Współwłaściciel West Hamu odsłania kulisy okienka transferowego: groźby, milionowe żądania chciwych agentów i zastraszanie

David Sullivan, dziennikarz angielskiego Daily Mail i jeden ze współwłaścicieli West Hamu, zdradza kulisy zamkniętego w czwartek zimowego okna transferowego. Mówi o "czarnej magii" używanej przez piłkarzy i ich agentów, groźbach pod adresem swoim i jednego z piłkarzy klubu, obnaża kulturę chciwości agentów i zawodników i domaga się interwencji od angielskiej federacji piłkarskiej.

- W tym okienku transferowym grożono mi i jednemu z moich piłkarzy przemocą, ponieważ pewien agent sądził, że został przez nas pozbawiony szans na intratny transfer - rozpoczyna swoje wyznania na łamach Daily Mail David Sullivan, a potem jest jeszcze bardziej sensacyjnie.

Agentów piłkarskich określa on jako "padlinożerców", którzy żądają dla siebie nawet miliona funtów prowizji za dopięcie transferu. Oskarża ich też o to, że nie mają żadnej etyki zawodowej, że działają na wzajemną szkodę, wcinając się w kontrakty innych agentów i mając na uwadze przede wszystkim interesy własne, a nie piłkarzy bądź klubów. I że to właśnie kluby tracą najwięcej na ich nieuregulowanej, drapieżnej działalności.

- To było naprawdę nieprzyjemne i cieszę się, że to już koniec. Teraz możemy zająć się piłką nożną - pisze Sullivan - Ci ludzie [agenci - przyp. Sport.pl] są jak gang, jak mafia i naprawdę wyobrażam sobie, że w przyszłości może dojść do aktów przemocy, o ile FA [angielska federacja piłkarska] nie podejmie jakichś kroków prawnych w tej kwestii.

Zdaniem Sullivana problem leży w tym, że agentów jest za dużo, a transferów za mało. Agenci zaś wciąż chcą więcej pieniędzy. Kiedyś satysfakcjonowało ich 50 tysięcy za udział w transferze, teraz żądają pół miliona, a nawet miliona funtów. Zdaniem Sullivana federacja piłkarska powinna ustalić maksymalne kwoty, jakie agenci mogą otrzymać w ramach prowizji.

- Słyszałem o agencie, który reprezentował piłkarza przez JEDEN DZIEŃ i żądał półtora miliona funtów za swój udział w wynegocjowaniu nowego kontraktu - pisze Sullivan - to prawdziwe szaleństwo, a okienka transferowe prowokują agentów do używania ich "czarnej magii".

- Są agenci, którym się wydaje, że reprezentują piłkarza i agenci, którzy słysząc o możliwości nowego kontraktu, wcinają się w negocjacje. Jako współwłaścicielowi West Hamu zdarzało mi się rozmawiać z trzema, czterema agentami reprezentującymi tego samego piłkarza! - zwierza się publicysta i działacz piłkarski.

Sullivan zauważa, że jest oczywiście kilku agentów, którzy są bardzo dobrzy w tym, co robią (a więc są milionerami), ale jest też wielu takich, którzy pragną wymusić swój udział w "wielkiej grze", nie bacząc na żadną etykę zawodową. Podaje też przykłady "chlubnych wyjątków".

- Doceniam to, co Jeremy Peace zrobił dla West Bromu. Jego klient Peter Odemwingie próbował wymusić transfer do QPR, ale pan Peace się nie ugiął, nie dał się zastraszyć i pozostał lojalny wobec klubu. Jak na swoje warunki West Bromwich ma naprawdę dobrą drużynę i zawsze ich za to szanowałem. Teraz mój szacunek jeszcze wzrósł.

Zdaniem Sullivana piłkarze zachowują się jak terroryści albo porywacze, przed którymi nie można się uginać, bowiem po otrzymaniu okupu będą chcieli jeszcze więcej i więcej.

Dla współwłaściciela West Hamu okienko transferowe to stres i nieprzespane noce. Mimo że londyńskiemu klubowi udało się zakontraktować czterech piłkarzy (Joe Cole'a, Marouane Chamakha, Emanuela Pogatetza i Wellingtona Paulistę) to wciąż brakuje im lewego obrońcy, którego tak bardzo potrzebują. Sullivan wini za to chciwość agentów, która napędza chciwość piłkarzy.

- Na każdego piłkarza, którego udało nam się pozyskać, przypada 30 nieudanych prób transferowych - żali się Sullivan, opisując m.in. przypadek Stephena Warnocka, który w ostatniej chwili się rozmyślił i zamiast West Hamu wybrał grające w Championship Leeds United, mimo że West Ham zrezygnował już wtedy z negocjacji z innymi zawodnikami.

Sullivan przypomina też tym kibicom którzy oczekiwali od klubu większych wydatków w tym okienku transferowym, że West Ham ma 100 mln funtów długu, a on i David Gold (współwłaściciel West Hamu) sponsorują klub z własnych oszczędności.

Sullivan ocenia także ruchy właścicieli QPR, którzy uzbroili się w tym okienku na potęgę, jako ogromnie ryzykowne: płacą oni piłkarzom pensje, na które stać tylko kluby z wielkiej czwórki, a jednocześnie mają tylko jednego piłkarza, którego mogliby sprzedać za naprawdę duże pieniądze - 33-letniego bramkarza Julio Cesara. W ten sposób właściciele QPR sami postawili się pod ścianą: płacą piłkarzom takie gaże, że tylko cztery najbogatsze kluby mogłyby ich odkupić, a więc piłkarze ci są właściwie już nie do sprzedania.

Zdaniem Sullivana federacja piłkarska powinna pomyśleć nad zmianami prawnymi, które ograniczyłyby drapieżną grę agentów piłkarskich w okienkach transferowych i chciwość piłkarzy.

Copyright © Agora SA