Liga włoska. Kamil Glik, "piękność dnia"

Jest obrońcą, a właśnie wyrównał najlepsze osiągnięcie Zbigniewa Bońka w lidze włoskiej - strzelił siedem goli w sezonie. Teraz rusza w pościg za rekordzistami wszech czasów Serie A.

W sobotę piłkarz Torino przyłożył Atalancie - nie jak zwykle głową, lecz z woleja. Siedem goli czyni go najskuteczniejszym defensorem w czołowych ligach europejskich. Wyprzedza Naldo i Ricardo Rodrigueza, którzy dla niemieckiego Wolfsburga wbili po sześć bramek. Rozanieleni Włosi przywołują nazwiska poprzedników Glika, czyli najbardziej zachłannych snajpersko obrońców w całej historii tamtejszego futbolu. To wyłącznie zawodnicy fantastycznie utytułowani - obwieszeni medalami mundiali Giacinto Facchetti (10 goli), Daniel Passarella (11) oraz Marco Materazzi (12). Polakowi zostało dziewięć kolejek, by im dorównać. I zapowiedział już, że na finiszu rozgrywek być może poprosi - czy kapitan musi w ogóle "prosić"? - o pozwolenie na wykonywanie rzutów karnych.

A przecież strzela nie tylko w Serie A. Ósmą bramkę w sezonie zdobył w jesiennym meczu reprezentacji w Gruzji, dziewiątą - w niedawnym meczu Ligi Europejskiej z Zenitem St. Petersburg. "Ależ on się stał piłkarzem!" - wzdychał po tamtym wieczorze komentator "La Gazzetta dello Sport", który uznał Glika za bohatera spotkania. Wyboru nie miał żadnego. Polak nie tylko strzelił wówczas zwycięskiego gola, ale też wcześniej strzelił nieuznanego z powodu minimalnego spalonego; cały czas wyglądał na ostro napalonego ofensywnie, po polu karnym krążył jak rekin, a w 90. minucie wyprawił się na skrzydło, by stamtąd - to absolutna nowość w jego repertuarze - dośrodkować. Bardzo groźnie dośrodkować.

Tempo, w jakim ten gracz się rozwija, widać gołym okiem. Coraz bardziej odpowiedzialnie broni, coraz mądrzej się ustawia, coraz precyzyjniej wyprowadza piłkę, coraz silniej wpływa na kolegów, wyrasta na kapitana drużyny w sensie ścisłym charyzmatycznego. Rozgestykulowany lider, który z pasją wymachuje rękami, by inni robili na boisku to, co on uważa za słuszne. Właściwie w każdym meczu ma też przynajmniej jedną poważną okazję strzelecką. Na połowie przeciwnika - zwłaszcza przy rzutach rożnych i wolnych - przeobraża się w nienasyconego, drapieżnego napastnika. I do napastników Włosi go porównują, gdy wysławiają snajperskie wyczyny Polaka - on strzela gola co 294 minuty, tymczasem Mario Gomez z Fiorentiny - co 316, a Rodrigo Palacio z Interu Mediolan - co 372. A Boniek, ze względu na wspaniałe występy w rozgrywanych wieczorami meczach europejskich pucharów nazywany w latach 80. "pięknością nocy", obwołał już rodaka "pięknością dnia".

Według analitycznego serwisu Squawka Glik jest trzecim najlepszym obrońcą Serie A w sezonie, ustępuje jedynie Daniele Ruganiemu z Empoli i Giorgio Chielliniemu z Juventusu. Według wyliczeń Whoscored.com - trzecim najdokładniej podającym obrońcą, ustępuje tylko Mapou Yandze-Mbiwie i Kostasowi Manolasowi z Romy. A jego bramki wnoszą tym większą wartość, że prawie zawsze rozstrzygają o wynikach, ewentualnie padają w meczach jako pierwsze. Genoi zadał dwa ciosy - na 1:1 oraz 2:1. Milanowi wbił gola na 1:1 (tak zostało). Palermo - na 2:2 (wynik też się nie zmienił). Napoli - zwycięskiego, na 1:0. Zenitowi - też zwycięskiego, na 1:0. A reprezentacji Polski pomógł złamać Gruzję - wbił jej pierwszego, koledzy poprawili wynik dopiero w końcówce. Nawiasem mówiąc, Glik w pewnym sensie ocalił ofensywę Torino po letnim demontażu ataku. Odeszli wówczas obaj czołowi snajperzy drużyny, król strzelców ligi włoskiej Ciro Immobile oraz Alessio Cerci, którzy kompletnie pogubili się w Borussii Dortmund oraz Atlético Madryt i razem wzięci zdobyli w bieżącym sezonie mniej bramek od Polaka.

Fani śpiewają dla swojego Il Capitano serenady, na włoskich portalach co chwilę czytamy, że "nie sposób go nie kochać", że jest "gladiatorem, który nie boi się nikogo i niczego". Wystartowała też akcja "Glik non si tocca" - w wolnym tłumaczeniu "Ręce precz od Glika" - mająca na celu przekonanie go, by pozostał w klubie. Polak powtarza, że wypełni kontrakt wygasający w 2017 roku, ale zarazem plotki o zainteresowaniu Tottenhamu komentuje uwagą, że "ze względu na swoje warunki fizyczne pasowałby do ligi angielskiej" (Włosi twierdzą, że najwięcej ofert spływa z Bundesligi).

Środkowego obrońcy o takiej zagranicznej renomie nie mieliśmy od czasów Tomasza Wałdocha i Tomasza Hajty, którzy na początku stulecia bronili barw Schalke. Ba, Glik być może obu niebawem przeskoczy i spotężnieje na naszego najlepszego stopera XXI wieku - 27-latek na jego pozycji ma prawo czuć się ledwie na półmetku kariery. A jeśli dosłuży się transferu, to zapewne zostanie pierwszym w historii polskim piłkarzem sprzedanym za kwotę ośmiocyfrową.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.