PZPN przeje co najmniej 15 mln zł

Zarząd PZPN nie tylko nie zwolnił Leo Beenhakkera z pracy, ale nawet zaprosił go na swoje następne obrady. A budżet, który związek w 30 proc. sam przejada, przeszedł zdecydowaną większością głosów.

Piechniczek: to nie czas i miejsce by zajmować się Beenhakkerem

Jeszcze zanim w kieleckim hotelu Tęczowy Młyn rozpoczęło się posiedzenie zarządu, wiceprezes PZPN Antoni Piechniczek uważany za jednego z głównych wrogów Beenhakkera uspokajał, że dymisji szkoleniowca nie będzie. - To nie czas ani miejsce, by podejmować decyzje w sprawie trenera reprezentacji Polski - mówił. Już podczas obrad o wstrzemięźliwość w sądach nad Holendrem zaapelował też prezes Grzegorz Lato. Zarząd szefów posłuchał. Ustalono, że trener reprezentacji zostanie zaproszony na następne posiedzenie (najprawdopodobniej pod koniec kwietnia) i wtedy wyjaśnione zostaną wszystkie wątpliwości.

Przez pierwsze dwie godziny działacze nie mieli zresztą nawet głów do zaprzątania ich sobie problemem Leo Beenhakkera. Cały ten czas poświęcili na sąd kapturowy nad jednym z własnego grona. Mowa oczywiście o reprezentującym we władzach PZPN Ekstraklasę SA Jacku Masiocie, który wczoraj udzielił "Gazecie" bulwersującego wywiadu. Zdemaskował w nim na przykład to, że 30 proc. budżetu związek przeznacza na swoje utrzymanie, koszty posiedzeń i narad członków zarządu są dwa razy wyższe od kosztów szkolenia trenerów, a na upominki PZPN wydaje więcej niż na rozgrywki centralne juniorów. - To nie jest model budżetu, który mógłby spowodować jakiekolwiek pozytywne zmiany w naszej piłce. Trudno dobrze oceniać działalność podmiotu, który na swoje utrzymanie przeznacza jedną trzecią przychodów. Nie mieści się to w jakichkolwiek cywilizowanych ramach - grzmiał Masiota. I zaapelował, by na wczorajszym posiedzeniu zmienić proporcje budżetowych wydatków.

Niestety, zarząd PZPN nie posłuchał własnego głosu. Masiota musiał przełknąć wiele gorzkich słów zaciekle atakujących go kilku działaczy, którzy nie mieli pretensji do siebie, że stworzyli fatalny projekt - ale do niego, że go ujawnił i miał czelność skrytykować. Po czym zdecydowaną większością budżet przyjęli. Na posiedzeniu było 14 z 17 członków zarządu. Tylko Masiota był przeciw, wstrzymał się Marcin Animucki, prezes Widzewa Łódź. Reszta była za.

Według nowego budżetu PZPN ma na ten rok 56 mln zł. Jest mniejszy od ubiegłorocznego o niemal 20 mln (graliśmy w finałach Euro), ale proporcje się nie zmieniły. Oznacza to, że w 2009 r. ponad 15 mln zł związek wyda na siebie - na administrację, narady, delegacje... Tak się pije na zjeździe PZPN (31.10.2008)...

Ponieważ nie wszystkie punkty programu udało się zrealizować, posiedzenie zarządu zostanie dokończone dziś. Początek o godz. 10. Przełożono m.in. opisaną w styczniu przez "Gazetę" sprawę ewentualnego wycofania przez związek z Sądu Najwyższego skargi kasacyjnej na orzeczenie Trybunału przy PKOl anulujące ubiegłoroczną degradację Widzewa za korupcję. Po obradach działacze w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku mają udać się na stadion w Kielcach dopingować drużynę Leo Beenhakkera w meczu z San Marino.

Eliminacje MŚ 2010: Polska wciąż ma duże szanse na awans- czytaj tutaj ?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.