Jak "Rybka" w wodzie. Maciej Rybus wyruszył na futbolowy podbój Moskwy

Rosyjska przygoda Macieja Rybusa, choć jeszcze niedawno wydawała się zakończona, teraz rozszerza się o kolejny rozdział. Po roku spędzonym w Olympique Lyon 28-letni piłkarz przeniósł się do stołecznego Lokomotiwu. Sport.pl odwiedził reprezentanta Polski w Moskwie, gdzie "Rybka" przygotowuje się do przyszłorocznych mistrzostw świata

Moscow City to jeden z najbardziej prestiżowych biznesowych kompleksów w Moskwie. Przez miejscowych nazywany jest rosyjskim Manhattanem. Z okna dwustumetrowego apartamentu znajdującego się na 31 piętrze wieżowca, rozciąga się imponujący widok. Patrząc na wprost nie można nie zauważyć potężnej, lśniącej w słońcu kopuły stadionu Łużniki. To właśnie tam już za jedenaście miesięcy odbędzie się finał mistrzostw świata. Ten widok codziennie ogląda Maciej Rybus, nowy obrońca Lokomotiwu Moskwa. – Nie spodziewałem się, że na finał będę miał tak blisko. W razie czego z mojego mieszkania zrobimy bazę wypadową – żartuje w rozmowie ze Sport.pl 44-krotny reprezentant Polski, który razem z kadrą Adama Nawałki jest o krok od awansu na mundial.

Zza okien widać też trzy z Siedmiu Sióstr Stalina, które są protoplastkami warszawskiego Pałacu Kultury i Nauki. Kiedy oglądamy rozświetlony Hotel Ukraina (wysoki na 206 metrów!), Dom na Kudrinskoj Płoszczadi i budynek główny MSZ, Rybus dodaje ze śmiechem: „To nie przypadek, że mieszkam właśnie tu. Kiedy tylko zatęsknię za Warszawą, to pijąc kawę parzę na jeden z trzech Pałaców i od razu robi się raźniej”. Humor mu dopisuje, bo po siedmiu meczach jego nowy klub zajmuje drugie miejsce w tabeli ligi rosyjskiej, tracąc tylko trzy punkty do prowadzącego Zenita Sankt Petersburg (trzeci jest FK Rostów w którym występuje były stoper Lecha Poznań Maciej Wilusz).

Urok za miliony

Trzynastomilionowa stolica Rosji to nie tylko jedno z największych, ale i najprzyjemniejszych miast do życia. Szczególnie, a może przede wszystkim, dla ludzi z ogromnymi pieniędzmi. Ostentacyjne bogactwo miesza się tu z okrutną nędzą na każdym kroku. Wśród milionów mieszkańców jest ponad czterdziestu miliarderów i tysiące milionerów. Nie trudno znaleźć miejsca, gdzie kolacja dla dwóch osób kosztuje więcej, niż auto. Nie trudno też ujrzeć stojące gdzieniegdzie zdezelowane łady pamiętające rządy Leonida Breżniewa. – Żyje się tu bardzo drogo. Nawet w porównaniu z Francją. Ale mi się podoba – mówi Rybus, który swój czas dzieli między mieszkaniem a bazą klubu. To tam piłkarze Lokomotiwu jedzą śniadania i obiady, tam śpią dzień przed każdym meczem. Problemem jest tylko odległość, bo bazę od wybudowanego przez Ministerstwo Transportu stadionu dzieli ok. 30 km.

Gdyby Polak chciał, w czasie wolnym nie musiałby się jednak ruszać poza bezpieczny kompleks kilku drapaczy chmur. Jest tu wszystko: sklepy, restauracje, kawiarnie, siłownie. Wielkie centrum handlowe. Jeśli jednak Rybus potrzebuje poruszać się po mieście, czeka na niego kierowca wynajęty przez klub. – Na razie nie zamierzam kupować tu auta. Po Moskwie jeździ się niełatwo, szczególnie, że wszędzie są korki. Czasem przejazd z jednego miejsca do drugiego zajmuje nawet trzy godziny. To chyba największa wada stolicy. Lepiej już zamówić taksówkę – analizuje i dodaje: „Wcześniej bywałem tu, ale tylko na kilka dni, kiedy przyjeżdżaliśmy z kolegami z Tereka odpocząć. Teraz miasto poznaję coraz lepiej i zauważam nie tylko jego wielkość, ale i urok. Trafiłem naprawdę dobrze”.

Moskwa zamiast Stambułu

W jednej z moskiewskich restauracji spotykamy Adama Zubayraewa, dziennikarza portalu sport-express.ru. Wysoki, postawny. Fan MMA. Pochodzi z Czeczenii. Tam przed kilkoma laty poznał Rybusa z którym kontakt utrzymuje do dziś. Kiedy słyszy, że przyjechaliśmy z Polski, kolejne nazwiska wystrzeliwuje niczym karabin Kałasznikowa: Makuszewski, Komorowski, Polczak, Sadajew, Kacajew. Z Sadajewem, byłym piłkarzem Lechii Gdańsk i Lecha Poznań - jak zapewnia - przyjaźni się i uważa, że Czeczen popełnił wielki błąd wyjeżdżając z Ekstraklasy. – Za to „Rybka” wracając do Premjer Ligi zrobił świetny krok. Ma tu dużą renomę. Wszyscy pamiętają jego świetne występy w barwach Tereka Grozny. Poza tym Lokomotiw to znacznie większy klub, niż Terek – tłumaczy Zubayraew.

Jego słowa o reputacji Rybusa potwierdza trener Jurij Siomin z którym rozmawiamy tuż po szalonych derbach Moskwy Spartak – Lokomotiw, w których piłkarze Loko, przegrywając już 0:2, zwyciężyli 4:3. – Nie musiałem oglądać meczów Macieja w Olympique Lyon. Dlaczego? Bo znam go z Tereka, gdzie zarekomendował siebie całej Rosji. To piłkarz na poziomie reprezentacyjnym. Wiem, jak dobrze grał w polskiej drużynie narodowej. Ale w Lyonie nie zawsze miał miejsce w składzie, więc potrzebuje czasu na aklimatyzację – mówi Sport.pl 70-letni Siomin, były selekcjoner reprezentacji Rosji.

Fenerbahçe Stambuł, Besiktas, CSKA Moskwa. To tylko kilka zespołów, które przez ostatnie miesiące przyglądały się grze polskiego obrońcy. – Ale oferta Lokomotiwu była jedyną konkretną propozycją jaką otrzymałem – przyznaje szczerze Rybus. Klub sponsorowany przez Rosyjskie Koleje zaoferował mu nie tylko trzyletni kontrakt i zarobki podobne do tych, jakie miał we Francji, ale także duży kredyt zaufania. A tego, jak przyznaje Polak, najbardziej zabrakło w Lyonie. – Póki graliśmy w systemie 3-5-2, byłem podstawowym zawodnikiem. Później zmieniła się taktyka i nagle stałem się za słaby – mówi z goryczą. U Siomina natomiast ma szansę na grę zarówno w ustawieniu 3-5-2, jak i 4-4-2. I to nie tylko na lewej obronie, ale nawet na prawej pomocy! – Maciej to piłkarz uniwersalny a to wielki atut. Sprawdzę, gdzie przyda się najbardziej i dopiero wtedy zdecyduję czy pomoże nam jako obrońca, czy pomocnik – tłumaczy Siomin.

Ari (prawie) z Brooklynu

W barwach Tereka Polak rozegrał aż 101 ligowych spotkań w których zdobył osiemnaście bramek. U naszych wschodnich sąsiadów przez wielu wciąż postrzegany jest nie jako obrońca, ale właśnie skrzydłowy. – Pewnie dlatego oczekuje się ode mnie, że będę robił rajdy, mijał rywali, notował asysty i zdobywał bramki. Muszę się postarać, bo rywalizacja w klubie jest na naprawdę wysokim poziomie – tłumaczy i zauważa, jak mocną kadrą dysponują „Kolejarze”. – Kilku moich klubowych kolegów może zagrać na przyszłorocznym mundialu. Wśród powołanych przez trenera Stanisława Czerczesowa na Puchar Konfederacji znaleźli się przecież Marinato Guilherme, Dmitrij Tarasow i Aleksiej Miranczuk – wylicza. Barw Loko bronią też doświadczeni: Igor Denisov (54 mecze w Sbornej), Chorwat Vedran Ćorluka (95 występów w kadrze) czy Portugalczyk Manuel Fernandes (9-krotny reprezentant).

Na dobrą grę 28-latka z Łowicza czeka też Brazylijczyk Ari, nowy snajper Lokomotiwu. Kiedy wchodzi do biura prasowego na Otkrytijej Arenie, otwartym miesiąc temu nowym stadionie Spartaka, można odnieść wrażenie, że wrócił właśnie z planu amerykańskiego teledysku z brooklyńskimi raperami w roli głównej. Luźna koszulka, luźne spodnie, złoty łańcuch, na głowie modna czapka z daszkiem. – Wiesz, że w Krasnodarze grałem z Jędrzejczykiem? Dzwoniłem do niego i pytałem o Rybusa. Bardzo go chwalił. „Rybkę” znałem wcześniej, ale nie osobiście. Rywalizowaliśmy ze sobą, kiedy był w Groznym. Co zauważyłem? Że jest znacznie spokojniejszy, niż Artur. Tamten to był wariat, wszędzie tańczył, zawsze się śmiał – mówi nam brazylijski kandydat na reprezentanta Rosji, który oczekuje na nowe obywatelstwo i telefon od wspominanego Czerczesowa.

Car Stanisław

Ogolona na łyso głowa, ciemne okulary, wypuszczona niechlujnie koszula z kilkoma odpiętymi guzikami, które odsłaniają złoty łańcuch. Krok tak pewny, że budzi respekt od pierwszego spojrzenia. Powierzchowność bonza z filmów o włoskiej mafii znika jednak po chwili za szerokim uśmiechem Stanisława Czerczesowa, legendy Moskwy, ulubieńca kibiców stołecznego Spartaka. Jeszcze nie tak dawno Czerczesow poprowadził do mistrzostwa i Pucharu Polski Legię Warszawa. Teraz odpowiada za start Sbornej na przyszłorocznym mundialu. Jak słyszę kilkukrotnie, w tej chwili to drugi po prezydencie Władimirze Putinie najważniejszy człowiek w kraju. – Priwiet! Kak dielo? Szto tam w Legii? – Czerczesow pyta ze swadą. Jeszcze bardziej oczy świecą mu się, kiedy dostrzega Rybusa, który kilka stolików dalej od godziny udziela wywiadu jednemu z rosyjskich dziennikarzy. Polak i Czerczesow przez kilkanaście miesięcy pracowali w Groznym. – Zawsze jestem za moimi piłkarzami. Rybusem, Marcinem Komorowskim, Januszem Golem. Dlatego cieszę się, że Maciej do nas wrócił. Na pewno dobrze przygotuje się tu do mistrzostw świata – zapewnia Czerczesow.

54-latek z Osetii w ogóle się nie zmienił. Chociaż do MŚ coraz mniej czasu, jest bardzo pewny siebie. I to mimo, iż na Pucharze Konfederacji, rozgrywanym na rok przed mistrzostwami, Rosji poszło słabo. Wygrała co prawda z Nową Zelandią (2:0), ale uległa Portugalii (0:1) i Meksykowi (1:2), odpadając w fazie grupowej. – Wynik nas nie satysfakcjonuje, ale cieszymy się, że zrealizowaliśmy plan. Pokazaliśmy nową ambicję, waleczność, styl gry, taktykę. Ta drużyna jest nowa, ale nie przez nazwiska, tylko przez mentalitet, mentalność – tłumaczy. O reprezentacji Polski mówi: „Gracie dobrze i skutecznie. Macie mocną drużynę. A w niej prawdziwego lidera. Jeśli Robert Lewandowski będzie zdrowy i w formie, wasza kamanda utrzyma się na wysokim poziomie” - stwierdza, po czym dodaje: „To, że w ogóle tam jest, to duża zasługa Adama Nawałki. Znamy się, czasem rozmawiamy. Widziałem się z nim na meczu Legii ze Sportingiem Lizbona w Lidze Mistrzów, a później w hotelu, kiedy w maju byłem Warszawie”. Czerczesow musi już się żegnać. Ma ręce pełne roboty. Chwilę przed naszym spotkaniem wizytował Nowogorsk, treningową bazę Dynama Moskwa, gdzie za rok będzie stacjonować rosyjska kadra. Ale na koniec znów szeroko się uśmiecha i rzuca spojrzenie nieznoszące sprzeciwu: - Widzimy się za rok, ok? Tylko w tym samym składzie!

Kiedy niedługo później wchodzimy do apartamentu Rybusa, widok nocnych Łużnik robi jeszcze większe wrażenie. Teraz nie promienie słońca, a żółte lampy rozświetlają kopułę mieszczącego 81 tysięcy kibiców obiektu. Trudno wyobrazić sobie lepszy widok dla piłkarza, który z reprezentacją Polski lada dzień powalczy o awans na mistrzostwa. Do inauguracyjnego meczu, który zostanie rozegrany 14 czerwca, pozostało mniej, niż jedenaście miesięcy. Rybus: „To musi być najlepsze jedenaście miesięcy w moim życiu. Byłem na Euro 2012, więc choć uciekły mi kolejne mistrzostwa we Francji, to znam już ich smak. Na mundialu jeszcze nie byłem. Dlatego nie mogę zmarnować szansy. Zresztą słyszałeś, co powiedział Stasiek? Za rok w tym samym składzie. A jego lepiej nie zawodzić”.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.