O dwóch takich, co nie zmieniają klubów. Jarosław Kaszowski i Mateusz Bąk

Są piłkarze, których gorączka transferów nie dotyczy. Jarosław Kaszowski z Piasta Gliwice i Mateusz Bąk z Lechii Gdańsk przebyli ze swoimi zespołami drogę z dna do ekstraklasy

Grzegorz Szamotulski w Jagiellonii? 

 

Losy Lechii i Piasta od lat się splatają. W 1983 r. obie drużyny spotkały się w finale Pucharu Polski (wygrała Lechia), ale pod koniec ubiegłego stulecia zaczęły upadać. Ratunkiem okazało się odrodzenie w najniższych klasach rozgrywkowych. Reaktywowany Piast w 1997 r. przystąpił do rozgrywek B klasy, cztery lata później Lechia rozegrała swój pierwszy mecz w A klasie. Ważnymi punktami zespołów, które grały na boiskach położonych w szczerym polu, byli Kaszowski i Bąk.

- A o ekstraklasie nawet wtedy nie marzyłem. Na luzie grałem równocześnie w halówce, a III liga wydawała mi się szczytem możliwości - przyznaje 31-letni Kaszowski. Poważną piłką nie zaprzątał sobie głowy także o pięć lat młodszy Bąk. Nie miał na to czasu. Pracował na pół etatu na poczcie, wstawał codziennie o 5 rano. Po pracy była jeszcze szkoła, a dopiero potem trening. Zdarzały się chwile, że miał dość piłki i zastanawiał się nad rozpoczęciem kariery... fotomodela. Koledzy z drużyny dali mu nawet ksywę "Pamela". Nie trafił jednak na wybieg. Został w bramce i choć rzadko był w Lechii pewniakiem, pozostał jej wierny do dziś.

- Przeżyłem tu wiele uniesień, ale też zawodów [przed rokiem miał problemy z podpisaniem nowej umowy, doszło do sporu z działaczami]. Więcej było jednak tych lepszych chwil i mam nadzieję, że dane mi będzie zostać w Lechii do końca przygody z piłką - mówi Bąk.

Trudne chwile nie zniechęciły też Kaszowskiego. Był już na wylocie z drużyny, która grała w III lidze. Ówczesny trener Piasta Marcin Bochynek nie zgadzał się bowiem, aby występy na trawie łączył z halą (Kaszowski grał nawet w futsalowej reprezentacji Polski), i wyrzucił go z drużyny. Bochynek wkrótce stracił jednak posadę i Kaszowski znów założył koszulkę Piasta. Został nawet jego kapitanem, a opaskę przejął po zmarłym Tomaszu Szei. Niedługo potem Kaszowski sam przeżył rodzinną tragedię - umarła jego córeczka.

W 2008 r. Bąk z Lechią i Kaszowski z Piastem wywalczyli awans do ekstraklasy. Czy w swoich klubach są postaciami kultowymi? Obaj zaprzeczają. - Nie czuję się ikoną klubu. Żeby kiedykolwiek być kojarzonym z Lechią, muszę jeszcze zagrać wiele, wiele dobrych meczów. Może ktoś wtedy powie, że jestem gdańskim Maldinim. Albo może zostanę kiedyś prezesem - śmieje się Bąk.

- Moi znajomi dowcipkują, że nowo budowany stadion w Gliwicach powinien nosić moje imię. Mnie to tylko peszy, bo nie lubię wyróżniać się z tłumu - tłumaczy Kaszowski.

Bąk i Kaszowski uważają też, że za ich wierność klubowi nie mogą wcale liczyć na większą wyrozumiałość fanów. - Jestem gliwiczaninem, wielu mnie tu zna. Zdarza się, że ktoś w restauracji podejdzie i skrytykuje za słaby mecz. Nie ma ulgowego traktowania - mówi Kaszowski.

26-letni Bąk w tym sezonie jest bramkarzem nr 1 w Lechii, ale czuje presję Pawła Kapsy. Jego rywal miał ciężki początek w Lechii, został nawet wygwizdany na prezentacji - w tym czasie Bąk dostał brawa. Teraz sympatie się wyrównują. Kibice na forach coraz częściej krytykują Bąka, który wcześniej był nie do ruszenia.

Kaszowski z powodu kontuzji początek sezonu miał stracony, ale teraz podejmuje walkę o miejsce w składzie. Co będzie, jeśli się nie uda? - Nie wyobrażam sobie, żebym mógł odejść do innego klubu i zagrać przeciw Piastowi. Mam takiego jednego kibica, który twierdzi, że zagram z Piastem w Lidze Mistrzów - śmieje się Kaszowski, który miał kiedyś propozycje z Polonii Warszawa i Zagłębia Lubin. - Pieniądze nie są dla mnie najważniejsze, wolę wierność klubowi. Ale nie krytykuję młodszych zawodników, dla których Piast jest tylko odskocznią do silniejszych drużyn, którzy chcą się rozwijać - mówi Kaszowski.

Inaczej myśli Bąk. - Oprócz tego, że kocham Lechię, jestem zawodowcem, więc dobrą propozycję z polskiego i zagranicznego klubu zawsze rozpatrzę. Ale nic na siłę, chcę jeszcze coś osiągnąć z Lechią. Z każdym awansem było coraz więcej odpowiedzialności, coraz więcej wyzwań. W końcu dobrnęliśmy tam, gdzie nasze miejsce, i nie ma nic lepszego, niż grać u siebie w Gdańsku w ekstraklasie. No i coraz śmielej chodzi w naszych głowach myśl o mistrzostwie Polski - mówi Bąk.

 

Nasz serwis o ekstraklasie - czytaj tutaj ?

Copyright © Agora SA