Mundial 2014. Włosi chcą goli. Tylko od kogo?

Nawet temat przyszłości Cesare Prandellego nie jest poruszany równie często jak to, kto powinien być napastnikiem reprezentacji Włoch na mundialu w Brazylii. W eliminacjach selekcjoner sprawdził dziesięciu, ostatnio debiutował Ciro Immobile z Torino, a czytelnicy ?Corriere della Sera? uważają, że po prawie 1700 dniach należy znów powołać... Lukę Toniego.

A miało być tak pięknie. Dla Prandellego sprawa jest jasna, a w ataku grać powinien Balotelli z Giuseppe Rossim, który po prawie dwóch latach zmarnowanych na leczeniu swojego prawego kolana strzelił 14 goli w 18 spotkaniach. Tylko przeklęty staw znów odezwał się w styczniu. - Najważniejsze, żeby skupił się na powrocie do zdrowia - uspokoił kibiców i samego piłkarza Prandelli - Ja będę na niego czekał choćby do ostatniej sekundy.

Jest jeszcze trzeci do gry - Pablo Osvaldo, który po świetnym poprzednim sezonie w barwach Romy postanowił szukać szczęścia w Anglii, ale skończyło się tylko na szukaniu guza w starciach z kolegami na treningach Southampton. Bez żalu i jedynie ze wspomnieniem pięknego gola strzelonego Manchesterowi City został oddany do Juventusu, gdzie trafił na świetnie dysponowanego Carlosa Teveza oraz Fernando Llorente. I w Serie A ledwie cztery razy wszedł na zmianę, w oczach Antonio Conte pozostając opcją na mniej istotne mecze w Lidze Europy.

To także z tego powodu przeciwko Hiszpanii Prandelli miał ostatnią szansę na sprawdzenie młodych talentów - dla Ciro Immobile był to debiutancki występ, a Mattia Destro zagrał po raz pierwszy od prawie półtora roku. Dwadzieścia cztery minuty dla każdego z nich przeciwko drużynie najlepiej utrzymującej się przy piłce nie mogło dać jakichkolwiek konkretnych odpowiedzi. Następną i ostatnią taką szansą będzie majowy sparing z Irlandią, bo kolejny test-mecz z Luksemburgiem będzie już po wysłaniu oficjalnej listy z 23-osobowym składem.

Pytanie o napastników, których wybierze Prandelli jest nie tylko sprawą personaliów, ale równie istotną kwestią taktyki. Selekcjoner preferowałby grę trójką stoperów (z już przywróconym do składu De Rossim) lub diamentem w środku pola - w każdym wypadku korzystając z dwóch napastników. Jednak przy braku Rossiego oraz niezdecydowaniu w wyborze jego zastępcy (wspomniana dziesiątka sprawdzonych w eliminacjach) zostaje... z dwójką bardzo podobnych piłkarzy.

Osvaldo i Balotelli to dwóch rosłych i twardo walczących napastników, którzy potrafią kompletnie zaskoczyć obronę przeciwnika, ale... jeśli już, to lepiej radzą sobie w pojedynkę. Do współpracy potrzebują kogoś bardziej uniwersalnego, absorbującego uwagę rywala swoimi rajdami oraz potrafiącego kreować i również wykańczać akcje. Immobile oraz obecny w kadrze Alberto Gilardino także najlepiej czują się w szesnastce, szukając miejsca do strzału z dośrodkowania kolegi.

Jednak po ostatnich sparingach Włochów nie da się uciec od wrażenia, że gra z jednym napastnikiem (przeciwko Hiszpanii i Armenii) nie jest tak płynna, jak w meczach z Niemcami czy Nigerią, gdy wyjściowym ustawieniem było 4-1-2-1-2. Same wyniki również nie nastrajają optymistycznie, bo z pięciu meczów kadra Prandellego nie wygrała żadnego, remisując cztery i przegrywając z Hiszpanią. W Madrycie Włosi oddali tylko dwa celne strzały, a Osvaldo był jednym z najsłabszych piłkarzy na boisku.

W kontekście Mundialu dobrą wiadomością jest ta, że Balotelli sprawdza się i strzela głównie w spotkaniach o stawkę, a nie sparingach. Prandelli twierdzi, że z napastnikiem Milanu często rozumie się bez słów, ale odpowiedzi na pytanie, czy "Super Mario" znalazł "wewnętrzną równowagę" (o którą wielokrotnie apelował selekcjoner) wciąż nie ma. Będzie to raczej ta sama współpraca z "wiecznym dzieciakiem", w której wszyscy na niego liczą, wszyscy go chwalą, a Balotelli pozostaje sobą.

Rotowanie ustawieniami jest przydatne, zwłaszcza w kontekście gry turniejowej i dynamicznie zmieniającej się sytuacji w meczach. Płynność w rozumieniu i dostosowywaniu się do taktyk wybieranych przez selekcjonera zawsze była atutem Włochów, lecz koniec końców liczy się skuteczność pod bramką rywala. Kiedyś włoski dziennikarz sportowy Gianni Brera stwierdził, że "idealny mecz skończyłby się bezbramkowym remisem". Teraz, wielkimi testami w poprzedzających Mundial dwóch latach oraz wspomnianą debatą, nawet "Squadra Azzurra" zdaje się przeczyć tezie, że we współczesnym futbolu gole są przereklamowane.

Tekst powstał w ramach projektu "Continental - Droga na Mundial", w którym prezentujemy finalistów mistrzostw świata 2014. Trwa Tydzień Włoski.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.