Piłka nożna. Argentyna lękiem podszyta

Argentyńscy kibice, w futbolu zakochani do obłędu, mają twarze smutnych bogaczy, których fortuna nie uczyniła szczęśliwymi.

Zobacz mecz Argentyny z Boliwią na Z Czuba.tv ? ?

Ich majątek oszałamia - chyba tylko z brazylijskich muraw wyrasta więcej wirtuozów, i to głównie dzięki miażdżącej przewadze potencjału ludnościowego. Wszyscy Argentyńczycy wygrywają jednak wyłącznie dla obcych i na drugiej półkuli. Im zdolniejszy piłkarz, tym wcześniej ucieka do Europy, w skrajnych przypadkach jako nastolatek lub - patrz Leo Messi - wręcz dziecko, zanim spróbuje prawdziwej, seniorskiej rywalizacji. Ba, niektórzy uciekają - rzecz kiedyś nie do pomyślenia - do ligi brazylijskiej, utuczonej finansowo przez wzmocnienie lokalnej waluty.

Reprezentacji kraju Argentyńczycy ofiarowują niewiele. Turniejowego zwycięstwa nie odnieśli od 18 lat, mundiale po zboiskzstąpieniu Maradony najpierw przegrywali po zachwycających meczach, by w zeszłym roku przegrać w stylu koszmarnym, uwłaczającym godności futbolistów najwyższej klasy. Teraz krajem wstrząsnął spadek do drugiej ligi River Plate, szokujący w stopniu dla nas niewyobrażalnym - klubowi z Buenos Aires sprzyja niemal połowa ludności. Idylli nie ma też na tamtejszych trybunach opanowanych często przez regularnych kryminalistów, przy których nasze kibolstwo wygląda jak zgraja przedszkolnych rozrabiaków. Atmosfera przed derbami, i to nie tylko stołecznymi, przypomina zazwyczaj stan wyjątkowy, drużyna River Plate ostatnią noc przed niedawnym barażem o utrzymanie spędziła na stadionie w obawie, że nazajutrz na mecz nie dojedzie. Horror.

Na reprezentację albicelestes spadło w minionych dwóch dekadach tyle nieszczęść, że nawet nieprzejednani racjonaliści mogliby uznać, że walczą beznadziejnie, bo z przeznaczeniem. Argentyńczycy w kwestiach futbolowych racjonalistami nie są. Przeciwnie, należą raczej do szczególnie przesądnych. Wszyscy znamy te pobrzmiewające anegdotą historyjki o odganianiu złych mocy - od zwyczaju bramkarza Goycochei, który przed bronieniem rzutu sikał na pole karne, po natręctwo wszystkich kadrowiczów z 2006 roku, którzy na każdy mundialowy mecz wychodzili z szatni w identycznej kolejności.

I kiedy widzę, że obecni wybrańcy trenera Sergio Batisty - uzbrojeniem ataku przewyższający wszystkie reprezentacje na planecie - na inaugurację Copa América ledwie urywają punkt Boliwii, prawdopodobnie najsłabszej drużynie na kontynencie, to nie dostrzegam ich sportowej słabości, lecz przerażenie perspektywą zderzenia z nieuniknionym. Argentyńczycy są gospodarzami mistrzostw, ale od tego atutu przybywa im tyleż nadziei, co poczucia zagrożenia. Usatysfakcjonuje ich jeden scenariusz - zdobycie złota. Wszystkie inne zranią tym bardziej, że będą klęską poniesioną na własnych trawach. Zwłaszcza najczarniejszy, czyli finałowy triumf naczelnego wroga - Brazylii. Brazylii wygrywającej już rutynowo (cztery z pięciu ostatnich edycji mistrzostw Ameryki Południowej), choć często wystawiającej wielu wirtuozów notorycznie niesubordynowanych i mentalnie niestabilnych, w przeciwieństwie do generalnie ułożonych, sportowo prowadzących się Argentyńczyków.

W Europie też mamy nację zawsze i wszędzie żądającą od swojej reprezentacji złota, niezdolną do rewizji oczekiwań pomimo kolejnych niepowodzeń. Tyle że Anglicy żyją urojeniami o wspaniałości swoich piłkarzy. Argentyńczycy piłkarzy mają naprawdę wspaniałych. Nie ma innego kraju tak futbolowo zamożnego, który przez minione dwie dekady osiągnął tak mało. Spadkobiercy Maradony ani razu nie doskoczyli do półfinału mundialu, choć wdrapywały się tam nie tylko Brazylia, Włochy, Niemcy, Hiszpania, Francja, Holandia czy Portugalia, ale również Urugwaj, Turcja, Szwecja, Bułgaria, Chorwacja i Korea Płd. Bilans mistrzostw kontynentu z tego okresu nie wygląda okazalej - ładniejszy wypracowali nawet Urugwajczycy i Kolumbijczycy.

Powiedzieć, że gospodarze rozpoczętego w piątek turnieju grają pod presją, to nic nie powiedzieć. Oni grają podszyci obezwładniającym lękiem. W "Guardianie" Jonathan Wilson prorokuje, że jeśli na obiekcie El Monumental, na którym przed chwilą spadło z ligi River Plate, teraz mistrzostwo kontynentu zdobędzie Brazylia, to przed jego ponownym użyciem będzie trzeba będzie odprawić egzorcyzmy. Ale na tym stadionie można znaleźć i jaśniejszą stronę mocy - jest jedynym w Argentynie, na którym gole strzela Leo Messi. Uzbierał już cztery, za każdym razem trafiał w meczu zwycięskim.

Niestety, nikt ich nie pamięta. On też uszczęśliwia tylko fanów zagranicznych - gdy ubiera się po barcelońsku. Maradona ciągnął swoją reprezentację na podium, choć otaczali go piłkarze stosunkowo przeciętni, Messi pchnąć reprezentacji nie umie, choć otaczają go piłkarze wybitni.

Kampania Arsenalu bez Fabregasa. Giganci szukają piłkarzy - transferowe plotki

 

Copa America. Czytaj o sensacyjnym remisie Argentyny z Boliwią ?

Więcej o:
Copyright © Agora SA