Będą hity w ostatnim dniu okienka? Okoński: To dla desperatów i hazardzistów

Bale czy Neymar tej zimy klubów już nie zmienią. Większego wydarzenia niż przejście Juana Maty z Chelsea do MU nie będzie. Częściej niż kupować będzie się wypożyczać. Dlaczego? Bo styczniowe okienko transferowe jest głównie dla desperatów i hazardzistów - pisze Michał Okoński, dziennikarz "Tygodnika Powszechnego" i autor bloga "Futbol jest okrutny". Na Sport.pl już w piątek wieczorem będziecie mogli śledzić na żywo relacje z ostatniego dnia okienka transferowego.

Oczywiście medialnego szaleństwa nie unikniemy i tym razem. Internetowe relacje na żywo (także w naszym portalu), reporterzy przed bramami ośrodków treningowych i nieśmiertelne żarty z prowadzącego obecnie Queens Park Rangers jednego z najaktywniejszych graczy na rynku transferowym Harry'ego Redknappa, który udzielał będzie niezliczonych wywiadów telewizyjnych przez okno swojego samochodu. Kiedy przyjdzie jednak czas podsumowań, okaże się, że tegoroczne zimowe okienko transferowe będzie jednym ze spokojniejszych.

Lepiej wcześniej, lepiej taniej

Po pierwsze, dobrze poukładane i zarządzane kluby zwykle w zimie nie kupują. Ich transfery są owocem strategii, która nie rodzi się z dnia na dzień. Planowano je z wyprzedzeniem, a finalizowano wczesnym latem, żeby okres adaptacji i wspólnych treningów przybysza z nowymi kolegami był jak najdłuższy. Reszta jest zmyśleniem: albo portali, walczących o klikalność powtarzaniem każdej transferowej plotki, albo agentów piłkarzy, próbujących za pośrednictwem mediów podbić zainteresowanie swoimi podopiecznymi. Wszystko, co przeczytaliście na temat transferów w ciągu ostatnich czterech tygodni, i wszystko, co przeczytacie w ciągu najbliższych godzin, powinniście podzielić przez cztery.

Po drugie, zimowym przeprowadzkom niechętni są sami piłkarze - albo ich rodziny, co zwykle na jedno wychodzi. Często mówimy tu o ludziach mających dzieci, chodzące gdzieś do szkoły lub przedszkola. One też muszą się adaptować i wolą nie robić tego w połowie roku. Poza tym: rozgrywki ligowe już trwają lub zaraz zostaną wznowione, nie bardzo jest czas na szukanie nowego domu, wybieranie nowych mebli czy dopasowywanie zasłon, a życie w hotelu do przyjemnych nie należy. Niby banały, ale jak dowiadujemy się choćby z książek "Soccernomics" czy "I Am The Secret Footballer", mające realny wpływ na decyzje żywych ludzi - nie postaci wykreowanych przez komputerowego "Football Managera".

Po trzecie, na największe kluby Europy działają mitygująco obawy przed Finansowym Fair Play. Oczywiście sposobów na obchodzenie przepisów UEFA jest co niemiara (z ostatnich wyników finansowych Manchesteru City wynika, że straty, jakie przynosi klub, który od czasu przejęcia przez szejków w 2008 roku wydał na transfery ponad 700 milionów funtów, zmniejszono m.in. dzięki sprzedaży "własności intelektualnej" o wartości prawie 50 milionów, z czego blisko połowę zapłaciły klubowi spółki zależne), ale mimo wszystko nikt nie ma pewności, jak ścisłe będą kontrole w przyszłym sezonie. Ujawnione dopiero co nieprawidłowości przy transferze Neymara zaszkodziły w tym sensie nie tylko prezesowi Barcelony - naiwnością byłoby myśleć, że podobne przekręty nie zdarzają się gdzie indziej. Inna sprawa, że kwoty, którymi operujemy, rozmawiając o transferach, są często wirtualne: podzielone na raty i opatrzone tyloma klauzulami, że bywają kluby spłacające należności za zawodników, którzy... zdążyli już przestać grać w piłkę. A żeby ograniczyć koszty, lepiej piłkarzy wypożyczać zamiast kupować - jak opłacalna jest to instytucja nie tylko dla klubów poszukujących wzmocnień, ale także tych, które chcą przewietrzyć szatnie, umożliwiając zarazem niemieszczącym się w składzie piłkarzom grę o prawdziwą stawkę, pokazuje przykład Chelsea, której zawodnicy podbijają właśnie ligę holenderską

Okoliczności nieprzewidziane

Istnieją oczywiście odstępstwa od tych reguł. Wszystkiego przewidzieć się nie da - przede wszystkim kontuzji, które przedwcześnie zakończyły sezon takich gwiazd jak Falcao w Monaco, Walcott w Arsenalu czy Błaszczykowski w Borussii. Bywa i tak, że jakiemuś klubowi dramatycznie nie idzie i prezesi podejmują decyzje o zakupach, licząc na to, że kilka nieplanowanych wcześniej transferów i tak okaże się tańsze niż koszta spadku z ligi - tak było w ubiegłym roku, gdy broniący się przed spadkiem z Premier League Queens Park Rangers wydawał w ostatniej chwili ponad 20 milionów funtów na Loica Remy'ego i Christophera Sambę (degradacji nie udało się uniknąć, a Remy i Samba, rzecz jasna, odeszli). Bywa, że klub przechodzi finansowy kryzys i wyprzedaje piłkarzy, żeby zmniejszyć straty (przykład z ostatniego roku: Anżi Machaczkała). Bywa wreszcie, że w jakimś klubie zmienia się trener, i ten nowy z dnia na dzień oczekuje też zmiany personelu: ktoś nagle przestaje pasować do jego koncepcji albo chciałby sprowadzić ulubieńców z poprzedniego klubu - jak Ole Gunnar Solskjaer swoich dawnych podopiecznych z Molde do Cardiff. Przejście Maty z Chelsea do MU można również opisywać w tych kategoriach: Hiszpan nie pasował do koncepcji Jose Mourinho, a David Moyes po fatalnym początku pracy na Old Trafford i przespanym letnim okienku miał nóż na gardle.

Są prezesi-hazardziści, szukający okazji, jakby znajdowali się na wyprzedaży w galerii handlowej, czekający do ostatniej chwili, żeby sprzedawcy jeszcze bardziej spuścili z ceny, i w związku z tym często niezdążający na czas - jak Daniel Levy z Tottenhamu, którego lista transferowych majstersztyków jest równie długa, co lista klęsk (najświeższym przykładem traktowania przezeń zawodników jak żywego towaru jest sprowadzony przed rokiem z Schalke Lewis Holtby: kariery w Premier League nie zrobił, ale w końcu kosztował zaledwie półtora miliona funtów, a jeśli uda się go sprzedać, to zapewne z kilkukrotnym zyskiem). No i są właściciele klubów, którzy po prostu lubią spełnić swoje zachcianki - jak Roman Abramowicz, który przed trzema laty właśnie zimą wydał 50 milionów funtów na Fernando Torresa, trochę na siłę uszczęśliwiając tym piłkarzem Carlo Ancelottiego.

Okienko jako źródło cierpień

Że przy okazji Newcastle zdołało wziąć 35 milionów funtów za sprowadzanego do Liverpoolu na miejsce Torresa Andy'ego Carrolla - na zawsze pozostanie już jednym z symboli zimowego szaleństwa. Podobnie jak wspomniany Redknapp w oknie samochodu albo dobijający się do bram stadionu Queens Park Rangers napastnik West Bromwich Peter Odemwingie, który znalazł się tam bez zgody dotychczasowego pracodawcy, czy wreszcie gwałtowny atak śnieżycy, który opóźnił sfinalizowanie transferu Andrieja Arszawina z Zenitu do Arsenalu blisko o dobę.

Dla tych, którzy traktują futbol serio, ten styczniowy czas jest nieustającym źródłem cierpień. Wprowadzone po to, by rynek ustabilizować, okienka transferowe tak naprawdę destabilizują pracę z piłkarzami: jedni oczekują na TEN telefon od agenta albo strajkują, żeby wymusić korzystną dla siebie decyzję klubu, innych paraliżuje perspektywa niespodziewanej utraty miejsca w pierwszym składzie albo tego, że klub postanowi się ich pozbyć na dobre. Wielu czołowych trenerów Europy od kilku lat apeluje o kolejne skrócenie okresu handlowania piłkarzami - żeby w końcu móc spokojnie z nimi pracować.

Zmartwienia trenerów nie są, rzecz jasna, zmartwieniami kibiców. Ci z pewnością przez cały piątek nudzić się nie będą - nawet jeśli ktoś taki jak ja napisałby jeszcze tysiąc słów o tym, że dymu na rynku transferowym zawsze jest dużo więcej niż ognia.

W piątek wieczorem specjalna relacja na żywo Sport.pl

W piątek wieczorem w Sport.pl przeprowadzimy specjalną relację na żywo z ostatnich godzin okienka. Rozwój sytuacji na bieżąco na Twitterze komentować będą Michał Okoński, Rafał Stec, Piotr Stokłosiński, Michał Szadkowski i Michał Zachodny.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.