Wisła - Legia: Zagrajcie to pięknie

Wraca wielki klasyk polskiej ligi. Mecz Wisły z Legią znów elektryzuje kibiców. W niedzielę w Krakowie będzie ich na trybunach 21 tys., a zapotrzebowanie na bilety było nawet trzy razy większe

- Bez względu na rywala, zawsze gramy o zwycięstwo. Remis z Legią będzie dla nas słabym wynikiem - mówi trener Wisły Maciej Skorża. - Żeby zremisować, trzeba chcieć wygrać. Do Krakowa jedziemy po wygraną - odpowiada szkoleniowiec Legii Jan Urban.

Faworytem jest prowadząca w tabeli Wisła, która w Krakowie rywali unicestwia, a na wyjazdach straciła tylko cztery punkty w Bełchatowie i Wodzisławiu. Jeśli zwycięży w niedzielę, strata Legii wzrośnie do ośmiu punktów. - Nawet jak wygramy, to jeszcze nic nie będzie przesądzone. Jeszcze niedawno to my mieliśmy cztery punkty do Legii - mówi Skorża.

Oba kluby mają za sobą katastrofalny sezon, po którym Legia wylądowała w Pucharze Intertoto, a tradycyjnie "eksportowa" Wisła w ogóle nie grała w pucharach. Czy można czuć większą potrzebę rehabilitacji? Obie drużyny jednocześnie się jednak nie zrehabilitują, bo mistrzostwo jest jedno, a drugie miejsce znaczy dla obu tyle, co porażka.

Wisła gra widowiskowo i skutecznie, są tacy, którzy już mają odwagę porównać ją z drużyną Kasperczaka, która nie miała sobie równych w Polsce. Przed sezonem do Dortmundu odszedł Błaszczykowski, ale zrekompensował to powrót Kosowskiego (od soboty leczy kontuzję, gdyby nie zagrał z Legią byłaby to olbrzymia strata) i świetna forma Zieńczuka, który w ubiegłym sezonie nie zdobył bramki, a teraz już osiem. - Zieńczuk mówi, że strzeli nam gola? Sam bym tak mówił, gdybym miał taką passę. Niech próbuje - prowokuje trener Urban.

W 11 meczach Wisła strzeliła aż 31 goli, podczas gdy z ligowych rywali tylko Lech przekroczył 20. Może zrobić to i Legia, ale musi strzelić bramkę w Krakowie. Roger z Chinyamą nie są teraz w życiowej formie, ale to piłkarze o potencjale - jak na naszą ligę - ogromnym. Brazylijczyk potrafi niekonwencjonalnie podać, gracz Zimbabwe pobiec szybciej od wiatru i strzelić. Na to pewnie liczy Jan Urban, którego zespołu nie stać raczej na otwartą wymianę ciosów, ale na skuteczną obronę i kontry. Ta taktyka sprawdzała się przez siedem kolejek, przynosząc Legii nienotowaną w dziejach klubu serię siedmiu zwycięstw na starcie sezonu. Wyprzedzała wtedy Wisłę o cztery punkty, aż przyszła zapaść z dwoma kolejnymi porażkami z Lechem i Odrą Wodzisław. Jaka jest więc prawda o Legii? Czy to drużyna dobra i ambitna, jak wskazywał początek sezonu, czy słaba i bezradna, jak ostatnio? W Krakowie jest najlepszy moment, by znaleźć odpowiedź.

To trener Legii Jan Urban zobowiązany jest wymyślić coś specjalnego na Wisłę. To jego zespół jest w dołku, to on zdaje się mieć słabszych graczy, którzy bez pomysłu trenera wyglądać mogą w Krakowie jak dzieci we mgle. Wisła Macieja Skorży może zagrać po swojemu: akcje oskrzydlające dały jej już wiele bramek. Druga linia jest atutem Skorży, bo Cantoro i Sobolewski to najbardziej znana i teoretycznie najlepsza para defensywnych pomocników w całej ekstraklasie. Teoretycznie, bo Mirosław Trzeciak, kiedy nie był jeszcze dyrektorem sportowym Legii, stwierdził po występie kadry na niemieckim mundialu, że Sobolewski to jeden z najbardziej przecenianych polskich piłkarzy. Zdaniem Trzeciaka gra sercem, a nie głową, gubi ustawienie i w kluczowych momentach nie ma go tam, gdzie trzeba - czyli nie asekuruje stoperów. A właśnie para stoperów może być piętą achillesową Wisły, bo choć krakowianie stracili dotąd zaledwie sześć goli (tylko Legia mniej - 5), to w niedzielę nie zagra Głowacki (kartki), a zastępujący go Dudka zostanie ustawiony w środku z Cleberem pierwszy raz. Czy więc drużyna Skorży zagra z dziurą w centrum boiska? Jeśli nawet, to jeszcze trzeba to wykorzystać. Skorża mówi, że w Legii najbardziej obawia się Gizy. Problem w tym, że wypożyczony z Cracovii pomocnik jeszcze nawet Urbana do siebie nie przekonał. I też nie będzie lepszej okazji niż w niedzielę.

Legia nie wygrała w Krakowie od dekady, kiedy bramki zdobyli dla niej Kucharski, Czykier i Bednarz. - Po porażce z Lechem mówiłem, że niektórzy zawodnicy nie udźwignęli presji wielkiego meczu. Przed meczem z Wisłą już tych problemów nie będzie. Tzn. ja bym nie miał - mówi Urban. Bez względu na szanse jego drużyny bezsporne jest, że po dwóch latach mecze Wisły z Legią znów są wizytówką polskiej ligi.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.