Vivaldi w wykonaniu Ruchu

Apatyczna i chaotyczna Cracovia nie miała żadnych szans z przebojowym Ruchem. Mecz przypominał starcie weselnej kapeli z poważną orkiestrą.

To miał być pojedynek ucznia z mistrzem. Waldemar Fornalik, trener chorzowian debiutował jako piłkarz (w 1983 roku w Ruchu) i jako trener (w Wiśle Kraków) pod skrzydłami Lenczyka. Obydwu szkoleniowców łączy wiele rzeczy - m.in. podobny warsztat pracy, wizja futbolu i zamiłowanie do muzyki klasycznej.

Trener Cracovii jest synem skrzypka, poszedł w ślady ojca, ale ostatecznie postawił na futbol. Z kolei żona Fornalika jest z wykształcenia muzykiem. - Za melomana się nie uważam, ale chcąc nie chcąc w domu słuchamy klasyków wiedeńskich, jak Gustav Mahler, czy Wolfang Amadeusz Mozart - uśmiechał się trener Ruchu.

Fenomen Ruchu Chorzów. I bez Niedzielana wygrywają jak z nut! Lenczyk od pierwszych minut mógł wystukiwać melodię "Pieśni na śmierć dzieci" Mahlera. Jego orkiestra przypominała zlepek muzyków o podejrzanym talencie. Pod nieobecność zawieszonego za kartki 19-letniego Mateusza Klicha, przez szkoleniowca Cracovii porównywanego do skrzypka, gra ofensywna kulała.

Dynamiczny Ruch wcale nie musiał grać jak z nut, by utrzeć nosa krakowianom. Obrońcy Cracovii przypominali ociężałych kontrabasistów, którzy nie nadążali za rywalami, choć ci rozgrywali trzeci mecz w ciągu tygodnia. Już w 9. minucie zaspali, gdy Artur Sobiech zagrał do Marcina Zająca, a ten nie miał problemów z wykończeniem akcji.

Najgorzej w tej sytuacji zachował się Łukasz Tupalski, ale dwie minuty po zmianie stron stoper Cracovii jeszcze raz udowodnił, że pomylił boisko z baletem. Zakręcił pirueta wokół własnej osi, a chorzowianie - za sprawą aktywnego Sobiecha - nie zwykli marnować takich prezentów. Było 0:2, a Lenczyk wykorzystał już dwie zmiany.

Gdy poukładany i ofensywnie nastawiony Ruch gubił melodię, kompozytor i autor zwycięstwa stał przy linii, wykrzykiwał do podopiecznych i zachęcał ich do ataków. Szkoleniowiec Cracovii ani razu przez cały mecz nie wstał z ławki rezerwowych, do apatycznych podopiecznych nie wysłał nawet drugiego trenera Marka Wleciałowskiego.

Tymczasem obrońcy krakowian wciąż grali swoją operetkę z elementami komedii. W 61. minucie Łukasz Janoszka spokojnie przyjął piłkę w polu karnym, przełożył na prawą nogę i uderzył nie do obrony. Potem obrońcy dali się wykazać Sobiechowi, który głową pokonał Marcina Cabaja.

- Nawet ja wyskoczyłbym wyżej niż stoperzy Cracovii - ironizował Andrzej Iwan, były piłkarz Wisły i komentator telewizyjny. Cracovia odpowiedziała tylko celnym uderzeniem Matusiaka, po którym Pilarz wypuścił piłkę z rąk i był bezradny przy dobitce Mariusza Sachy.

Piłkarze Ruchu byli już jednak myślami w szatni, z której po ostatnim gwizdku dobiegały głośne okrzyki o mistrzostwie Polski. - Gdybym miał porównać grę swoich zawodników do jakiegoś utworu, to pewnie wybrałbym "Cztery pory roku" Antonio Vivaldiego. To było dobre wykonanie wiosny - stwierdził z uśmiechem Fornalik. - Zagraliśmy bardzo efektownie i skutecznie. Mimo braków kadrowych i rozegranych w ostatnim tygodniu spotkań pucharowych nie mieliśmy problemów z regeneracją i zdobyliśmy cztery bramki. Możemy z optymizmem patrzyć w przyszłość - dodał.

Cracovia - Ruch Chorzów 1:4 (0:1)

Bramki: 0:1 Zając (9.), 0:2 Sobiech (48.), 0:3 Janoszka (61.), 0:4 Sobiecj (81.), 1:4 Sacha (85.)

Cracovia: Cabaj - Mierzejewski, Polczak, Tupalski, Derbich - Suworow, Baran (46. Jeleń), Szeliga, Pawlusiński (46. Sacha) - Goliński (68. Kaszuba)- Matusiak

Ruch: Pilarz - Grzyb, Grodzicki, Stawarczyk, Jakubowski - Świerblewski (61. Piech), Straka (74. Lisowski), Pulkowski, Janoszka - Sobiech, Zając (88. Brzozowski).

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.