Prezydent Chorzowa: Tytuły Ruchu to nie buty Relax. Wrócą!

Marek Kopel, prezydent Chorzowa, chciałby, żeby niebiescy przenieśli się na stałe na Stadion Śląski. - Pozostanie na Cichej będzie klęską organizacyjną Ruchu - uważa.

Prezydent Kopel mówi "Gazecie" o swoich pomysłach na budowanie nowoczesnego klubu. Nie ma w nich miejsca na przejmowanie akcji niebieskich, co zaproponował Mariusz Śrutwa, były zawodnik chorzowskiej drużyny.

Wojciech Todur: Minęło 20 lat od pamiętnych wyborów w 1989 roku. Niedługo minie też 20 lat od ostatniego mistrzostwa Polski chorzowskiego Ruchu. Przy okazji tej pierwszej rocznicy w mediach sporo mówiono o reliktach przeszłości. Może tytuły mistrzowskie Ruchu też są jak buty Relax i już nigdy nie wrócą...

Marek Kopel, prezydent Chorzowa: Nie zgadzam się. Czasy i realia PRL-u nie wrócą, ale sukcesy niebieskich są tak samo realne. W tamtym systemie Ruch i w ogóle śląskie drużyny miały przewagę nad resztą kraju. Oparcie na silnym przemyśle, przywiązanie do ziemi, chęć udowodnienia innym regionom Polski naszej wyższości - to wszystko napędzało sportowe sukcesy Ślązaków. Wielki Ruch, zespół Gerarda Cieślika, tak naprawdę opierał się na wychowankach, którzy nigdy nie stawiali pieniędzy na pierwszym miejscu. Teraz wszystko się zmieniło. Liczy się kasa i jeszcze raz kasa. Nie brakuje klubów i działaczy, którzy machają ręką na wychowanków, bo mogą sobie kupić gotowych, świetnie przygotowanych piłkarzy i w kilka miesięcy zbudować zespół, który powalczy o mistrzostwo Polski.

No to wygląda na to, że Ruch nie może się odnaleźć w nowych realiach.

- Ten problem nie dotyczy tylko Ruchu, ale wszystkich śląskich drużyn. Wisła Kraków zdobyła już 12. tytuł mistrza Polski. Jeżeli nadal będzie taka skuteczna, to już za kilka lat nie będziemy mówić o niebieskich jako o najbardziej utytułowanym klubie w historii polskiej piłki nożnej [14 tytułów mistrza Polski - przyp. red.]. Szkoda by było...

Co się musi zmienić, by Ruch zaczął grać na miarę osiągnięć z czasów PRL-u?

- Podstawą jest duży nowoczesny stadion. Za dwa lata takie obiekty powstaną w Warszawie, Gdańsku, Wrocławiu, Poznaniu, Krakowie i Zabrzu. To drużyny z tych miast będą bić się o czołowe miejsca w lidze.

Nie zapomina Pan o Lubinie czy Kielcach? Tam też mają nowe stadiony.

- Za małe. Moim zdaniem obiekty na kilkanaście tysięcy miejsc dadzą możliwość, żeby walczyć co najwyżej o tytuł ligowego średniaka. Proszę spojrzeć na Europę. Ekscytujące widowiska i wielkie kluby łączą duże stadiony z trybunami na kilkadziesiąt tysięcy miejsc. Na organizacji każdego spotkania zarabia się miliony euro. U nas jest dokładnie na odwrót. Ruch, grając na Stadionie Śląskim, musiał jeszcze do tego dopłacać. Uważam jednak, że to się zmieni. Gra na Śląskim jest dla Ruchu jedyną możliwością, by zerwać z ligową przeciętnością i znowu bić się o mistrzostwo.

Ostatnie miesiące pokazały jednak, że potencjał sportowy Ruchu ma się nijak do potencjału Śląskiego. 5 tys. widzów na meczu ligowym to dla klubu i stadionu żaden splendor. Pewnie słyszał Pan narzekania piłkarzy, którzy chcieli jak najszybciej wrócić na Cichą.

- Słów piłkarzy nie chcę komentować. To jakiś absurd. Gdy wygrywali po pasjonujących meczach z Górnikiem, Wisłą czy Legią, to Śląski jakoś im nie przeszkadzał. Zgadzam się, że 5 tys. kibiców na 40-tysięcznym obiekcie to wielkie nieporozumienie, ale mimo wszystko uważam, że miejsce Ruchu jest na Śląskim. Jeżeli niebiescy zostaną na Cichej, sami zostaną skazani na średniactwo.

Czyli na nowy obiekt na Cichej klub nie ma co liczyć?

- Od kilku lat stadion Ruchu jest ciągle remontowany. Latem po zamontowaniu podgrzewanej murawy będzie spełniał wszystkie wymogi, jakie stawia przed nim PZPN. Ja wiem, że to nie jest stadion naszych marzeń, że kibice nie są nim zachwyceni. Że stary, betonowy, że z trybun słaba widoczność... Dlatego myślimy o dwóch scenariuszach. O pierwszym już mówiłem - Ruch powinien przenieść się na stałe na Śląski. Podpisać długoterminową umowę, powiedzmy, na 15 lat i budować swoją markę i sukcesy, opierając się na najlepszym stadionie w regionie. Cicha pozostałaby w takim stanie jak dzisiaj i służyłaby przy okazji mniej prestiżowych spotkań. Korzyści? Powtarzam - przyszłość klubu jest na dużym stadionie. Zaoszczędzi też miasto. Koszt budowy nowego obiektu to wydatek 50-80 mln zł.

Musi Pan jednak założyć, że działacze Ruchu nie będą chcieli przeprowadzać się na Śląski. Co wtedy? Będą walczyć o mistrzostwo na stadionie z minionej epoki?

- Uważam, że pozostanie na Cichej będzie klęską organizacyjną Ruchu. Wszystko rozstrzygnie się ciągu dwóch, trzech lat. W tym czasie Śląski będzie remontowany, więc Ruch i tak będzie grał na domowym obiekcie. Jeżeli jednak Ruch nie dogada się ze Śląskim, to być może wyburzenie Cichej i budowa nowego stadionu będzie jedynym wyjściem.

Działacze powtarzają, że jeżeli Ruch ma grać na Śląskim, to musi walczyć o mistrzostwo. Mariusz Śrutwa stwierdził ostatnio w "Gazecie", że nie będzie wielkiego klubu bez pomocy miasta. Podkreślał, że Chorzów wzorem Wrocławia, Zabrza czy Gliwic powinien przejąć akcje niebieskich i tym samym uwiarygodnić klub wśród potencjalnych sponsorów.

- Proszę spojrzeć na światową piłkę nożną - miasta nie są udziałowcami klubów. To, co się dzieje w Polsce, jest nienormalne, a ja chciałbym uniknąć posądzenia o to, że Chorzów działa według dziwnych zasad. Miasto nie przejmie akcji tylko dlatego, żeby zachęcić jakąś firmę do zainwestowania w klub. Możliwy jest scenariusz, że zdecydujemy się na takie rozwiązanie, jeżeli Ruch pozyska partnera, który będzie liczył na bliższą współpracę z miastem. Chorzów uwiarygodnia niebieskich i bez posiadania akcji. Utrzymujemy stadion, który udostępniamy Ruchowi za złotówkę. Wspieramy szkolenie młodzieży, a od tego roku inwestujemy także w pierwszy zespół. Ruch otrzymał od miasta ponad milion złotych. Mało?

Słyszałem, że po jednym ze spotkań w urzędzie miejskim Mariusz Klimek, właściciel niebieskich, zdenerwowany powiedział, że jest gotów oddać miastu akcje Ruchu nawet za złotówkę. Co Pan zrobi, jeżeli Klimek będzie zdeterminowany, żeby tak właśnie zrobić?

- Tak to już jest, że właściciele klubów zawsze chcą więcej. Za Ruchem ciężkie miesiące, więc pan Klimek miał prawo czuć się rozżalony, ja jednak o podobnej propozycji nie słyszałem. Czytałem za to, że chciał sprzedać swoje akcje, które są warte około 10 mln zł. Życzę mu, żeby znalazł firmę, która nie będzie dla Ruchu sponsorem, tylko partnerem chcącym budować swoją markę, opierając się na niebieskich barwach. Tak dzieje się w Warszawie, gdzie Legię wsparł koncern ITI, czy we Wrocławiu, gdzie silny Śląsk chce budować Grupa Polsat.

Jest Pan byłym hokeistą. Nie żałuje Pan, że Ruch nie ma sekcji hokeja?

- Nie każde miasto musi być mocne we wszystkich dyscyplinach. Kocham hokej i jeżeli tylko pozwala mi na to czas, to oglądam mecze. Na zaproszenie Andrzeja Dziuby [prezydenta Tychów - przyp. red.] zaglądam na lodowisko GKS-u Tychy. W hokeja gram też w domu, na komputerze. Wybieram Polskę i dla przyjemności ogrywam Niemców, a czasami drużyny z Rosji czy Kanady. Strzelanie bramek sprawia mi wielką przyjemność ( śmiech ).

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.