Prezes Legii: Nie ma wojny z kibicami

Część kibiców z ?żylety? nie dopinguje zespołu i tyle. Ich wola. Mnie to nie przeszkadza. Ale piłkarzom doping by się przydał - mówi prezes Legii Leszek Miklas.

Robert Błoński: Po pięciu meczach Legia bez straty gola i punktu jest samodzielnym liderem. Trwa jednak konflikt klubu z kibicami.

Leszek Miklas: Nie mieści mi się w głowie, że niewielka grupa kibiców stawia własny interes ponad przyszłość klubu.

Przeciwko czemu protestują?

- Najbardziej ich boli nieorganizowanie przez klub wyjazdów na mecze oraz zakazy stadionowe nałożone na kilkanaście osób, w tym te, które organizowały doping na "żylecie". Teraz każdy kibic, by wejść na stadion Legii, musi mieć kartę kibica. Kością niezgody jest zerwanie współpracy ze SKLW (Stowarzyszeniem Kibiców Legii Warszawa).

Ale kibice Legii jeżdżą na mecze wyjazdowe i są wpuszczani na stadiony.

- Nie możemy zakazać im wchodzenia na mecze na innych stadionach, jeżeli organizatorzy się na to godzą i biorą odpowiedzialność. Uprzedziliśmy wszystkich w lidze, że nie organizujemy wyjazdów dla kibiców.

W Zabrzu i Łodzi kibice zachowywali się w miarę przyzwoicie. Poza hasłami pod adresem właścicieli i pana osobiście nie było awantur, środków pirotechnicznych ani wielu wulgaryzmów.

- Człowiek, który jedzie na mecz w niezorganizowanej grupie, sam bierze za siebie odpowiedzialność. Wie, że złe zachowanie w Zabrzu spowodowałoby, że ŁKS nie chciałby ich widzieć. Kiedy mają świadomość, że można się zabawić na koszt właścicieli Legii, hamulce puszczają. To przejaw skrajnego lekceważenia klubu. Czasem chcą pokazać, kto tu rządzi.

Legii odpowiada stan, jaki jest teraz?

- Oczywiście. Opinia o kibicach Legii na wyjazdach tylko się poprawia. Wystarczy dać człowiekowi odpowiedzialność za siebie, żeby go całkowicie zmienić.

A identyfikacja na Łazienkowskiej? Dlaczego kibice tego nie akceptują?

- Bo identyfikacja uniemożliwia wchodzenie na stadion osobom mającym zakazy stadionowe. I to jest problem.

Dlaczego klub zerwał jakikolwiek dialog ze SKLW?

- Lepsze jest pytanie, po co wcześniej klub współpracował z SKLW! Sądziliśmy, że reprezentują większość kibiców. A tak nie jest. Reprezentują interesy kilku małych grup, które chciałyby mieć nieproporcjonalnie większy wpływ na życie klubu. Niedawno jedna z ważniejszych dla kibiców internetowych stron Legii zrobiła sondę, w której zapytała, czy po wydarzeniach w Wilnie klub powinien wrócić do współpracy z SKLW. 63 proc. z prawie 3 tys. osób biorących udział w sondzie powiedziało nie!

SKLW angażuje w mediacje z klubem wiceprezydenta Warszawy, PZPN, Ogólnopolskie Stowarzyszenie Kibiców...

- Wszyscy niepotrzebnie tracą energię. SKLW nie potrzebuje żadnych mediatorów. Kiedy zaakceptuje znane im od dwóch miesięcy warunki, potraktujemy ich jak każdego, kto chce pomóc klubowi. W ostatnich latach wielokrotnie pokazali, że nie można im ufać za grosz. Do tej pory siadaliśmy z nimi do rozmów bez stawiania warunków wstępnych. To był błąd.

Za dwa miesiące SKLW straci lokal przy Łazienkowskiej, klub zabrał im miejsce, gdzie trzymali flagi.

- Nie ma powodu, dla którego przedstawiciele części kibiców, którzy na każdym kroku kontestują działania klubu, mają mieć uprzywilejowana pozycję. Stracili jeden z kilku magazynów na flagi, a 17 października stracą pokój w magazynie. Flagi zabrali sami, chcąc w ten sposób stworzyć kolejny argument do protestu. Użyli szantażu. Powiedzieli, że jeżeli wszystko ogłoszą, będzie kolejny powód do protestu. Największe flagi wciąż znajdują się na stadionie. Innych nikt nie kazał zabierać. A miejsc na spotkania SKLW jest dużo. Polecam sklepik z pamiątkami prezesa SKLW, tuż obok stadionu. Flagi niszczeją w garażu, niszczały i w budynku głównym. Bo nikt o nie nie dbał. Były mokre, rzucane jedna na drugą i zostawiane. Chcieliśmy zapłacić za regały, ale opiekunowie mieli je suszyć i układać. Tymczasem oczekiwali, że będą to robić pracownicy klubu. Nie ma mowy. W tym samym garażu przechowujemy sprzęt za kilkaset tysięcy złotych oraz skórzane meble. Nie mamy żadnych strat - tyle że dbamy o nie.

Czyli kibice mogą wieszać flagi na płocie?

- Tak, ale nie każdą. We Włoszech każda flaga kilkadziesiąt godzin przed meczem jest sprawdzana i musi być zaakceptowana przez klub i policję. Nie ma haseł typu: "Pozdrowienia do więzienia". U nas też takich nie będzie. Flagi nie wiszą, bo część kibiców próbuje nas zmusić do nawiązania współpracy z SKLW na warunkach stowarzyszenia. Nie ma mowy.

Jak długo będzie trwała "zimna wojna" "żylety" z Zarządem?

- Nie ma żadnej wojny. Część kibiców z "żylety" nie dopinguje zespołu i tyle. Ich wola. Mnie to nie przeszkadza. Ale piłkarzom doping by się przydał. Taki stan jak dzisiaj jest do zaakceptowania. Na trybunach jest bezpiecznie. Z całą odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że klub zapewnia bezpieczeństwo na stadionie każdemu. Mało jest wulgaryzmów, co odpychało rodziny z dziećmi. Sprzedaliśmy więcej karnetów niż w rekordowym sezonie 2005/06 (3540)!

W ubiegłym tygodniu UEFA złagodziła karę nałożoną na Legię za wydarzenia w Wilnie. Jak to się stało?

- UEFA wysoko oceniła działania, jakie podjęliśmy wobec chuliganów. To było decydujące.

Co konkretnie?

- Identyfikacja, zakazy wyjazdów, zakazy stadionowe, a także zerwanie współpracy z SKLW.

Po decyzji UEFA SKLW deklaruje współpracę w zakresie wyjazdów.

- Nie, dziękuję. Gdybyśmy się zgodzili, jestem pewny, że zagramy jeszcze jeden mecz w pucharach i zostaniemy wykluczeni na dłużej. Szczerze się uśmiałem z oświadczenia SKLW, szczególnie gdy przypomniałem sobie "skuteczność" działania "stewardów" ze SKLW w meczu z Austrią Wiedeń. Wszyscy w autobusie byli pijani, okradali stacje benzynowe, na siedzeniach pojawiła się krew. Klub zapłacił 68 tys. zł kary. Mamy inną wizję organizacji meczów wyjazdowych w pucharach.

Jaką?

- Musimy zastosować "model angielski". Polega on na tym, że kluby "autoryzują" do wyjazdu tylko osoby, którym bezwzględnie ufają. W naszym przypadku będą to tylko posiadacze kart kibica. Pierwszeństwo zakupu biletów dostaną posiadacze karnetów. Kilka tygodni przed meczem obejrzymy oba stadiony, na których możemy zagrać. Na podstawie danych oraz rozmów zdecydujemy o liczbie biletów, które sprzedamy w imieniu klubu, do którego pojedziemy. Na mecz wyślemy stewardów oraz ochronę wyposażoną w czytniki kart. To zapewni, że nic się na stadionie nie stanie. O wszystkim poinformujemy ambasadę oraz UEFA.

A jak kibice przyjadą na własną rękę?

- Nie wejdą do naszego sektora.

Ale mogą rozrabiać nawet specjalnie, żeby udowodnić, że "Legia to oni".

- Zrobią to na koszt klubu, który ich przyjmie. Legia będzie odpowiedzialna tylko za kibiców w sektorze gości.

Kary dla Legii od sierpnia 2002 do sierpnia 2007

Grzywny - 177 tys. zł, 90 tys. franków szwajcarskich

 

Odszkodowania dla klubów - 29 985 zł, 10 tys. franków, 21 109 euro.

 

Obsługa prawna - 40 tys. franków

 

Zakaz udziału w meczach wyjazdowych - 13 meczów

 

Zakaz udziału publiczności na trybunie otwartej - 1 mecz

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.