Copa America 2015. "Chile rzuci się na Argentynę"

- Ameryka Południowa kocha "dziesiątki" i każdy chciałby Valdivię lub Messiego za bohaterów finału - mówi dla Sport.pl Bartłomiej Rabij, komentator Sportklubu, ekspert od południowoamerykańskiego futbolu, właściciel portalu RadioBrazylia.pl. Finał Copa America 2015 Chile - Argentyna w sobotę o 22. Relacja na żywo w Sport.pl.

Kto zrobił na tobie większe wrażenie w ciągu tegorocznej Copa America, Chile czy Argentyna?

- Chyba jednak Argentyna. Chile gra w ten sposób już bodaj siedem lat i jestem przyzwyczajony do tego stylu, składu. To, że wygrają swoją grupę, było do przewidzenia. Z Urugwajem w ćwierćfinale można było się obawiać, ale bez Suareza to Chilijczycy byli faworytami. A Argentyna w fazie grupowej grała słabo, tak jak na mundialu rok temu. Można powiedzieć, że grają jak Niemcy w dawnych latach, czyli rozpędzając się stopniowo z każdym spotkaniem. Z Kolumbią w ćwierćfinale już było dobrze, ale tam powstrzymywał ich rewelacyjny Ospina. To był chyba jego najlepszy mecz, jaki widziałem, życiowy występ. Wreszcie z Paragwajem piłka zaczęła Argentyńczykom pięknie chodzić. Choć gdy rywale strzelili kontaktowego gola, to sobie pomyślałem...

... że znowu to samo? W pierwszym meczu na turnieju Paragwaj odrobił dwie bramki straty i zremisował z Argentyną.

- Tak. Ale to 6:1 było imponujące. Chile też wygrywało wysoko, ale ich 5:0 było z Boliwią, słabym zespołem, który wiedział, że i tak zagra w kolejnej rundzie. To początkowe zwycięstwo z Ekwadorem również nie było wyjątkowe. Przez ten ostatni mecz Argentyny wskazuję na nich.

Wspomniałeś o zeszłorocznym mundialu w wykonaniu "Albicelestes", ale różnic między pracą Alejandro Sabelli i Gerardo Martino jest sporo.

- Przede wszystkim Martino poszedł w posiadanie piłki. To jest styl Newell's Old Boys Rosario i szkoleniowców takich jak Bielsa czy Sampaoli. To też odróżnia ten zespół od większości pozostałych argentyńskich klubów. Druga rzecz - Martino jest trenerem bardziej otwartym, nie boi się poszukiwań, nie boi się odpowiedzialności. Ma dystans do siebie, bierze presję na siebie, nie terroryzował zawodników, że muszą, że Messi musi... To widać także w grze samego Messiego, który gra leciutko. Jak Maradona z czasów, gdy zakochiwałem się w Argentynie. Martino także powołał piłkarzy najbardziej zaawansowanych technicznie. Tego mi brakuje w Brazylii, gdzie trenerzy biorą wyrobników, a ich DNA jest zupełnie inne. Tymczasem Martino pokazał, że europejskie kluby nie na darmo zabijają się o Argentyńczyków. To są gwiazdy najlepszych lig, najlepsi strzelcy, najbardziej kreatywni zawodnicy. Poukładał ich zupełnie inaczej niż Sabella, który stawiał bardziej na defensywę. Chociaż zespół Martino też potrafi dobrze kontrować, to przecież u jego poprzednika zespół tak strzelał większość goli. Tamta Argentyna była nudna. Jednak pozostała kluczowa sprawa - chociaż teraz ten zespół tak nam zaimponował, to jeszcze niczego nie wygrał.

Przechodząc do samego finału, Chile to zespół, który na tym turnieju ma aż 70 proc. średnią posiadania piłki. Pamiętamy też, że rok temu w finale mundialu Argentyna z Niemcami nastawiła się bardziej defensywnie, by grać z kontry. Takiego scenariusza też możemy spodziewać się w sobotę?

- Wydaje mi się, że Chile rzuci się na Argentynę. Gospodarze są agresywniejsi, bardziej zadziorni, chętni do walki. A jak patrzę na Pastore czy Aguero, to tego po nich nie widzę, choć para Lucas Biglia i Javier Mascherano radzi sobie świetnie w środku pola, i to oni będą powstrzymywać Chilijczyków. Natomiast jest drugi aspekt - sędziowanie pod gospodarzy. Według mnie przymykają oko na różne zachowania piłkarzy Chile, a surowo traktują ich rywali. Jak poradzą sobie z tym Argentyńczycy, którzy sami nie stronią od różnych prowokacji? Na pewno ich atutem będzie współpraca Pastore z Messim. Przypomnij sobie, ile było ich wspólnych akcji przeciwko Paragwajowi. Ja specjalnie dla tych wymian obejrzałem ten półfinał jeszcze raz. Także ważne może okazać się to, że Argentyna ma długą ławkę - jest choćby Banega, który świetnie dyktuje tempo, rozgrywa akcje. Chile tego nie ma, jedna absencja i jest problem kim łatać dziury w składzie. Argentyńczycy mają więcej możliwości taktycznych, dlatego pewnie oddadzą pole rywalom. Jednak trzeba pamiętać, że zespół Martino też jeszcze często się gubi na boisku, pod pressingiem. W półfinale z Paragwajem, o czym już wspominałem. Przecież statystyka strzałów z tego meczu to 15:14 - przy wyniku 6:1! Argentyńczycy dopuszczali do uderzeń rywali, a Paragwajczycy przecież nie grają tak szybko jak Chilijczycy.

Po 6:1 z Paragwajem wyróżnia się wszystkich liderów Argentyny, tymczasem mam wrażenie, że jeśli chodzi o Chilijczyków, to na Copa America niewiele mówi się o Alexisie Sanchezie. Czy faktycznie nie błyszczy na miarę swojego potencjału?

- Trzeba pamiętać, że miał świetny pierwszy sezon w Arsenalu i chyba liczono na to, że on na Copa America będzie takim liderem, który okiwa wszystkich i z piłką wjedzie do bramki. Jego rola jest inna - on absorbuje uwagę obrońców rywali, przez co inni mają więcej miejsca. Korzysta na tym najbardziej Vargas, który nie jest tak szybki, nie potrafi tak dryblować. Dlatego Sanchez mnie nie rozczarował. To, jak swoimi dryblingami angażuje przeciwników, przypomina mi rolę Messiego z meczu z Paragwajem, który ściągał ich trzech, czterech na siebie, po czym podawał do nieobstawionego kolegi. Sanchez także ma już tę świadomość.

Może największą gwiazdą całego turnieju jest niespodziewanie Jorge Valdivia? A przecież jeszcze rok temu, po mundialu, wydawało się, że już go w reprezentacji Chile nie zobaczymy.

- On w Europie jest mało znany, ale jego historia jest niesamowita. Moi znajomi Chilijczycy, gdy pytam ich o ulubionego piłkarza, to wcale nie wskazują na Sancheza, tylko na Valdivię. Mówią na niego "El Mago". To piłkarz z gatunku odchodzącego do historii, jak Juan Roman Riquelme. Potrafi zrobić fenomenalną akcję, ale w grze obronnej w zasadzie nie uczestniczy. Zwykle ma mało kontaktów z piłką, mało biega, ale jak już dostaje piłkę, to zwykle robi coś takiego, że... klękajcie narody!

Tylko na tym turnieju jest inaczej. Valdivia imponuje tym, że w każdej akcji stara się być w kilku miejscach, zaczynając od lewego skrzydła, zbiegając do środka, potem rozgrywając na prawej stronie. A przecież drugi gol z Peru w półfinale to efekt także jego pressingu, pracy w obronie.

- To pokazuje, że w kadrze gra inaczej niż w klubie. On potrafi spiąć się na ważny mecz, ale potem przez miesiąc spisywać się przeciętnie. Zresztą o to ciągle do niego mają pretensje w Brazylii. Nadali mu nawet przezwisko "Os Chinelos" od... klapek, które w tym kraju się nosi, tak powoli się chodzi, wręcz sunie po ziemi. I Valdivia im przypomina takiego gościa w klapkach, powolnego, trochę lenia, nieprzepracowującego się, często kontuzjowanego, a zarabiającego w Palmeiras ponad dwa miliony dolarów. Potem doprowadza ich do pasji, bo na zgrupowania kadry zawsze jest zdrowy, gra dla Chile świetnie! Nie wszyscy trenerzy go lubią, bo to też imprezowicz, pod względem zachowania południowo-amerykańska "dziesiątka" w starym stylu. Bardzo fajnie, że w wieku 32 lat gra taki turniej, który przekona wszystkich niedowiarków do jego talentu, będzie ukoronowaniem jego dziwnej kariery.

Czy w finale na pewno można oczekiwać pięknej gry z obu stron? Chilijczycy, jak sam powiedziałeś, nie przekonują do końca, a Argentyńczycy dopiero w ostatnim meczu zaprezentowali się naprawdę świetnie.

- Dla mnie Chilijczycy przypominają trochę Koreę Południową z mistrzostw świata w 2002 roku. Robią wszystko, by wygrać. Zresztą wydaje mi się, że dla tej drużyny to jest zmierzch, ostatnia wielka impreza, jak Copa America 2011 dla Urugwaju. Tam nie ma dopływu świeżej krwi. Kluby ligi chilijskiej nie są bogate i chociaż wzorują się na reprezentacji, to nie odnoszą żadnych wielkich sukcesów. Także młodzieżowe kadry grają beznadziejnie. Reprezentacja do lat dwudziestu na początku roku w turnieju kontynentalnym zaprezentowała się fatalnie (ostatnie miejsce w swojej grupie, przegrała trzy mecze - przyp. red.). Chilijczycy doszli do etapu, gdzie większość ich zawodników jest rozpoznawalna, grają w dobrych klubach, są milionerami. Oni od 2010 roku grają w bardzo podobnym składzie, więc może pojawić się zmęczenie materiału. Takie pokolenie jak to Sancheza czy Vidala trafia się raz na dwadzieścia lat, a w rocznikach obecnych dwudziestolatków nie ma tak utalentowanych zawodników, którzy zaraz odpalą. Nie ma tego, co w Argentynie, gdzie przed turniejem była dyskusja, dlaczego Martino nie wziął tego lub innego młodzieżowca.

Finał może więc należeć do takich piłkarzy jak Gary Medel czy Javier Mascherano, a nie Messi lub Valdivia?

- Chciałbym, żeby to jednak był mecz tych drugich. Leo Messiego trochę po ludzku mi żal - w Barcelonie wygrywa wszystko, każdy, kto orientuje się trochę w piłce wie, że Argentyńczyk jest geniuszem, jest profesjonalistą, poświęca się dla reprezentacji, a nic z tego nie ma. Maradona się koksował, prowadził hulaszczy tryb życia, wygrywał z nią jak leci. Także ze strony Chile byłaby to świetna historia, gdyby Valdivia okazał się bohaterem i poprowadził reprezentację do zwycięstwa. Przecież poprzednim pokoleniom się nie udawało, tym z Zamorano chociażby, a teraz wygrałby on. Zresztą Ameryka Południowa kocha "dziesiątki" i obojętnie od ewentualnego zwycięzcy każdy wolałby ofensywnych piłkarzy za bohaterów. Jak lubię Mascherano, to nie chciałbym jego jako "twarzy" tej zwycięskiej Argentyny.

Juventus ujawnił koszulki na nowy sezon [ZOBACZ]

Więcej o:
Copyright © Agora SA