Maciej Skorża: To normalne, że nawet reprezentanci są rezerwowymi

- Dream team? Zabawne są te określenia o Wiśle. Mistrzostwo Polski dopiero trzeba zdobyć, a na drodze do Ligi Mistrzów musimy pokonać bardzo silnego rywala. Sparingi ze Steauą czy CSKA Sofia nie wypadły korzystnie, a to nie są tuzy europejskiej piłki - mówi trener lidera ekstraklasy

Andrzej Klemba: Po transferach Wisły zanosi się na szybką, łatwą i przyjemną rundę dla lidera.

Maciej Skorża: Szybką na pewno, bo potrwa dwa i pół miesiąca. Ale na pewno nie łatwą. Powiem więcej, ta runda będzie dla Wisły podwójnie trudna. Powtórzyć wynik z rundy jesiennej będzie piekielnie ciężko, zaś po medialnej wrzawie związanej z transferami oczekiwania co do wyników i stylu gry będą ogromne.

Każdy mecz będzie oznaczał zażartą walkę z niezwykle mocno zmobilizowanym przeciwnikiem. Poziom sportowy naszych rywali będzie różny, ale poziom motywacji Legii czy Polonii Bytom będzie tak samo wysoki.

Lepiej gonić niż być gonionym?

- Zdecydowanie lepiej być liderem z 10-punktową przewagą. Jednak będzie się to wiązało z ogromną chęcią naszych rywali pokonania zespołu, który nie przegrał od 17 kolejek i o którym wszyscy mówią, że już jest mistrzem Polski.

Macie 47 punktów, siedem z 13 spotkań u siebie, i to głównie z zespołami z dołu tabeli. Komplet zwycięstw w Krakowie dałby wam 68 punktów. Od trzech sezonów więcej nie trzeba do mistrzostwa Polski...

- Po pierwsze, nie wygraliśmy tych meczów, po drugie, 68 punktów nie musi dać tytułu. Takie wyliczanki niczemu nie służą, bo i tak boisko wszystko zweryfikuje. Nie zamierzam planować, które mecze musimy wygrać, a które można odpuścić.

Ma pan już w składzie tych 16-18 równorzędnych piłkarzy na europejskie puchary?

- Jak na polskie realia dysponujemy szeroką i wyrównaną kadrą. Wciąż jednak potrzebujemy wzmocnień w perspektywie występów w europejskich pucharach. Naszym celem jest stworzenie zespołu, który zagwarantuje skuteczną grę o najwyższe laury w rozgrywkach krajowych nawet w momencie, kiedy będziemy uwikłani w walkę o Ligę Mistrzów lub w Pucharze UEFA.

Jest pan pierwszym trenerem, który już zimą ma skład do walki o Ligę Mistrzów.

- Teraz na pierwszym planie jest tytuł mistrza Polski. Jeśli go zdobędziemy, nasze szanse w eliminacjach LM z pewnością się zwiększą dzięki tym transferom. To zdecydowanie lepsza sytuacja niż dokonanie zakupów dopiero w lipcu. Jednak jeszcze nie na wszystkich pozycjach mam odpowiedni wybór. Dwa, trzy ogniwa muszą być wzmocnione. Wydaje się, że w tej chwili najsilniejszy jest atak, ale pod warunkiem, że Radka Matusiaka i Andrzeja Niedzielana uda nam się doprowadzić do wysokiej formy.

Jak poskromić drużynę gwiazd? Jak poradzi sobie pan z sadzaniem na ławkę bądź odsyłaniem na trybuny reprezentantów Polski?

- Głośne nazwiska przyćmiły trochę obraz Wisły, bo sytuacja nie jest wcale taka wspaniała. Personalnie to jest bardzo silna drużyna, pod warunkiem że wszyscy są zdrowi i w formie. A teraz żadne z tych założeń nie jest spełnione. W pierwszych meczach z powodu kontuzji zabraknie kilku kluczowych graczy. Wypada nam pierwszy bramkarz, prawy i lewy obrońca oraz najlepszy strzelec. To powoduje we mnie niepokój i zarazem ciekawość, jak spiszą się ich zastępcy.

W trakcie sezonu postaram się równomiernie gospodarować całą kadrą. W moim interesie jest mieć szeroką grupę zawodników, którzy są w rytmie meczowym. Jesienią graliśmy 12-13 zawodnikami, po transferach ta liczba z pewnością wzrośnie. Jeżeli natomiast ktoś nie wytrzyma presji, usiądzie na ławce czy trybunach i z tego powodu się załamie, straci motywację do gry, to będzie oznaczało, że nie pasuje do drużyny. W zespołach regularnie występujących w pucharach to normalna sprawa, że nawet reprezentanci są rezerwowymi.

W styczniu narzekał pan, że nic z transferów nie wychodzi, a teraz jesteście królami polowania... To była taka gra?

- (śmiech) Takie sygnały do mnie docierały. W pewnym momencie wydawało się, że żądania zawodników są zbyt wygórowane. Na szczęście negocjacje zakończyły się powodzeniem.

Szczęścia Wiśle nie brakowało. Łobodziński za 400 tys. euro, Matusiak za darmo, bo nie dogadał się w Bełchatowie.

- Ale przecież ci zawodnicy mogli iść do 15 innych klubów w Polsce albo za granicę. Jednak wybrali Wisłę i myślę, że nie tylko ze względów finansowych.

Warto było brać Matusiaka na dwa i pół miesiąca, choć napastnik nie jest gotowy do gry, a poza tym i bez niego sztuką byłoby nie wygrać ligi?

- Tak, bo wierzę, że po kilku tygodniach Radek wróci do wysokiej formy. Potrzebowaliśmy takiego napastnika również po to, by mistrzostwo było łatwiejsze do zdobycia. W porównaniu z jesienią zespół dość mocno się zmienił. To nie będzie takie łatwe, by drużyna od początku grała tak jak w poprzedniej rundzie.

Gdyby musiał pan dokonać wyboru - Garguła czy Krzynówek?

- Musiałbym się mocno zastanowić, ale na szczęście nie mam tego dylematu. Może obu uda nam się jeszcze ściągnąć.

Buduje pan zespół na puchary, ale po sezonie Matusiak wraca do Heerenveen, Dariusz Dudka nie może doczekać się wyjazdu za granicę, podobnie jak Radosław Sobolewski. To bardzo ważni piłkarze w zespole.

- Bardzo mi zależy, by w przypadku wygrania ligi utrzymać skład, przynajmniej do meczów eliminacyjnych Ligi Mistrzów. Będę nalegał, by tak się stało, i rozmawiał o tym z zawodnikami. Mam nadzieję, że dla tych piłkarzy to będzie duże wyzwanie. Zdobyć mistrzostwo, zostać w Wiśle i dokonać czegoś wielkiego, czyli awansować do Ligi Mistrzów.

Jest pan w konflikcie z Dudką?

- To wymysły prasy. Kiedyś w Amice Wronki istotnie kilka razy musieliśmy po męsku porozmawiać, ale nigdy nie było między nami konfliktu. Bardzo dobrze współpracuje mi się z Darkiem.

Transfery z najwyższej półki zatarły złe wrażenie po puszczeniu za darmo Kamila Kosowskiego. Dlaczego tak łatwo odpuściliście piłkarza, który nie dość, że był wzmocnieniem, to jeszcze miał duży wpływ na zespół poza boiskiem. Starszy o rok i dużo droższy Jacek Krzynówek jest lepszy?

- Moje stanowisko w sprawie Kamila było jasne. Chciałem, by został, i tylko mogę żałować, że umowa nie została przedłużona. Ale żeby ją podpisać, obydwie strony musiały tego chcieć, a tak nie było.

Łobodziński i Kosowski to podobni piłkarze?

- To dwie odmienne osobowości. Łączy ich to, że na boisku dają z siebie wszystko. Wojtek powinien być silnym "motorem napędowym" prawej strony.

700 tys. euro za Tomasa Jirsaka zacznie się w końcu zwracać?

- Mam nadzieję. Tomas miał różne okresy podczas przygotowań, ale w końcówce spisywał się bardzo dobrze. Robi postępy i dostanie dużo więcej szans niż jesienią.

Nawet z takim dream teamem awans do Ligi Mistrzów może być nieosiągalny. Wystarczy w losowaniu trafić na czwartą drużynę ligi angielskiej, włoskiej czy hiszpańskiej...

- Czyli co to za dream team?! Doprawdy zabawne są te określenia. W trakcie zimowych przygotowań graliśmy ze Steauą Bukareszt czy CSKA Sofia. Te konfrontacje nie wypadły dla nas korzystnie, a przecież to wcale nie są tuzy europejskiej piłki.

Zdaję sobie sprawę, że awans do fazy grupowej LM będzie możliwy tylko w przypadku wygrania rywalizacji z bardzo silnym rywalem. To piekielnie trudne, ale kluczowe będzie podjęcie walki jak równy z równym. Wierzę, że jeżeli w ogóle do takich meczów dojdzie, to piłkarze wzniosą się na wyżyny umiejętności.

Wielu pańskich piłkarzy chciałoby pojechać na mistrzostwa Europy. Nie będą się oszczędzać, by np. nie doznać kontuzji?

- Nie ma na to szans. Jeśli tak by się działo, trener Beenhakker to dostrzeże i dopiero wtedy pojawią się problemy z wyjazdem na Euro. Jestem przekonany, że mistrzostwa będą dodatkową mobilizacją.

Kto oprócz Wisły dokonał wzmocnień?

- Hitem transferowym jest Wojciech Kowalewski w Koronie Kielce. To zawodnik o europejskim nazwisku, który grał w Lidze Mistrzów i w dobrych klubach.

A Legia?

- Ta drużyna zawsze wzbudza szacunek i na pewno nie powiedziała ostatniego słowa. Będą liczyli na nasze potknięcie i próbowali nas dogonić. To będzie nasz najgroźniejszy rywal.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.