Obok muru - Futbol przegrywa sam ze sobą

Ekstraklasa ma niewątpliwie kłopot - rzeczywistość otacza ją coraz bardziej. Z jednej strony w kompletnie nieatrakcyjne szaty stroją ją ostatnio siatkarze czy koszykarze. Ci pierwsi od lat byli ulubieńcami kibiców, którzy w sporcie szukają ujścia pozytywnych emocji i chcą się cieszyć sukcesami tych, za których ściskają kciuki. Mecz nie jest dla nich - jak dla wielu odwiedzających piłkarskie stadiony - pretekstem do ujścia najniższych instynktów.

Przy okazji rozgrywanych w Polsce mistrzostw Europy w koszykówce przekonujemy się, że także ta dyscyplina może dołączyć do gatunku wywołujących doping mieszczący się w kategoriach... pozapenalizacyjnych. Takich, w których rzecz nie w tym, by unicestwić obcych, lecz by pomóc swoim. Znakomity przykład miałem w sobotę w hali w Łodzi, kiedy Polska grała z Serbią. Między trybunami krążył nienajtrzeźwiejszy Serb w koszulce z napisem "Kosovo je Srbija" i przeraźliwie trąbił do ucha wszystkim, którzy nie zwracali na niego uwagi - ale kiedy dostał od Polaka butelkę coli, po prostu przybił z nim piątkę.

To był chyba najpiękniejszy symbol solidarności w różnicach. Coś, czego zawsze brakowało mi w polskim futbolu - w którym "kibicowanie" polegało najczęściej na fizycznym udowadnianiu wyższości nad rywalem. To zresztą tylko potwierdzenie wyników badań statystycznych, które ostatnio udowodniły, że koszykówka pod względem oglądalności w TV dościga siatkówkę.

Ale nie tylko inne dyscypliny spychają piłkarską ligę w należny jej zaścianek. W środę rozpoczyna się kolejny proces korupcyjny. Tzw. wątek kielecki dotyka 43 nazwisk, wśród których mamy albo byłe gwiazdy trenerskie (Dariusz W., Władysław E. jr), albo piłkarzy, którzy do dziś grają w lidze - choćby H. z Jagiellonii Białystok, czy Jakub Z. z Lechii Gdańsk.

Wiadomości z ławy oskarżonych nie da się uniknąć - będzie nimi żyła cała piłkarska Polska. I nie będą to raczej informacje dodające lidze splendoru lub wartości. Tak jak było to przy okazji procesu tzw. Fryzjera, kiedy okazało się, że Ryszard F. za pomocą telefonu łączącego go ponad 2 tys. razy z pewnym sędzią zarządzał ligą...

Szkoda tylko, że organizacje biorące odpowiedzialność za rozgrywki - czyli PZPN i Ekstraklasa SA - nic sobie nie robią ani z wizerunkowej zapaści własnego produktu w chwili, kiedy - mówiąc ogólnie - liga jest jednym z podmiotów na ławie oskarżonych, ani z ewentualnych skutków przewidywanych wyroków.

Tyle się mówiło ostatnio o możliwym zawieszaniu tych, którzy dostają zarzuty. Niestety, oficjalnych decyzji nie ma. Ponoć nie sposób ukarać środowiskowo tych, którzy w prokuraturze się nie przyznają, a nawet jeśli to robią - ich status i tak dzieli się na dwie główne grupy. I jeśli - jak sami twierdzą - byli tylko wśród biernych uczestników korupcji, nadal nie podlegają związkowej dyskwalifikacji przed wyrokiem sądowym.

By PZPN skazał ich na niebyt - potrzebne byłoby szczere wzięcie na siebie winy jako organizatora ustawiania meczów. Ale do tego przed instancjami piłkarskimi nikt się nie przyznał. I raczej nieprędko to zrobi. A prokuratura coraz bardziej niechętnie współpracuje ze związkiem, bo uważa, że piłkarski światek woli przede wszystkim się wybielać niż karać winnych. I kółko się zamyka - a później przychodzi sukces siatkarzy albo koszykarzy, który spycha futbolowe problemy w coraz większą niszę. A jeśli jeszcze doliczyć fatalną grę reprezentacji i koniec marzeń o mundialu 2010...

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.