W Jagiellonii chcą się odbudować

Marcin Truszkowski, Aleksander Kwiek, Everton zostali do Jagiellonii tylko wypożyczeni. W meczu z ŁKS-em Łódź po raz pierwszy zagrali od pierwszej minuty. Od razu pokazali, że mogą być kluczowymi postaciami białostockiej drużyny.

Sobotnie spotkanie z ŁKS-em (wygrana białostoczan 1:0) było debiutem w żółto-czerwonych barwach Brazylijczyka. 27-letni piłkarz dopiero w piątek został potwierdzony do gry. Od razu wskoczył do podstawowej jedenastki. Zastąpił byłego reprezentanta Polski Radosława Kałużnego, który wykazał się pełnym profesjonalizmem - nie krył, że nie jest w optymalnej dyspozycji. Everton wypadł wyśmienicie, chociaż był to jego pierwszy mecz na środku defensywy obok Łukasza Nawotczyńskiego. Obaj współpracowali ze sobą bez większych zarzutów. Dopóki zawodnik FC Wilno przebywał na boisku, rywale nie stworzyli większego zagrożenia pod bramką Jagiellonii.

- Do czasu, kiedy miałem siły, a Evertona nie łapały skurcze mięśni, wszystko było w porządku. Mimo że wcześniej nie graliśmy razem, naprawdę współpracowało nam się bardzo dobrze. Tylko za dużo ze sobą nie porozmawialiśmy - śmieje się Nawotczyński.

- Rzeczywiście Everton zagrał dość dobrze, ale to jeszcze nie szczyt jego możliwości - ocenia trener białostoczan Artur Płatek. - Myślę, że w kolejnych meczach będzie jeszcze lepiej. Nie bałem się wystawić go na środku obrony, gdyż na tej pozycji występował m.in. grając na Litwie. Wiedziałem, że to bardzo uniwersalny zawodnik, który równie dobrze może zagrać na środku pomocy, jak też defensywy.

W środku pomocy kluczową rolę w kreowaniu akcji ofensywnych odgrywać zaczyna natomiast Kwiek. 24-letni zawodnik przed przyjazdem do Białegostoku miał już w swym dorobku 80 spotkań w krajowej elicie. Swój debiut w ekstraklasie zaliczył już w wieku 19-lat w Odrze Wodzisław, gdzie docenił go Henryk Kasperczak i ściągnął do silnej Wisły. Krakowski szkoleniowiec widział w Kwieku kandydata na następcę Mirosława Szymkowiaka. W Krakowie pomocnik furory już nie zrobił, ale do CV może dopisać mistrzostwo kraju, a nawet występ w kwalifikacjach do Ligi Mistrzów. W 2004 roku w trzeciej rundzie eliminacyjnej zagrał przez sześć minut przeciw Realowi Madryt na słynnym Santiago Bernabéu.

- Cały czas mam ten mecz w pamięci, ale już coraz rzadziej do niego wracam. To było niezapomniane przeżycie - wspomina Kwiek.

Ostatnią rundę zawodnik Korony Kielce spędził na wypożyczeniu w słabo spisującym się Górniku Łęczna. Teraz na tej samej zasadzie gra w Białymstoku.

- W Jagiellonii chcę się odbudować po słabej rundzie w Łęcznej i chyba na razie idzie mi dość dobrze - stwierdza Kwiek. - W Białymstoku czuję się bardzo dobrze, jest tu świetny klimat, mnóstwo kibiców na trybunach, aż chce się grać.

Kwiek może wypełnić dziurę w kadrze Jagiellonii na pozycji reżysera gry. Inny kandydat Mariusz Marczak zaliczył kilka obiecujących występów w końcówce sezonu II ligi, ale na razie to wszystko.

- Lubię dogrywać piłki, nawet bardziej cieszy mnie asysta przy golu niż strzelona przez siebie bramka - przekonuje Kwiek. - Mam nadzieję, że będę mógł jak najczęściej cieszyć się z asyst, a Jagiellonia ze zwycięstw.

Pierwszą asystę Kwiek zaliczył w sobotę. Strącił głową piłkę zagraną przez Jacka Banaszyńskiego, a Truszkowski umieścił ją w siatce.

- Całe szczęście, że ta bramka okazała się zwycięską, bo gdyby był remis albo byśmy przegrali, to sytuacja z pierwszej połowy mogłaby śnić mi się po nocach - mówi napastnik, który w starciu z ŁKS-em już w 11. min powinien zdobyć gola, ale przegrał pojedynek sam na sam z Bogusławem Wyparło.

Piłkarz wypożyczony z ekipy wicemistrza kraju GKS-u Bełchatów liczy, że na jednej bramce się nie zatrzyma.

- Wierzę, że z meczu na mecz będzie jeszcze lepiej i nie powtórzy się sytuacja z Bełchatowa - mówi Truszkowski, który w poprzednim sezonie zdobył bramkę i się zaciął. - Chcę się rozwijać i mam nadzieję, że wykorzystam szansę, którą otrzymałem w Jagiellonii. Na pewno po golu wymagania wobec mnie jeszcze wzrosną, ale to bardzo dobrze. Myślę, że za miesiąc przekonamy się, czy mój gol z ŁKS-em był przypadkiem, czy też nie.

Truszkowski podobnie jak Kwiek czy też Everton gra w Białymstoku na zasadzie rocznego wypożyczenia. Nie chce zastanawiać się, co będzie, kiedy umowy z Jagiellonią im się skończą.

- Jeżeli będziemy się dobrze spisywać, to najwyżej ponarzekamy na nadmiar propozycji - śmieje się Truszkowski. - Teraz liczy się tylko każdy najbliższy mecz. Gramy w Jagiellonii, a przyszliśmy tu po to, żeby pomóc drużynie.

- W przypadku Kwieka i Evertona w umowach mamy zapis, że po ich zakończeniu możemy ich wykupić - wyjaśnia Aleksander Puchalski, prezes Jagiellonii. - Jeżeli będą spisywać się tak jak w meczu z ŁKS-em, to pewnie się na to zdecydujemy. Niestety w przypadku Truszkowskiego może być tak, że wróci on do Bełchatowa już w przerwie zimowej, ponieważ GKS będzie miał do tego prawo.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.