Dziś czymś naturalnym jest dla wszystkich to, że po wygaśnięciu kontraktu piłkarz może odejść, gdzie chce, a jego nowy klub nie musi płacić za niego nawet 1 euro. W styczniu wystarczy jeden podpis, by Robert Lewandowski za darmo stał się piłkarzem Bayernu Monachium czy jakiegokolwiek innego klubu. Kiedyś podobny transfer nie byłby jednak taki oczywisty - jego nowy pracodawca nadal musiałby zapłacić kwotę odstępnego.
Jean-Marc Bosman był w latach 90. przeciętnym pomocnikiem, chcącym odejść z RFC Liege po wygaśnięciu umowy. Dunkerque widziało go w swoich szeregach, lecz nie mogło porozumieć się z jego dotychczasowym klubem w sprawie kwoty transferowej. Po zerwaniu rozmów pensja Bosmana została okrojona aż o 75%. Wtedy Belg zdecydował się na szaleńczy z pozoru krok - pozwał swój klub, belgijski związek piłki nożnej oraz UEFA za niedozwolone ograniczenie handlowe. W składzie zespołu prawników znalazł się m.in. Jean-Louis Dupont. Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej przyznał im rację w 1995 roku. Od tej pory kluby nie mogły dłużej żądać pieniędzy za piłkarzy po skończeniu umowy - dziś znamy tę zasadę pod nazwą "prawo Bosmana".
Równocześnie UEFA nie mogła dłużej nakładać limitów liczebności zagranicznych zawodników pochodzących z krajów należących do Unii Europejskiej. Z tego powodu zasada "6+5" (na początku spotkania w barwach klubu musi występować co najmniej 6 piłkarzy mogących grać w reprezentacji tego kraju) proponowana przez FIFA kilka lat temu nie mogła zostać wprowadzona w krajach UE, co doprowadziło do porzucenia tego pomysłu. Futbol na Starym Kontynencie zmienił się nieodwracalnie. Tamta sprawa sądowa to jeden z powodów, dla których płace zaczęły drastycznie rosnąć.
Dzisiejszym "Bosmanem" jest Daniel Striani, belgijski agent piłkarski. Wybór Duponta na prawnika nie był ani trochę przypadkowy - ma doświadczenie w walce z federacjami (oprócz sprawy Bosmana w 2004 roku wygrał sprawę z FIFA dotyczącą odszkodowania za kontuzję piłkarza podczas zgrupowania reprezentacji), dodatkowo dzięki swej sławie pracował dla takich klubów jak AC Milan, Real Madryt czy Liverpool oraz dla Davida Beckhama, Jose Mourinho czy Zinedine'a Zidane'a. W sprawach dopingowych bronił tenisistę Xaviera Malisse'a czy kolarza Alberto Contadora.
Finansowe Fair Play to reforma, której celem (w największym uproszczeniu) jest doprowadzenie do stanu, by kluby nie wydawały więcej pieniędzy, niż zarabiają. Skarga na FFP złożona do Komisji Europejskiej wskazuje na kilka niekorzystnych implikacji reformy. - Właściciel klubu nie może zainwestować funduszy, nawet jeśli pozwoli to na rozwój klubu - tłumaczy Dupont. - Zasady FFP ograniczą wpływy zarówno piłkarzy, jak i agentów (takich jak Striani), zmniejszą liczbę przeprowadzanych transferów oraz zapewniają, że największe europejskie kluby będą dalej dominować - zwłaszcza ten ostatni zarzut najczęściej przewija się wobec FFP. Wielkie kluby pozostaną wielkimi, podczas gdy reszta nie będzie miała szansy ich dogonić.
UEFA uważa jednak, że to najlepszy sposób na uzdrowienie finansów w całej europejskiej piłce. Zdaniem Duponta reforma ma ograniczać jednak zasadę konkurencji, kluczową w całej Unii Europejskiej, fundamentalnej dla jej istnienia. To pogwałcenie podstawowych wolności w UE - do przepływu kapitału (za zgodą właścicieli klubów), swobodnego przepływu pracowników oraz usług (piłkarze oraz ich agenci).
W czwartek odbyły się pierwsze przesłuchania w tej sprawie przed Komisją Europejską. Sprawa od teraz nabierze rozpędu, lecz ostatecznego wyroku nie należy spodziewać się zbyt szybko - werdykt KE powinien nastąpić w 2014 roku, lecz później sprawa może stanąć przed Trybunałem Sprawiedliwości, gdzie może być rozpatrywana nawet kilka lat. A FFP będzie działało w pełni od sezonu 2014-15, co oznacza, że UEFA będzie podejmować decyzje licencyjne na podstawie przepisów, które mogą okazać się później nielegalne.
UEFA jest jednak pewna swego. - Komisja Europejska, Parlament Europejski, kluby, ligi oraz piłkarze w pełni popierają FFP i w wielu okazjach pozytywnie wypowiadała się o inicjatywie UEFA - twierdzi europejska federacja. - Nie martwimy się pozwem. Po pierwsze, pracują dla nas najlepsi prawnicy. Poza tym FFP nie zostało narzucone, tylko uzgodnione z klubami, związkami i Komisją Europejską - potwierdził w maju sekretarz generalny UEFA, Gianni Infantino. Prezydent Michel Platini podejrzewa wręcz, że Dupont jest "znudzony". UEFA po raz kolejny nie docenia swego rywala, choć ostatni pojedynek był dla niej zwycięski. Belgijski prawnik poległ z kretesem w sprawie FC Sionu, który został wykluczony z rozgrywek Ligi Europy za występy nieuprawnionych zawodników.
Dupont wraz ze Strianim zgadzają się, że trzeba coś zrobić z finansami, lecz sugerują inne, mniej szkodliwe rozwiązanie. Jest nim "podatek od luksusu", znany chociażby z Major League Baseball. W MLB zespoły muszą płacić podatek od kwoty pieniężnej wydanej powyżej pewnego, wcześniej ustalonego progu, na rzecz pozostałych klubów. Z jednej strony zniechęca to do nadmiernego szaleństwa na rynku transferowym, z drugiej tego nie wyklucza. - W ten sposób nie powstrzymujemy pieniędzy od wejścia na rynek, tylko wykorzystuje się je lepiej. To oczywiste, że istnieją rozsądniejsze alternatywy dla FFP - twierdzi Dupont. UEFA rozpatrywała takie rozwiązanie, lecz ostatecznie zdecydowano się na finansowe Fair Play. Reforma swój podstawowy cel spełnia, w ostatnim roku długi klubów zmalały aż o 500 mln euro, lecz nikt nie jest w stanie przewidzieć długofalowych skutków.
Ewentualna przegrana UEFA odcisnęłaby olbrzymie piętno na całej piłce nożnej. Kluby europejskie od lat przygotowywały się do tej reformy, ustalając wobec niej całą politykę zespołu, tak jak Arsenal czy AC Milan, który ponad rok temu sprzedał swoje największe gwiazdy, Zlatana Ibrahimovicia i Thiago Silvę, by spełnić wszystkie wymogi FFP. A dla Michela Platiniego mógłby to być cios niszczący jego karierę jako działacza. Wszystko w rękach Jeana-Louisa Duponta, który po raz kolejny może wywrócić futbolowy świat, jaki znamy, do góry nogami.