Trener Romuald Szukiełowicz zapowiada: Zawodnicy mojego Śląska na boisku będą się bili!

Wierzę, że piłkarze Śląska nie padną przed nikim na kolana, że na boisku będą bili się i walczyli przez pełne 90 minut - mówi trener Romuald Szukiełowicz

Przemysław Mamczak: Jak podsumuje pan okres przygotowawczy Śląska?

Romuald Szukiełowicz: Jestem zadowolony z pracy zawodników na obu obozach, w Zakopanem i w Trzebnicy. Najważniejsze, że wszyscy są zdrowi i gotowi do gry. A to duży plus, bo z urazami w przerwie zimowej różnie bywa. Żeby zrobić to, co się zakłada, trzeba mieć ku temu warunki. My mieliśmy je doskonałe. Trenowaliśmy w Polsce, ale przecież rozgrywki rozpoczynają się w lutym, więc aura będzie taka sama, jaką mieliśmy przez cały okres przygotowawczy. Nie byliśmy na południu, gdzie było 20 stopni Celsjusza. Mnie nie interesuje opalanie.

Zadowolony jest pan z transferów?

- Interesowali nas zawodnicy "po przejściach". Tacy, którzy będą chcieli się odbudować i po raz kolejny zaistnieć w Śląsku. Chcieliśmy podpisać z nimi kontrakty na minimum dwa i pół roku i unikaliśmy menedżerów, którzy znaleźli sobie nasz klub, by ich podopieczny się w nim odbudował, a po chwili uciekał do zagranicznych zespołów. Nie ściągnęliśmy zawodników wygranych, tylko takich, którzy będą chcieli wygrywać dla Śląska. Nikt do Wrocławia nie przyszedł za karę [trener wypowiadał się jeszcze przed przyjściem do Śląska Roberta Picha - przyp. red.].

W ostatnim meczu sparingowym z Chrobrym Głogów dobre wrażenie sprawiał nowy gracz, Węgier András Gosztonyi.

- To zawodnik, który umie grać w piłkę. Zarówno na boku, jak i w środku pola radzi sobie bardzo dobrze. To nie jest piłkarski egoista, potrafi dograć. Jeśli dopisze mu zdrowie, będzie grał.

Czy będzie miał komu dogrywać? Śląsk chce jeszcze sprowadzić napastnika.

- Cały czas szukamy napastnika. Kamil Biliński wygląda znacznie lepiej niż wtedy, kiedy przychodziłem do klubu. Zarówno pod względem szybkościowym, motorycznym, jak i wolicjonalnym. Brakuje mu tylko skuteczności. Niemniej jednak Biliński z jesieni a Biliński teraz to dwaj zupełnie inni piłkarze. Jestem pewien, że będziemy z niego wiosną zadowoleni.

Szukacie jednak na rynku transferowym alternatywy dla Bilińskiego?

- Tak, bo chciałbym mieć w zespole dużego, silnego środkowego napastnika. Jeżeli chcemy grać do boku i dorzucać piłkę w pole karne, musimy mieć tam kogoś wysokiego, kogoś, kto skończy akcję strzałem głową.

Czy Ukrainiec Ihor Tyszczenko zostanie we Wrocławiu?

- Rozmowy trwają, prezes dogrywa ostatnie szczegóły, bo pojawiły się drobne niedomówienia. Mam nadzieję, że Ihor będzie naszym zawodnikiem, bo to dobry obrońca, który może grać przynajmniej na dwóch pozycjach.

A jak Japończyk Ryota Marioka dogaduje się z piłkarzami?

- Jego angielski pozwala nam na komunikację przy przekazywaniu mu najważniejszych informacji. Ryota przeżywa jednak jeszcze szok adaptacyjny. To człowiek, który żył w absolutnie innej kulturze, miał inny sposób na życie, inną psychikę. Nigdy nie wyjeżdżał z Japonii i musi upłynąć trochę czasu, zanim Marioka zaaklimatyzuje się we Wrocławiu. Przyjazd żony powinien dodatkowo mu pomóc.

Piłkarze Śląska przeszli przemianę mentalną? Drużyna zacznie wreszcie częściej wygrywać niż jesienią?

- Kiedy często przegrywasz, ciężko mówić o jakiejkolwiek mentalności. Wierzę w to, że mój zespół, piłkarze nie padną przed nikim na kolana, że na boisku będą się bili i walczyli przez pełne 90 minut.

W sparingowych meczach uwagi o tym biciu i walce najmocniej do serca wzięli sobie chyba młodzi gracze? Łukasz Wiech przestawiał dużo bardziej doświadczonych rywali, czasem niczym zapaśnik.

- Łukasz to kawał obrońcy. Nie wiem, czy wiosną zaliczy parę minut, czy parę meczów, ale to obiecujący chłopak. Ma predyspozycje, by po wejściu do składu i na swoją pozycję nie wpuścić nikogo przez wiele lat. Ma jeszcze pewne niedociągnięcia techniczne i taktyczne, ale ma dopiero 18 lat. Mało kto w takim wieku debiutuje na tej pozycji w ekstraklasie.

Na jakim etapie powrotu do pełnej sprawności jest nadzieja wrocławskich kibiców Michał Bartkowiak? 19-latek przeszedł niedawno zabieg usunięcia metalowego elementu z nogi.

- Potrzebny jest czas, by rana się wygoiła. Powstał krwiak. Decyzja o usunięciu tej blachy była słuszna, szkoda jednak, że nie podjęliśmy jej w grudniu. Trochę późno zdecydowaliśmy się na jego zabieg, bo byłoby jeszcze lepiej. Uważam, że Michał w połowie lutego wróci do normalnych treningów. Do pewnego momentu przygotowań normalnie pracował z nami, więc na pewno nie straci tej rundy. A na początku marca powinien być gotowy do gry.

Ilu nowych zawodników znajdzie się w wyjściowym składzie na Wisłę?

- Wszyscy. Przecież po to przyszli ( śmiech ).

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.