Reprezentacja. Panowie, daliście ciała. Wszyscy

Kibice muszą przyjąć do wiadomości, że klęskę z Ukrainą ponieśli najlepsi polscy piłkarze. Do kapitana zachowującego się jak primadonna musi dotrzeć, że szacunku kibiców nie zdobywa się aroganckimi wypowiedziami, a nieudawaną walką. Waldemar Fornalik musi wiedzieć, że selekcjoner jest jak forteca - nikt i nic nie może mieć na niego wpływu - pisze po porażce 1:3 z Ukrainą Przemysław Iwańczyk (?GW?, Sport.pl).

Blog Przemysława Iwańczyka

Patrząc na chłodno eliminacyjna porażka z Ukraińcami na Stadionie Narodowym nie jest sensacją, ani nawet niespodzianką. Przecież Polacy to jedna z najgorszych drużyn ostatniego Euro, która przywilejem gospodarza na tę imprezę się dostała. To zespół, który od lat nie może wygrać z nikim z europejskiego topu, a wszystkie jego wielkie wyzwania kończą się klapą od zapomnianych już eliminacji Euro 2008, kiedy za Leo Beenhakkera udało się pokonać Portugalczyków.

Mimo to przegraną z Ukraińcami bierzemy za najdotkliwsze lanie ostatnich lat. Bo nic nie boli tak, jak reprezentacja zdecydowanie ustępująca rywalowi walecznością, która nawet nie sprawia wrażenia, że na boisku zostawia zdrowie. Panowie, daliście ciała. Wszyscy.

Fochy Błaszczykowskiego

Wobec tego zakrawają na komedię słowa Jakuba Błaszczykowskiego, pouczającego dziennikarza Orange Sport, że nie może pytać o zaangażowanie, skoro zawodowo w piłkę nie grał. Panie kapitanie, proszę przyjąć do wiadomości, że nie trzeba w piłkę zawodowo grać, by wiedzieć, widzieć i czuć, czy ktoś daje z siebie wszystko, a kto walkę jedynie imituje. Może akurat Błaszczykowskiego dotyczy to najmniej, bo starał się nadprzeciętnie, ale wygłupił się podczas tego zgrupowania nie pierwszy raz. Wcześniej z fochem primadonny narzekał na zmęczenie mediami. Że jest zmęczony kadrą nie dodał, za to cała kierowana przez niego drużyna wyglądała w piątek tak, jakby znalazła się na Stadionie Narodowym za karę.

"Do szatni reprezentacji Polski zaprosiłbym Kuzerę, Korzyma i trenera Ojrzyńskiego" pisał na Twitterze Paweł Jańczyk, rzecznik prasowy Korony Kielce. Jeśli ktoś nie wie, przeciętnej drużyny ligowej, która w piłkę nie gra, a w nią walczy. Jest synonimem wszystkiego, co w futbolu nieładne, ale skuteczne - wszelkimi sposobami umila rywalowi życie, zachowuje się jak uczestnik walk w formule mma, w których przeciwnik jak najszybciej powinien znaleźć się na deskach i dostać porządny oklep.

Tak właśnie zagrali Ukraińcy, tego samego nie doczekali się kibice ze strony Polaków. A to właśnie z bezgranicznej determinacji powinna wykluć się niebywała koncentracja. Od pierwszych sekund, z szacunku dla siebie, kadry i pełnego stadionu zmarzniętych kibiców, którzy po spartaczonym Euro kadrze w swojej naiwności znów uwierzyli.

Zawiedli wszyscy, niektórzy się kompromitowali

Polaków ślepa wiara tłumów nie obeszła. W pierwszych minutach ucięli sobie drzemkę. Bolesną, oszałamiającą, kosztującą dwa gole, skazującą to spotkanie na rozpaczliwą pogoń za remisem, który z kluczowego meczu eliminacji pozwoli wyjść z twarzą, a nie wstydem.

Zastanawiać się, kto zagrał słabo, nie ma sensu - zawiedli wszyscy, niektórzy się kompromitowali. Błędów Daniela Łukasika usprawiedliwiać nie należy, choć można je zrozumieć. Po fakcie już można zastanawiać się, czy lepiej nie zagrałby Ariel Borysiuk, ale rozsądek podpowiadał, że młody pomocnik Legii to aktualnie najlepszy partner dla Grzegorza Krychowiaka.

Co jednak powiedzieć o obrońcach, wszystkich bez wyjątku, kryjących "na radar", spóźnionych do każdej akcji Ukraińców w naszym polu karnym, winnych każdego straconego gola? Akurat tu selekcjoner większego wyboru nie miał - poza kontuzjowanym Damienem Perquisem i pominiętym celowo Arturem Jędrzejczykiem, to wszyscy najlepsi polscy piłkarze defensywni. Najlepszy aktualnie był też bramkarz, który co prawda przepuścił trzy gole, ale czynić mu z tego powodu zarzutów nie można.

Graliśmy w ''10''

Błędny był jednak wybór graczy w przodzie i o to do Fornalika należy mieć największe pretensje. Dotyczy to Macieja Rybusa "dorównującego" kolegom z obrony w konkursie "kto najgorszy". Niewiele pomyliłby się ten, kto powiedziałby, że z jego powodu graliśmy w tym meczu w dziesiątkę.

Jeszcze większy problem jest z oceną Radosława Majewskiego, którego selekcjoner uczynił głównym rozgrywającym. Owszem, narobił on w środku pola sporo "wiatru", kilka razy nieźle dośrodkował ze stałych fragmentów, ale to zbyt mało, by powiedzieć o nim "mózg drużyny". Natychmiast więc wraca pytanie, czy polska reprezentacja może pozwolić sobie na nieobecność z wyboru piłkarza klasy europejskiej. Takim właśnie jest odsunięty w piątek przez trenera Ludovic Obraniak.

Dylemat Obraniaka

Stając przed takim dylematem, należy rozważać na chłodno - czy więcej może dać drużynie introwertyczny, wychowany na Zachodzie czołowy gracz średniego klubu europejskiego z ligi francuskiej, czy czołowy zawodnik angielskiego drugoligowca, gdzie raczej w piłkę kopią niż w nią grają.

To właśnie ten wybór dotyka selekcjonera najbardziej. Także jego niezależności, bo trudno pozbyć się wrażenia, że decyzja ta podyktowana była względami nie tylko sportowymi. Zbyt wiele niepochlebnych wobec Obraniaka słów padło, zbyt wiele ważnych dla polskiej piłki osób z prezesem PZPN na czele na temat tego piłkarza się wypowiedziało, by nie uznać, że wybór ten był na selekcjonerze konsekwentnie wymuszany. I to nie w oparciu o argumenty sportowe, a te dla gry w piłkę znacznie mniej nieistotne - porozumiewanie się w języku polskim, towarzyska otwartość na kolegów i media.

Zobacz wideo

Na pytanie "Majewski czy Obraniak" powinien odpowiedzieć sobie także Robert Lewandowski, którego z pomocnikiem Bordeaux łączy co najwyżej szorstka przyjaźń. Od kogo snajper Borussii ma większą szansę na otwierające drogę do bramki podanie, kto prędzej w nieszablonowy sposób rozmontuje zasieki rywala, tworząc naszemu napastnikowi wolne miejsce. To w jego interesie powinno leżeć, by za jego plecami grał potencjalnie najlepszy, a nie najfajniejszy. Inaczej to samemu Lewandowskiemu coraz boleśniej będziemy wyrzucać, że strzelał w tym sezonie aż 15 klubom, m.in. Bayernowi, Realowi, Ajaksowi, czy Szachtarowi, bramkarzy rywala - czy to Bundesliga czy Liga Mistrzów - pokonał 25 razy, a w kadrze nie może przełamać się prawie 300 dni, od inaugurującego Euro meczu z Grecją.

Fornalik ma wszystkich najlepszych

Selekcjoner nic rewolucyjnego nie wymyśli, ma prawie wszystkich najlepszych obecnie piłkarzy. Z nimi powinien zaradzić problemom, które wyszły na jaw w spotkaniu z Ukrainą. Powinien być przy tym jak forteca - nikt i nic nie może mieć na niego wpływu, a w reprezentacyjnej jedenastce grać powinni ci, którzy do sukcesu poniosą, a nie ci, których chcą widzieć kibice i szefowie PZPN.

Mało kto chyba wierzył, że bezproblemowo przejdziemy przez eliminacje, mało kto spodziewał się jednak, że w jednym meczu zbierze się aż tyle problemów naszej drużyny, zupełnie nierekompensowanych futbolowym elementarzem - zwykłą walką. I to właśnie przez ten jeden mecz nie należy już, niestety, spodziewać się spokojnego czasu reprezentacji.

Zbigniew Boniek przeprasza na Twitterze wszystkich kibiców za "tak słabo grającą reprezentację, jakiej dawno nie widział". Rafał Stec, felietonista Gazety Wyborczej, pyta czy prezes PZPN w swojej porywczości selekcjonera zwolni właśnie przez Twittera. Mateusz Borek z Polsatu przeprasza publicznie, że znów dał się nabrać. Antoni Bugajski, komentator Przeglądu Sportowego, domaga się od szefa związku mądrych, ale energicznych decyzji. Nie mam wątpliwości, że ze wszystkich przygniecionych klęską na Stadionie Narodowym w najgorszej sytuacji jest trener Fornalik.

Na Twitterze znajdziesz tez profil Sport.pl

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.