Ekstraklasa. Niesamowity mecz w Lubinie

Po świetnym spotkaniu Zagłębie zremisowało na swoim stadionie z Lechią 2:2. Gdańszczanie zdobyli jeden punkt z rewelacją wiosennych rozgrywek mimo, że po ponad trzydziestu minutach przegrywali już 0:2.

Przed meczem nastroje w Lubinie były więcej, niż doskonałe. Wojciech Kędziora nie ukrywał, że jego zespół ma zamiar w meczu z Lechią podtrzymać dobrą passę nie tyle meczów bez porażki, co kolejnych zwycięstw. - Chociaż naszym głównym celem nadal jest utrzymanie w lidze to ja już coraz częściej spoglądam też w górę tabeli - mówił przed meczem napastnik gospodarzy.

Lechia przyjechała do Lubina, by powstrzymać szalejącego w lidze Iliana Micanskiego i nie przegrać. Porażka sprawiała, że Lechii mającej dotąd bezpieczną przewagę nad strefą spadkową, widmo degradacji mogło zajrzeć w oczy. W tabeli przewaga gdańszczan nad Zagłębiem zmalałaby bowiem do ledwie jednego punktu.

Był to wreszcie pojedynek dwóch trenerów o najmniejszym stażu w lidze. Marek Bajor i Tomasz Kafarski to debiutanci, którzy zresztą doskonale sobie radzą, choć posiadają tylko warunkowe licencje.

Ekstraklasa.tv: Kolejny ligowy gol Bułgara - wideo ?

O wiele lepiej mecz zaczęli gospodarze. Już w drugiej minucie, po kapitalnej wymianie kilku podań, w sytuacji strzeleckiej znalazł się Micanski i Lechia jednego ze swych zadań już nie mogła wykonać. Bułgar strzelił pewnie do siatki.

Lechia potrzebowała blisko 20 minut, by dojść do siebie po ciosie zadanym przez Micanskiego. Najpierw groźnie skontrował Dawidowski i choć strzelał z ostrego kąta pomylił się bardzo niewiele. Potem kapitalne uderzenie z dystansu Lucjnovsa z najwyższym trudem na poprzeczkę sparował Ptak. Bramkarz gospodarzy miał też trochę pracy przy uderzeniu z wolnego Nowaka. Przyczajeni lubinianie nie mogli przedrzeć się z kontrą, więc przejęli inicjatywę i w 32 minucie koledzy wypracowali Grzegorzowi Bartczakowi nieco miejsca na prawej stronie, ten dokładnie dośrodkował do Micanskiego. Bułgar piłki nie opanował, ale dotarła ona do Traore a ten nie dał szans Kapsie.

W doliczonym czasie gry gdańszczanie skarcili Zagłębie, które zaczęło po zdobyciu drugiej bramki grać nieco nonszalancko. Z wolnego dograł Kosznik a głową nie do obrony strzelił Bąk. Po doskonałej pierwszej połowie równie ciekawie zapowiadała się druga. I nie tylko dlatego, że pod koniec pierwszej części gospodarze stracili bramkę, ale i kontuzjowanego a dobrze grającego Hanzela. Zastąpił go Kocot, który zamieszany jest w aferę korupcyjną z czasów, gdy grał w Górniku Polkowice. W Lechii najjaśniej błyszczał Dawidowski, z którym ogromne problemy miał Reina.

Na początku drugiej połowy stoper gospodarzy znowu dał się ograć i Dawidowski miał dość miejsca i czasu, by oddać techniczny strzał na bramkę Ptaka. Piłka przeleciała kilkadziesiąt centymetrów nad spojeniem piłki z poprzeczką. Im dłużej trwała długa połowa tym lubinianie grali bardziej nerwowo. Mnożyły się straty piłki w środku pola, po których goście wyprowadzali niezwykle groźne kontry. Gospodarze szybkiego ataku nie umieli skonstruować, bo bardzo uważnie przy napastnikach Zagłębia grali obrońcy gości. Bardzo też brakowało Hanzela, który przed przerwą był jednym z motorów napędowych akcji lubinian. Mateuszowi Bartczakowi nie wychodziło kompletnie nic. - Rzeczywiście miałem takie 15 minut, że każdą piłkę oddawałem rywalom - mówił potem Bartczak. - Wreszcie się wkurzyłem i strzeliłem z dystansu a Kapsa miał trochę problemu.

Ataki Lechii były przez całą drugą część bardzo groźne, ale po wspomnianym strzale Bartczaka lubinianie ponownie zaczęli dochodzić do głosu. W 79 minucie Micanski trzy razy próbował pokonać Kapsę, tym razem bez efektu. W odpowiedzi znowu skontrowali goście. Tym razem obrońcom uciekł Buzała i choć gospodarze reklamowali spalonego sędziowie nie zareagowali i gola uznali. - Z boiska to wyglądało tak, że był wyraźny spalony - oceniał po meczu Mateusz Bartczak. - Od kolegów wiem, że zdaniem komentatorów telewizyjnych bramka była prawidłowa.

Chwilę po wyrównaniu Buzała znowu miał kapitalną okazję. Tylko rezerwowy Lechii wie jak nie strzelił swojego drugiego gola. Miał do bramki 4 metry, ale zamiast do siatki trafił w Ptaka. Również Zagłębie próbowało rozstrzygnąć wynik meczu na swoją korzyść, również bez efektu i ten dobry pojedynek zakończył się podziałem punktów. - Po pierwszej połowie to wyglądało tak, że kolejne gole dla nas są tylko kwestią czasu - mówił Mateusz Bartczak. - W drugiej wszyscy stanęliśmy, nie wiem co się stało. Szkoda tego meczu - zakończył Bartczak.

Ekstraklasa.tv: Buzała wyrównuje stan meczu - wideo ?

Tomasz Kafarski przyznał po meczu, że z ulgą przyjął remis. - Moim chłopakom należą się słowa uznania, za wyciągnięcie wyniku z tak dobrze grającym Zagłębiem z 0:2 do 2:2 - mówił Kafarski. - Nam brakowało pazerności na bramki. Chociaż utrzymywaliśmy się przy piłce, to Zagłębie, gdy tylko wychodziło z akcją, strzelało gola albo niewiele mu do tego brakowało. Na szczęście w odpowiednim momencie udało nam się pozbierać i wracamy z jednym punktem.

Marek Bajor przekonywał, że bliższa zwycięstwa była w tym meczu Lechia. - Byliśmy słabsi szczególnie w środku boiska - oceniał Bajor. - Lechia grała od nas lepiej. Nie zasłużyliśmy na zwycięstwo a powinniśmy może nawet przegrać ten mecz. Do końca spotkania drżałem o wynik. Cieszę się więc, że wciąż nie przegraliśmy na wiosnę. Dzisiejszy mecz pokazał jak wiele jeszcze czeka nas pracy. Czy był spalony nie wiem, przy tej bramce przede wszystkim popełniliśmy całą serię błędów i taki był finał tych nieporozumień. Hanzel miał kłopoty z głową po jednym ze starć, dlatego musiałem go zdjąć. Nie miałem jednak cienia wątpliwości, by wystawić Kocota. Jego sytuacja nie jest jednoznaczna i dopóki się nie wyjaśni na pewno chcę z niego korzystać. Potem to zależy od owego rozstrzygnięcia - zakończył Bajor.

Copyright © Agora SA