużyła. To rywal miał piłkę, ale Polska miała kontrolę. I dużo przyjemności z ćwiczenia taktyki. Nowe ustawienie z trójką obrońców sprawdziło się jeśli chodzi o defensywę. A było o nie wiele obaw. Podczas treningów na zgrupowaniu gra według nowych schematów zgrzytała, trzeba było wielu poprawek i rozmów. Ale próba nowości w meczu wypadła nieźle.

Bartosz Bereszyński grał tak, jakby w miejsce w składzie kadry miał od zawsze, a nie od trzech meczów. Jacek Góralski udźwignął wyzwanie u boku Grzegorza Krychowiaka. 

A debiutant Jarosław Jach szybko złapał odpowiedni rytm, bronił bez strachu przed Edinsonem Cavanim, a w ataku przy stałych fragmentach gry był bardzo groźny. I tylko od czasu do czasu przegrywał z gonitwą myśli, ale za to akurat nie sposób go winić. Dla niego to było pewnie kilka najbardziej intensywnych dni w karierze. Trenerzy powitali go na zgrupowaniu seansem wideo ze składanką jego akcji w klubie. Wytłumaczyli mu, co mógłby robić lepiej, jak się ustawiać, jak reagować, jak przygotowywać interwencje. A potem wrzucili do pierwszego składu na treningach i zostawili w trójce środkowych na mecz. Jach o treningach na zgrupowaniu opowiadał rozemocjonowany jak dziecko po wyjściu ze sklepu z zabawkami. – Kilka takich podpowiedzi i wszystko staje się łatwiejsze. Analizy meczów są tutaj na takim poziomie szczegółowości, z jakim się jeszcze nie spotkałem – opowiadał. A Adam Nawałka z takim samym błyskiem w oku mówił przed zgrupowaniem, że Jach to piłkarz którego jest bardzo ciekawy, chce mu się przyjrzeć z bliska. I ciąg dalszy tej historii może być ciekawy

Przede wszystkim: nie stracić

- Trudno jest prowadzić atak pozycyjny grając w nowym ustawieniu i przeciw mocnej drużynie – mówił po meczu Adam Nawałka. Skuteczna w ataku Polska z eliminacji w pierwszej próbie przed mundialem zmieniła się w Polskę ofensywnych zrywów, czekania na przechwyt. Najgroźniej było po stałych fragmentach gry.

W eliminacjach Polska stratę bramek wpisywała w koszty odważnego atakowania. W piątek z Urugwajem chciała przede wszystkim nie stracić. Lub, gdyby zamknąć oczy i wyobrazić sobie że to turniej: przede wszystkim wytrzymać do karnych. Przy takiej grze cierpiałby nawet Robert Lewandowski, a co dopiero Kamil Wilczek. Ale też kiedy płacić taką cenę za naukę czegoś nowego, jeśli nie teraz?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.