Euro 2012. Ukraina bez czerwonej kartki

W maju UEFA pokazała Ukrainie żółtą kartkę, uznając, że - wyjąwszy Kijów - miasta wytypowane przez nią do organizacji Euro 2012 nie spełniają wymogów. Jutro na Maderze szef UEFA Michel Platini ogłosi ostatecznie, ile ukraińskich ośrodków gościć będzie turniej

- Czerwonej kartki dla Ukrainy nie będzie - mówi nam Adam Olkowicz, wiceprezes PZPN i dyrektor Euro 2012 w Polsce. On i prezes PZPN Grzegorz Lato na Maderze są już od wczoraj. - Przybyliśmy tu z nadzieją, że starania Ukrainy zostaną nagrodzone - dodaje Olkowicz.

Platini już w maju zapowiedział, że jeśli Ukraina nie poradzi sobie z kryzysem ekonomicznym i nie zdoła zapewnić odpowiedniego rozwoju infrastruktury we Lwowie, Charkowie i Doniecku, to poza Kijowem turniej zorganizuje jeszcze tylko jedno z wymienionych miast. Szef UEFA dodał, że na ewentualnym niepowodzeniu Ukrainy Polska nie skorzysta - w grę wchodzą jedynie opcje 2+4 i 4+4 (dwa ukraińskie i cztery polskie miasta lub po cztery miasta obu krajów). PL.2012, spółka nadzorująca polskie przygotowania do mistrzostw, już kilka miesięcy temu rozwiązała swoje struktury w Krakowie i Chorzowie, miastach, które przegrały wyścig o Euro z Warszawą, Wrocławiem, Gdańskiem i Poznaniem. - To co się stanie, gdy UEFA powie, żebyśmy zrobili turniej np. w pięciu miastach? - zapytaliśmy jednego z urzędników ministerstwa sportu. - Nie wiem. Plany zakładają tylko cztery miasta - odpowiedział.

Rozmowa z Adamem Olkowiczem:

13 maja UEFA pokazała Ukrainie żółtą kartkę. Jutro pokaże czerwoną?

- Jestem przekonany, że nie, bo te kilka miesięcy Ukraina naprawdę starała się wykorzystać jak najlepiej. Potwierdzają to eksperci i przedstawiciele władz UEFA, którzy wizytowali ten kraj.

Jednak ukraińskie media cały czas donoszą o problemach poszczególnych miast.

- Oczywiście UEFA doskonale wie, że kryzys, który dotknął prawie wszystkich światowych gospodarek, mocno, a nawet bardzo mocno odbił się na Ukrainie. Ale mimo wszystko Ukraińcy zbudowali już dwa praktycznie nowe stadiony w Doniecku i Charkowie. Ten drugi uchodzi nawet za najbardziej nowoczesny w Europie.

W Doniecku jest stadion, ale poza nim brakuje wszystkiego.

- Zgoda, wizytówką Doniecka jest dziś stadion. Ale już trwają prace nad rozbudową lotniska, a w samym mieście i na terenie województwa, w bliskiej odległości od Doniecka, znaleziono wymaganą ilość pokoi o standardzie cztero- i pięciogwiazdkowym dla potrzeb tzw. rodziny UEFA.

Ważni goście zaproszeni przez UEFA mają zapewniony luksus, ale co ze zwykłymi kibicami?

- Nieźle. Od 13 maja, kiedy UEFA stwierdziła, że nie jest zadowolona z postępu prac na Ukrainie, na terenie wszystkich miast starających się o goszczenie mistrzostw trwa budowa bazy hotelowej, modernizacja dróg i transportu naziemnego.

Jest pan przekonany, że jutro Michel Platini ogłosi, że Euro 2012, tak jak planowano, odbędzie się w czterech miastach polskich i czterech ukraińskich?

- Swoista sprawiedliwość wymaga, żeby tak było. Sześć lat temu Ukraina zwróciła się do nas z propozycją, żebyśmy razem walczyli o Euro. Gdy już je wywalczyliśmy, Ukraińcy, tak jak my, robili wszystko, by dobrze przygotować się do mistrzostw.

Jeśli UEFA uzna, że Ukraina zrobiła za mało, i postanowi rozegrać turniej w czterech miastach polskich i tylko dwóch ukraińskich, wtedy u nas odbędzie się więcej meczów?

- Nie róbmy dwóch kroków do przodu, zaczekajmy na decyzję UEFA. Jeśli będzie ona inna od tej, której się spodziewamy, to UEFA od razu określi, co się będzie działo. Ale jestem przekonany, że będziemy rozgrywali mistrzostwa w formacie 4+4.

A gdzie odbędzie się finał? Kijów podoła jego organizacji?

- Od początku umówiliśmy się, że skoro wspólna organizacja mistrzostw jest inicjatywą ukraińską, to mecz finałowy powinien odbyć się w Kijowie. Ale jeśli UEFA - podkreślam - UEFA, a nie my, uzna, że Kijów nie spełnia wymogów, to ona podejmie nową decyzję w sprawie finału. Jaką? Nie będziemy spekulować.

O sporcie także w "Metrze" ?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.