Latem z Poznania odszedł już Robert Lewandowski, zimą pożegnał się Sławomir Peszko. O ile stratę napastnika udało się załatać Artjomsem Rudnevsem, o tyle bez dobrych skrzydeł "Kolejorz" grał już do końca sezonu. A to one dawały mu siłę i napędzały jego akcje w poprzednim sezonie, gdy wspaniała gra wiosną pozwoliła odrobić straty do Wisły Kraków i zostać mistrzem kraju.
Trener José Bakero po wczorajszej porażce z Lechią 1:2 narzekał na brak farta. - To był mecz jak cały sezon. Niby mieliśmy go pod kontrolą, niby prowadziliśmy i wszystko szło dobrze, by w końcu wszystko się zepsuło. Przypadkowy gol wyrównujący, potem kolejny - tłumaczył Hiszpan, po czym dodał: - Odpowiedzialność za taki wynik Lecha w tym sezonie biorę na siebie, choć uważam, że ten zespół zasłużył na więcej piłkarskiego szczęścia.
"Kolejorz" poniósł wczoraj jedenastą porażkę i żeby zagrać w pucharach, nie wystarczą mu zwycięstwa w dwóch ostatnich meczach. Musi liczyć na porażki rywali.
Bakero zostaje, bo zdołał przekonać właściciela klubu, że potrzebuje więcej czasu. - Przecież nie przyszedłem tu na chwilę. Mam wizję budowy zespołu, którą chcę realizować. Oczywiście dobrze byłoby, gdyby zgadzała się ona z filozofią klubu - mówi Hiszpan.
Zgadza się, aczkolwiek głównie z filozofią Jacka Rutkowskiego. Pozostali członkowie władz "Kolejorza", np. Andrzej Kadziński, byliby skłonni rozstać się z trenerem po nieudanym sezonie, ale muszą zaakceptować wolę właściciela. Rutkowskiemu imponują znajomości trenera w wielkim futbolu. Dla byłego gracza Barcelony nie jest wielkim problemem zaprosić do współpracy na rzecz Lecha Christo Stoiczkowa, który ułatwia teraz poznańskim skautom wyszukiwanie graczy w Bułgarii. M.in. za jego sprawą w przyszłym tygodniu przyjdzie do Lecha za zaledwie pół miliona euro skrzydłowy Aleksandar Tonew uważany za wielki talent.
Bakero zatem zostanie, ale wszyscy piłkarze - już niekoniecznie. Rutkowski już dawno zapowiadał, że brak awansu do pucharów musi oznaczać oszczędności, bo kadra jest droga w utrzymaniu. Najbliżej transferu jest Semir Štilić - Borussia Mönchengladbach jest ponoć gotowa zapłacić 1,5 mln euro, ale czeka na rewanż barażu o utrzymanie w Bundeslidze - pierwszy mecz z VfL Bochum wygrała 1:0. Na Artjomsa Rudnevsa kupiec by się znalazł, ale na jego odejście zgody nie ma. Do tej pory kontraktu nie podpisało jednak kilku piłkarzy, w tym nieźle zarabiający Bartosz Bosacki. Klub zapewnia, że warunki zostały już uzgodnione, ale podpisu nadal nie ma.