Prokuratura kontra kibole Lecha. Od umorzenia do wznowienia śledztwa?

Prokuratura chce wznowić śledztwo przeciwko zadymiarzom Lecha Poznań. Umorzono je, choć policjanci ich zidentyfikowali

O decyzji prokuratora Marka Świtały pisaliśmy wczoraj. Świtała kilka dni temu umorzył śledztwo przeciwko dziesięciu osobom, które podczas jesiennego meczu z Wisłą Kraków opuściły swoją trybunę i zaatakowały sektor gości. Policjanci zidentyfikowali je na podstawie nagrań z monitoringu. Postawili im też zarzuty.

Świtała stwierdził jednak, że monitoring nie wystarczy. A ponieważ podejrzani zaprzeczyli, że brali udział w zadymie, "brak jest jakichkolwiek obiektywnych i przekonujących dowodów wskazujących na to, iż wyżej wspominane osoby w ogóle brały udział w zdarzeniu". Prokurator uznał też, że w ogóle nie można mówić o "niebezpiecznym zachowaniu, które zakłóciło przebieg imprezy sportowej", ponieważ sędzia nie przerwał meczu.

Wczoraj dotarliśmy do uzasadnienia decyzji o umorzeniu śledztwa.

Okazuje się, że jeden z podejrzanych nie wypierał się pójścia pod sektor wiślaków. Stwierdził, że był tam z ciekawości, ale nie mógł nikogo atakować, bo miał zwolnienie lekarskie zakazujące biegania.

Policja początkowo chciała zarzucić kibolom udział w bójce. Świtała był przeciwny, bo chuliganów stadionowych obu drużyn oddzielała pleksiglasowa osłona, która wytrzymała do przybycia policji. Kibole uderzali w nią, atakowali też przeciwników sznurami i pasami. Zdaniem Świtały nie można tego nazwać bezpośrednim kontaktem, więc nie ma mowy o narażeniu kogokolwiek na niebezpieczeństwo, co jest charakterystyczną cechą bójki.

Prokurator odnosi się też w uzasadnieniu do nagrań z monitoringu. Stwierdza, że kibole mieli na sobie czapki, szaliki i kaptury i że nie było widać żadnych cech charakterystycznych, według których można byłoby zidentyfikować zadymiarzy. Policjanci odpierają argument - mają nie tylko film z monitoringu, ale także nagrania operacyjne, zapisy ze stacji telewizyjnych, a także filmy i zdjęcia zamieszczone w internecie. Jako przykład podają kibola "Didiego", który przewodził atakowi lechitów na wiślaków. Sfotografował go fotoreporter "Gazety". Jednak Świtała uznał, że także na winę "Didiego" nie ma dowodów.

Policjanci byli zaskoczeni decyzją Świtały o umorzeniu śledztwa. - Uważamy, że dowody, które dostarczyliśmy prokuraturze, wystarczają do oskarżenia - stwierdził rzecznik wielkopolskiej komendy Andrzej Borowiak.

Wczoraj akta śledztwa badał wydział nadzoru prokuratury okręgowej. - Kontrola jeszcze się nie zakończyła, ale już teraz uważam, że decyzja o umorzeniu jest kontrowersyjna i co najmniej przedwczesna - mówi nam wiceszef prokuratury Mariusz Orlicki. I wyjaśnia, że mogło dojść do niewłaściwej oceny zebranych dowodów.

Orlicki zapowiada, że jeśli kontrola akt potwierdzi te podejrzenia, zwróci się z wnioskiem do prokuratora generalnego o uchylenie decyzji Świtały jako niezasadnej. Śledztwo zostanie wtedy wznowione. - Poprowadzi je inny prokurator - zapowiada Orlicki.

Największe skandale kibolskie. Żeby obejrzeć kliknij zdjęcie

Czy sądzisz, że kibole w końcu odpowiedzą za swoje czyny?
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.